Nie jest zaskoczeniem, że ci, którzy doświadczają najwięcej wdzięczności, są najradośniejsi, mają najwięcej energii i najmocniej wierzą w możliwość budowania lepszego świata – zarówno na mniejszą, jak i na większą skalę. Ludzie od zawsze wiedzieli, że wdzięczność jest kluczem do większego szczęścia.
Liv Larsson, „Wdzięczność. Najtańszy bilet do szczęścia”
1.
Lasse Lundberg, przyjaciel Liv Larsson, pod wpływem namysłu nad życiem i jego darami zanotował:
„Jestem wdzięczny:
– kiedy mogę sprzątać po imprezie, bo to znaczy, że mam przyjaciół,
– za podatki, które płacę, bo to znaczy, że mam dochody,
– za ubrania, które są nieco ciasne, bo to znaczy, że mam jedzenie na stole,
– za to, że trzeba skosić trawnik i wymalować dom, bo to znaczy, że mam swój własny kąt (…)
– za osobę, która fałszuje, śpiewając, bo to znaczy, że mogę słyszeć,
– za stertę ubrań na podłodze, bo to znaczy, że mam co na siebie włożyć,
– za zmęczenie i ból w mięśniach, bo to znaczy, że mogę ciężko pracować,
– za budzik, który dzwoni z rana, bo to znaczy, że mogę żyć kolejny dzień”.
Jestem pewien, że listę Lundberga można wydłużyć dowolnie. Każda, prawie każda sytuacja, jeśli spojrzeć na nią pod odpowiednim kątem, skłania do wdzięczności. Nie smakuje ci obiad? Pomyśl, jakie to szczęście, że masz wybór i coś może ci smakować lub nie smakować. Widziałem ludzi, którzy stracili smak – smutek i zniechęcenie ich twarzy. Widziałem takich ludzi i wiem, że wszystko zależy od kontekstu: oni byliby szczęśliwi nawet, gdyby im nie smakowało. Inny przykład. Uderzyłeś się w palec, zbijając półkę na książki? Pomyśl, jakie to szczęście, że możesz sam robić półkę na książki. To znaczy, że masz sprawne, silne dłonie (tak silne, że palec spuchnie i poboli do przyszłego piątku). I tak dalej, etc. Powodów do wdzięczności jest wiele. Czemu więc jesteśmy niewdzięczni? Ponieważ zapominamy. Łatwo zapominamy. Ciągle zapominamy. Zapominamy, jak gdyby to, że coś mamy, było oczywiste. A nie jest? Nie. Żadnych oczywistości. I powiedzmy, że jestem wdzięczny, że nie ma żadnych oczywistości. Bo to znaczy, że mój nienasycony umysł będzie mieć o czym myśleć, gdybym czuł, że mam na to ochotę.
2.
A teraz na poważnie. Dlaczego wdzięczność jest tak mało popularna? Dlaczego, choć pozostaje faktycznie najprostszą drogą do szczęścia, jest tak trudna do praktykowania? Odpowiedzialnych za to jest kilka mechanizmów mentalnych, z których najważniejszym jest tzw. adaptacja hedonistyczna, zwana czasem hedonistycznym kołowrotem. W skrócie: problem w tym, że wydaje się nam, że to, co mamy, po prostu się nam należy. Problem w tym, że do tego, co mamy, przywykamy tak szybko, że niedługim czasie uznajemy nasz stan posiadania za oczywistość i zaczynamy mieć ochotę na więcej. Jak to wygląda w praktyce? Powiedzmy, że kupujemy samochód. Przez pierwsze kilka dni jesteśmy wdzięczni losowi i zachwyceni, że oto dołączyliśmy do grona szczęśliwych posiadaczy czterech kółek. Po pewnym czasie, w sumie bardzo szybko, adaptujemy się do tej nowej sytuacji i posiadanie samochodu nie jest dla nas już niczym niezwykłym, ani też wartym wyrażania wdzięczności. Po prostu: mamy samochód. Nasze emocje, początkowo szybujące wysoko, opadły, ustabilizowały się. To jest właśnie proces znany pod nazwą adaptacji hedonistycznej. Jak pisze Larsson: „Wdzięczność ustawia nas do pionu, gdy kierowani hedonizmem przywykamy do panujących warunków.” Musimy jednak chcieć ustawić się do pionu. Jeżeli bezrefleksyjnie zdamy się na działanie czasu, szczęście z bycia właścicielem ulotni się. Takiemu obrotowi rzeczy można przeciwdziałać poprzez świadome praktykowanie wdzięczności. Wniosek Larsson: „Ci, którzy są wdzięczni za to, co mają, skupiają się właśnie na tym, a nie na sposobach „kupowania szczęścia”. Są zatem mniej pochłonięci chęcią posiadania i rzadziej wykazują tendencję do nadmiernej konsumpcji wszelkich dóbr.” Istotne przy tym jest to, że: „Nie istnieją właściwie żadne zewnętrzne przesłanki, które same z siebie mogłyby napawać nas radością i skłaniać do celebrowania chwili. To, czy poczujemy wdzięczność, czy nie, zależy od tego, na czym postanowimy się skupić.”
