„Ponad dwadzieścia lat temu – pisze we wstępie do „Wierszy wybranych” Rexrotha ich tłumaczka, Zofia Perle – gdy w Polsce trwał stan wojenny, a dominującą barwą była szarość, znaleźliśmy dla siebie azyl, gdzie czas, mimo iż również znaczony trudnymi zdarzeniami, płynął powoli, porządkował, przywoływał zapomniane pejzaże i emocje, koił i odświeżał. Tym azylem stała się dla nas poezja Kennetha Rexrotha, wybitnego poety amerykańskiego XX wieku.” Czytam ten wstęp i zastanawiam się, co jest takiego w wierszach Rexrotha, poety żyjącego w latach 1905-1982, że ich klimat „koił i odświeżał”, a nawet, jak pisze dalej Perle, pozwalał „mierzyć się z szarzyzną”. Czy to jedynie nostalgia za utraconą przeszłością i łatwy do zrozumienia sentyment do niej każe dawać tak melancholijne wytłumaczenie faktu, że oto po wielu latach ukazuje się ta książeczka – hołd – złożona przez parę tłumaczy? Nie sądzę. Poezja Rexrotha istotnie oddziałuje wyjątkową aurą, w której jest mądrość, i zgoda na świat, i nie tak łatwy do uzyskania spokój. Lecz jak on to robi? Tę mądrość, i ten spokój. Zobaczmy choć jeden wiersz. Pisał Rexroth w liryku „Northampton 1922 – San Francisco 1939”: „Cała noc deszcz siąpi we mgle. / Leżę z otwartymi oczyma, niespokojnie, na zmiętej poduszce. / Syreny mgłowe wyją nad pustą wodą. / Jak dawno to było – / ta noc z kwiatem gruszy / drżącym w pulsującym świetle księżycowym? / Cierpka, mięsista woń jego płatków / wyrywa mnie ze snu. // Gdzieś w świecie chyba jeszcze jesteś – / matrona w średnim wieku / z dziećmi u progu młodości.” Tak Rexroth pisał i tak budował nastrój dla opowiedzenia, a właściwie zasygnalizowania czegoś trudnego do uchwycenia. Proszę spojrzeć: wszystko rozgrywa się tutaj wśród migawkowych ujęć. Jakaś jedna noc, deszcz, niepokój, potem „ta noc z kwiatem gruszy” wywołana we wspomnieniu przez zapach – i nagle przejście do teraźniejszości, ustanowienie władzy czasu takiej, jaka jest: obraz matrony w miejsce – najpewniej – młodej dziewczyny, znanej dawno, być może w tytułowym Northampton 1922. Ale poza Rexrothem a la Proust jest także Rexroth łagodny ironista. I w takim wcieleniu pisze on o sobie, jak choćby w wierszowanym, kpiarskim autoportrecie pt. „Korzyści płynące z wykształcenia”: „Jestem człowiekiem bez ambicji / i niewielu mam przyjaciół. Niezdolny / do zarobienia na siebie, niemłodniejący, / uchodzę przed jakimś słusznym przeznaczeniem. / Samotny i w łachmanach, nie dbam o to. / O północy przyrządzam sobie dzban gorącego / białego wina z nasionami kardamonu. / W zimie siedzę w podartym szarym szlafroku / i starej szlafmycy, piszę poematy, / rysuję nagie dziewczęta na pomiętych marginesach, / spółkuję z szesnastoletnimi / nimfomankami mojej wyobraźni.” O wszechstronności Rexrotha mogą też świadczyć wiersze, w których próbuje on stylu – można tak chyba powiedzieć – Kawafisowego. „Plinius – IX, XXXVI – Lampridius – XXIX”, „Harmodios i Aristogejton”, „Gaz albo nowokaina”, „Adonis w zimie”, „Adonis w lecie” – w tych wierszach wyraźnie widać, że próbował Rexroth wyciągnąć z poetyckich doświadczeń Kawafisa lekcję, która by jego własnej, prywatnej i na prywatności skupionej poezji pozwoliła ogarniać większe połacie historii. Nie mogło w tym zbiorku zabraknąć także wierszy odwołujących się do motywów wschodnich. One również zostały przez Amerykanina przyswojone, czego najlepszym dowodem apokryficzny zbiór „The Love Poems of Marichiko”, o którym we „Wstępie” wspomina Zofia Perle. W „Wyborze wierszy” nie ma liryki z tego zbioru, są jednak wiersze takie, jak „Wzrastanie”, w których nie trudno dopatrzyć się filozoficznych inspiracji buddyzmem. Największy jest jednak Rexroth, tak uważam, gdy pisze o swoich miłościach. Jak w poematu „*** Trudno dostrzec cokolwiek” części drugiej: „I widzę tylko twoje oczy i mokre wargi, / niewidzialne, poważne, pachnące. / Twoje ciało otwiera się tajemnie / i już nie ma dla nas zagadek. / Po tylu latach nic bardziej nie dziwi / niż to. My, co jesteśmy dla siebie / jednością w dwoistości, my, dla których członki / własnego ciała – to sprawne narzędzia jednej żądzy, / jesteśmy dla siebie tajemnicą.” W tych wierszach, w liryce miłosnej najpełniej ujawnia się zdolność Kennetha Rexrotha do doświadczania, przeżywania i opisywania podziwu – cecha na pewno głęboko poruszająca Czesława Miłosza, poetę, któremu Rexroth zredagował w 1972 amerykański zbiór wierszy wybranych.
Kenneth Rexroth, „Wiersze wybrane”. Przeł. Zofia Perle i Tadeusz Rybowski. Wstępem opatrzyła Zofia Perle. ATUT, Wrocław 2007.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.