1.
Mężczyzna wracający późno z imprezy chciał sobie skrócić drogę, więc poszedł przez cmentarz. Nagle zobaczył grabarza kopiącego grób. Podkradł się cicho, stanął za grabarzem i wrzasnął: „Uhu! Aaaaa!” Grabarz zerknął przez ramię i nic. Nawet nie mrugnął, kopał dalej. Mężczyzna, dotknięty takim zachowaniem, spróbował jeszcze raz. Wyskoczył przed kopiącego i zawył rozdzierająco. Grabarz spojrzał, ale dalej nic. Wtedy mężczyzna zaczął tańczyć. Grabarz – zero reakcji. W końcu mężczyzna stanął, machnął ręką i ruszył w kierunku bramy. Już miał wyjść z cmentarza, kiedy oberwał łopatą, padł i poczuł, że jest odciągany za nogi w głąb nekropolii. Ze strachu zemdlał. Kiedy odzyskał przytomność, zobaczył nad sobą grabarza i usłyszał: „Krzyczeć wolno. Straszyć wolno. Ale – grabarz zawiesił głos i pogroził leżącemu łopatą – poza teren nie wychodzimy.”
2.
Co ten dowcip ma wspólnego z „Podróżą Turila” Michaela Marcusa Thurnera, powieścią z serii pod patronatem „NF”? Niemało. Turil jest takim grabarzem, umiejącym zachować zimną krew, ale i zabawnym. Co prawda nikt raczej nie próbuje mu uciec spod łopaty, czy raczej – w jego przypadku – ze statku, będącego wysoce samodzielnym i skomplikowanym urządzeniem –jednak Turil jest grabarzem nie byle jakim. I to nie tylko dlatego, że w świecie, w którym toczy się akcja, grabarz nigdy nie jest byle kim. Turil jest jeszcze bardziej wyjątkowy niż inni, z natury profesji wyjątkowi grabarze. Turil jest outsiderem wśród outsiderów. Jest bohaterem, który znużeniem dorównuje Philipowi Marlowe’owi. W dodatku skala problemów, w jakie się pakuje, też jest podobna do tych, jakie miewał Chandlerowski detektyw. Turil ma swoje koszmary. Ma kłopot ze statkiem, Gelfarem, który coraz częściej stara się przejąć nad wszystkim kontrolę, a już na pewno na zbyt wiele pozwala sobie w stosunku do dusz, jeśli tak można nazwać to, czego pełne są jego ładownie. Ale, po kolei.
3.
„Również i tobie, przyjacielu, w niedługim czasie narzucona zostanie rola zmuszająca cię do podejmowania decyzji, które mogą unicestwić całe narody.” Taką przepowiednię usłyszał Turil, kiedy przygotowywał ceremonię pogrzebową na Domiendramie – moment, w którym go poznajemy. Ponieważ jednak los przemówił do niego głosem mało wiarygodnej i przestarzałej SI, nie wziął tych słów na poważnie. Zignorował też inne znaki, mając zresztą na usprawiedliwienie fakt, że od pewnego momentu wiele rzeczy wymknęło się spod kontroli i nie bardzo był czas na przejmowanie się przepowiedniami. To, rzecz jasna, musiało doprowadzić do katastrofy. Sprawy miałyby się może lepiej, gdyby w galaktyce Turila nie zaczęli grasować Kitarzy. Okrutni, nieprzewidywalni i tajemniczy. Wiadomo o nich tylko tyle, że są kręgowcami. Trudno jednak ustalić, czy to ssaki, reptiloidy czy ptakopodobne – jak mówią ci, którzy usiłują badać tę agresywną rasę. Być może Kitarzy są wynikiem kilku spontanicznych mutacji, co tłumaczyłoby pomieszanie ich organów wewnętrznych, ale i ta hipoteza trudna jest do zweryfikowania. Pojawiają się nagle, atakują, grabią, niszczą, mordują i znikają tak szybko, jak się pojawili. To miałaby być robota dla grabarza? Nie mogę zdradzić zbyt wiele, powiem tylko: wszystko jest bardziej skomplikowane niż się wydaje. No dobrze, ktoś mógłby jednak zapytać, czemu akurat grabarz? Czemu w ogóle grabarze?
4.
Po co istnieją grabarze, zwani też tanatologami? „Według oficjalnej wersji – powiedział Turilowi tzw. Nekromancjon, w istocie podszywająca się pod wyrocznię SI – przybywacie tutaj, aby nauczyć się i zrozumieć jak najwięcej z kultury śmierci (…). W rzeczywistości jednak (…) chcecie swojemu nudnemu i bezbarwnemu życiu nadać odrobinę akcji. Przez zbieranie informacji na temat kultu śmierci, fenomenu śmierci, spektaklu śmierci. W nadziei uzyskania całkowitej wiedzy na temat, jaki właściwie sens ma przechodzenie ze światła do ciemności.” Obie wersje – oficjalna i nieoficjalna – zawierają ziarno prawdy. Grabarze cechowi, jak Turil, interesują się śmiercią, zbierają wszystkie dostępne informacje o niej, starają się poznać każdy jej kult i rytuał. Z drugiej strony, jest w tym zawodzie, a na pewno w uprawiającym go Turilu, element niewiary, zwątpienia, poczucia beznadziejności. W pewnym sensie właśnie te skontrastowane emocje sprawiają, że „Podróż Turila” jest powieścią fascynującą. Można tę książkę czytać jak kontynuację klasycznych dzieł SF, takich jak „Dzienniki gwiazdowe” Lema, cykl „Szpital kosmiczny” White’a, czy też cykl „Pierścienia” Larry’ego Nivena. Ale można też spojrzeć na powieść Thurnera, jak na próbę zmierzenia się z fenomenem śmierci, który jest nie do oswojenia, choćbyśmy nawet znali cały kosmos i wszystkie żyjące w nim rasy. Choćby tych ras było wiele i najrozmaitszych – zdaje się mówić Thurner – każda musi znać śmierć, każda musi mieć swój sposób przechodzenia „ze światła do ciemności”. Żeby o tym powiedzieć, Thurner napisał powieść dowcipną, żywiołową, pełną wyrazistych postaci, bardzo emocjonującą. Powieść, przy której można odpocząć, ale też i zamyślić się. Powieść, o której można rozmawiać – bo jest o czym.
Michael Marcus Thurner, „Podróż Turila”. Tłum. Katarzyna Sowa, Michael Sowa. Prószyński Media 2011.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.