3.
Jest jednak pewien problem. Słowo „wdzięczność” kojarzy się niektórym – tak wyszło w teście, jaki przeprowadziła Liv Larsson i pewnie wielu by się z tym zgodziło – z pewną biernością i przytłoczeniem. Ten, kto coś dostał, jest w gorszej sytuacji i powinien – to właśnie jest przytłaczające – być wdzięczny, kiedy coś dostanie od tego, kto ma więcej. Słowo „wdzięczność” bywa postrzegane jako symbol rezygnacji z bycia kimś, a więc rezygnacji z ambicji: jestem wdzięczny, to znaczy, że mam dość i nie chcę mieć, ani starać się o więcej. Z drugiej strony słowo „wdzięczność” przywołuje dobre skojarzenia. Lubimy ludzi, którzy potrafią okazać wdzięczność. „W autentycznej wdzięczności – pisze Larsson – tkwi niesamowita moc – odpowiednio wyrażona i przyjęta działa ona zazwyczaj jak prawdziwy zastrzyk witaminowy. Jest to pokarm dla naszych relacji: miłosnych, z kolegami z pracy i z przyjaciółmi. Wdzięczność pokazuje nam jasno, co w życiu jest ważne, a z czego możemy zrezygnować”. Wdzięczność ma też pewną cechę, którą Larsson uznaje za wręcz „magiczną”. Chodzi o to, że kiedy doświadczamy wdzięczności, „wydaje się ona narastać w miarę, jak ją wyrażamy”. Prawdą też jest, że współczesne „badania nad szczęściem wykazują, że jesteśmy bardziej zadowoleni z życia, jeśli wypracujemy nastawienie charakteryzujące się właśnie wdzięcznością. Nie jest zaskoczeniem, że ci, którzy doświadczają najwięcej wdzięczności, są najradośniejsi, mają najwięcej energii i najmocniej wierzą w możliwość budowania lepszego świata – zarówno na mniejszą, jak i na większą skalę. Ludzie od zawsze wiedzieli, że wdzięczność jest kluczem do większego szczęścia”.
4.
„Wdzięczność – pisze Larsson – jest naturalną konsekwencją uświadomienia sobie, ze otrzymaliśmy to, czego potrzebujemy, pod warunkiem, że nie rozproszymy się i nie zaczniemy nadmiernie tego roztrząsać. Większość z nas bowiem nawykowo przyjmuje sposób myślenia blokujący strumień naturalnej wdzięczności”. Zablokować uczucie wdzięczności możemy na wiele sposobów. Po pierwsze: możemy sądzić, że coś nam się należy. Po drugie, uważamy za oczywiste, że coś mamy. Po trzecie, wydaje się nam, że obowiązkiem innych jest coś dla nas zrobić. Po czwarte, czasem możemy myśleć, że na coś nie zasługujemy. Po piąte, bywa, że człowiek dochodzi do wniosku, że tego, co ma czy co otrzymał, nie jest wart. Wszystko to są błędy naszego myślenia, które życie potrafi brutalnie zweryfikować. Jaka pyta Larsson, której książka zawiera też ćwiczenia – jest twoja Głowna przeszkoda odczuwaniu wdzięczności? „Szczęście – pisze dalej Larsson – jest w zasięgu każdego z nas, a dostrzeżenie tego, za co jesteśmy wdzięczni, to prowadząca do niego droga – prosta i dostępna dla wszystkich. Program, który przedstawię w kolejnych rozdziałach, pokaże, jak w ciągu roku rozwinąć muskulaturę wdzięczności”. Program, o którym wspomina autorka, zajmuje drugą połowę „Wdzięczności”. Książka Larsson zawiera bowiem, prócz uwag na temat szczęścia i wdzięczności, oksfordzki test szczęścia i roczny program ćwiczeń z zestawem na każdy z 52 tygodni. Przypomina pod tym względme „Projekt Szcżęście” Gretchen Rubin, tyle że Rubin napisała pamiętnik, ukazujący jej własne zmagania na drodze do bardziej satysfakcjonującego życia. Larsson pisze też o stawianiu sobie celów, o pragnieniach, oraz o tym, że pozytywne myślenie tak samo jak negatywne myślenie to rodzaj autoiluzji. Pisze o potrzebie znalezienia dla siebie „rezerwatu czasu”, w którym można by odpocząć, unikając odczucia wypalenia. Bardzo ważną częścią rozważań Larsson jest rozdział „Uznanie wysokooktanowe”, w którym bada rodzaje uznania. Trzeba bowiem wiedzieć, że źle wyrażone uznanie (np. w celu zmotywowania kogoś, lub dodania jej pewności siebie) może odnieść skutek odwrotny od zamierzonego. W dobrze wyrażonym uznaniu jest element szczerej radości z osiągnięć drugiej osoby, a także zawiera ono jasny przekaz na temat tego, co ta osoba faktycznie zrobiła dla ciebie, robiąc to, co zrobiła. Bez tego, uznanie jest fikcją, pozorem – i nie ma pozytywnego skutku. Larsson pisze także o właściwej komunikacji i o wyrażaniu uznania wg zasad Porozumienia bez przemocy.
