Teksty zebrane pod wspólnym tytułem „Chwile istnienia. Eseje autobiograficzne” nie zostały przygotowane do druku, ani też tak właśnie zatytułowane przez Virginię Woolf. Ona je tylko napisała, jako listy-wspomnienia dla siostrzeńca, Juliana Bella, oraz cykl odczytów dla znajomych, zbierających się w tak zwanym Klubie Wspomnień, planując w przyszłości zrealizować od dawna nurtującą ją myśl o napisaniu autobiografii. Planu tego nigdy nie udało się Woolf wykonać, tak więc szkice, jakie znalazły się w tomie przygotowanym długo po jej śmierci przez Jeanne Schulkind, można czytać niejako zamiast jej, słynnej pisarki, nienapisanej autobiografii. A jaka byłaby autobiografia Woolf, gdyby kiedykolwiek została przez nią napisana? Gdyby Woolf kiedykolwiek autobiografię napisała, byłaby ona zapewne tyleż faktograficzna, co pełna metafor i poetyckich, typowych dla tej pisarki obrazów. Na przykład takich, jak ze „Szkiców z przeszłości”, gdzie notowała m.in.: „Widzę siebie jako rybę w strumieniu, zepchniętą na bok, zatrzymaną w miejscu, ale nie umiem opisać strumienia.” W tej nienapisanej autobiografii Woolf znalazłaby się też pewnie próba wyjaśnienia, skąd w ogóle wzięła się u niej potrzeba pisania. W stosownym fragmencie Woolf mogłaby odnotować: „Zaryzykuję wyjaśnienie, że w moim przypadku po wstrząsie natychmiast pojawia się pragnienie wyjaśnienia go. Czuję, że otrzymałam cios, ale nie jest to, jak myślałam, będąc dzieckiem, po prostu cios od wroga ukrytego za watą codziennego życia; jest to albo będzie jakiegoś rodzaju objawienie; to znak czegoś prawdziwego pod pozorami; a ja czynię to prawdziwym, ujmując w słowa. Jedynie ujmując w słowa, czynię z tego całość; ta całość oznacza, że cios traci zdolność zadania mi bólu; być może przez to, że pisząc, usuwam ból, znajduję wielką przyjemność, składając poszczególne części w całość. To jest bodaj największa przyjemność, jaka znam.” Nie mogłoby wreszcie zabraknąć w autobiografii autorki „Pani Dalloway” pochwały samego aktu pisania, taka pochwała mogłaby zawierać się w zdaniu: „Czuję, że pisząc, robię coś, co jest o wiele potrzebniejsze niż wszystko inne.” Jak widać, dzięki „Chwilom istnienia”, z których pochodzą zacytowane fragmenty, można zrekonstruować zręby możliwej, choć przecież nienapisanej autobiografii Virginii Woolf. Można też dzięki tej książce nie tylko lepiej poznać jedną z najbardziej fascynujących postaci literatury współczesnej, można dzięki esejom Woolf niemal poczuć klimat czasów, w których dorastała i środowiska, w jakim przyszło jej żyć w latach dojrzałych. „Dawne Bloomsbury” – taki tytuł nosi jeden ze szkiców – ożywa pod piórem Woolf niczym pięćdziesięcioletnia Klarysa Dalloway, która pewnego dnia postanowiła, że skoro ma odbyć się wielkie przyjęcie to ona, nikt inny, lecz ona sama kupi potrzebne do dekoracji kwiaty.
Virginia Woolf, „Chwile istnienia. Eseje autobiograficzne”. Przeł. Maja Lavergne, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.