5.
Co daje praktykowanie wdzięczności? „Może się wydawać, że łatwo być wdzięcznym, gdy ktoś czuje się szczęśliwy – pisze Larsson – ale w rzeczywistości jest na odwrót. To wdzięczność może owocować poczuciem szczęścia. Dzieje się tak z kilku powodów. Wdzięczność pozwala nam skupić się na pozytywnych stronach życia; pozwala też cieszyć się nimi i doceniać je. Wdzięczność ma zbawienny wpływ na naszą samoocenę, dzięki niej uświadamiamy sobie tkwiącą w nas siłę, która pozwala nam wzbogacić życie innych. Wdzięczność ułatwia nam radzenie sobie ze stresem i traumatycznymi przeżyciami. Osłabia niepokój i przygnębienie. Wdzięczność umacnia więzi społeczne, inspiruje do dbania o stare i nowe relacje. Wdzięczność ogranicza naszą tendencję do porównywania się z innymi, zwiększa natomiast naszą empatię i umiejętność słuchania. Wdzięczność ustawia nas do pionu, gdy kierowani hedonizmem przywykamy do panujących warunków.” Co jest w tym dobre? Najlepsze to chyba to, co Larsson zebrała w postaci 12 punktowego „manifestu”: „Zachowania ludzi szczęśliwych, które możesz naśladować:
1. Wyrażaj wdzięczność.
2. Ćwicz optymizm.
3. Nie porównuj się z innymi.
4. Bądź uprzejmy.
5. Dbaj o relacje.
6. Naucz się radzić sobie z trudnościami.
7. Naucz się słuchać z empatią i wybaczać.
8. Stawiaj sobie wysokie wymagania.
9. Ciesz się radosnymi chwilami.
10. Staraj się zrealizować ważne cele.
11. Praktykuj religię i życie duchowe.
12. Dbaj o ciało i medytuj.”
6.
Dygresja. Czym jest największe szczęście? Jest takie opowiadanie Marka Salzmana z tomu „Żelazo i jedwab” – wspomina o nim David Brooks w finale swojego genialnego „Projektu Życie” – o Chińczyku, który uczył się angielskiego. Pewnego dnia – streszcza opowieść Brooks – nauczyciel zapytał go o najszczęśliwszy moment w życiu. Chińczyk zastanawiał się dłuższą chwilę, następnie uśmiechnął z zawstydzeniem i powiedział, że kiedyś jego żona pojechała do Pekinu, gdzie zjadła kaczkę, i często opowiadała mu o tym, jaka była pyszna. Opowiadanie kończy się słowami: „Doszedł do wniosku, że najszczęśliwszym momentem w jego życiu był wyjazd żony i zjedzenie przez nią kaczki”. Harold, bohater „Projektu Życie” zastanawia się nad własnym życiem w kontekście tej opowieści. Przypomina sobie błękitną koszulę, którą jego żona, Erica, dostała w szkole średniej za dobre oceny, z czego była całe życie wyjątkowo dumna. Harold, pisze Brooks, „słyszał historię o koszuli setki razy”. Teraz, kiedy był stary, schorowany i czekał już tylko na śmierć, opowieść wróciła do niego. Brooks kończy ten fragment słowami: „Przyszło mu do głowy, że najszczęśliwszym momentem jego życia było dostanie się na listę najlepszych uczniów przez Ericę, zanim go jeszcze poznała, i zdobycie błękitnej koszuli”. Ta koncepcja szczęścia – jeśli fragment opowiadania wraz z sensem, jaki przywołuje, można nazwać „koncepcją” – jest oryginalnym wkładem Davida Brooksa we współczesną psychologię pozytywną. Koncepcja, według której największe szczęście może być czymś, czego nie przeżywamy sami, lecz o czym dowiadujemy się od innych i co – dzięki neuronom lustrzanym oraz innym, typowo ludzkim zdolnościom – jesteśmy w stanie uwewnętrznić do stopnia, że staje się ono „naszym szczęściem” – wypada jedynie podziwiać ten pomysł. Nieco podziwu ubędzie, jeśli dostrzeżemy, że opowiadanie mówi o Chińczyku – Azjatom, którzy nie są nastawieni na indywidualizm tak, jak ludzie Zachodu, na pewno łatwiej o tego typu reakcje. Neurobiolog powiedziałby może, że inaczej mają wyćwiczone neurony lustrzane. Tak czy inaczej, pomysłowi Brooksa należało by się osobne opracowanie, ale też, myślę, nie potrzebuje on tłumaczenia, bo ideę daje się tu uchwycić intuicyjnie. Tu nie chodzi o „życie dla kogoś”. To opowieści o pewnym ekstremalnym doświadczeniu własnej wrażliwości i człowieczeństwa.
Liv Larsson, „Wdzięczność. Najtańszy bilet do szczęścia”. Przeł. Paweł Urbanik. Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.