Zacznijmy może od wiersza. Niech będzie „Szigliget” z Prześwietlonych zdjęć”: „Wypiliśmy koniak który przyniósł Imre / i bierzemy się za wino kupione na wsi // Trzeba przez to przejść Co to znaczy dzisiaj / być polskim pisarzem? Mówię co myślę / i nie zależy mi na zrobieniu dobrego wrażenia / (Nigdy w życiu nie składałem oświadczeń) // A oni cisną Że to samo mógłby / powiedzieć Anglik albo Szwajcar / więc opowiadam parę historyjek z życia / które nie mogłyby się przydarzyć gdzie indziej // Los nas zetknął w jadalni przy jednym stoliku / nie myślałem że się zaprzyjaźnimy A jednak / błyskam fleszem jakbym się bronił / I chciał sprawdzić na zdjęciach jak wypadłem”.
Czy już wiadomo, w czym rzecz? „Chyba więcej w nim rysów indywidualnych niż poetyki epoki. Pewnie więcej doświadczenia i zmęczenia niż młodzieńczego idealizmu – to było już dobrze po północy, a impreza nie bezalkoholowa.” – Tak Bohdan Zadura mówił o drugim tomie swoich „Wierszy zebranych” Darkowi Foksowi w rozmowie pt. „Dobrze po północy”, przeprowadzonej dla pierwszego numeru nowego, ogólnopolskiego informatora kulturalnego Arte. Z drugim zdaniem Zadury – wydaje mi się – nie ma co polemizować. Doświadczenia życiowego i poetyckiego Bohdanowi Zadurze przybywało, zmęczenia zapewne, co nieuniknione, również, metafora lat od 1990 (wtedy opublikował Zadura „Prześwietlone zdjęcia”, otwierające „Wierszy zebranych tom 2″) do 2004 (data wydania „Kopca kreta”, ostatniej, jak na razie książki Zadury) jako epoki „dobrze po północy, a impreza nie bezalkoholowa” wydaje się także jak najbardziej trafna. Że od lat dziewięćdziesiątych więcej w poezji Zadury „rysów indywidualnych” to też fakt niezaprzeczalny. Tylko że… Kiedy podczytuję tę ponad czterystustronicową książkę, którą w szczegółach, wydaje mi się, dobrze znam, bo z poezją Zadury od pierwszego jego tomiku, jaki wpadł mi w ręce – w moim wypadku były to właśnie „Prześwietlone zdjęcia” – nigdy kontaktu nie straciłem, zastanawiam się, czy na pewno rozwój rysów indywidualnych tego poety odbył się kosztem zerwania z częścią „poetyki epoki”? Wcale nie jestem tego taki pewny. Bo w końcu, o jakiej „epoce” mówimy? Tej w historii świata? Czy może tylko tej w poezji? A jeśli w poezji, to jakiej: polskiej, czy światowej? I czy w ogóle – niech padnie jeszcze to jedno wcale nie retoryczne pytanie – można dziś postrzegać poezję polską w tym paśmie, za którego powstanie w znacznym stopniu odpowiadają Zadura, Sosnowski i Sommer, jako zjawisko wyizolowane, osobne, niepowiązane tysiącem zależności z poezją pisaną w innych językach? Mówi Zadura, że mniej w jego wierszach pisanych od lat dziewięćdziesiątych „poetyki epoki”. A ja bym powiedział: wręcz przeciwnie, właśnie więcej tu „poetyki epoki”. Tylko nie mówmy o małej epoce literatury polskiej, spójrzmy szerzej, dostrzeżmy całą epokę poetyckiego i nie tylko poetyckiego ducha i pracy myśli. By podsumować dorobek poetycki Zadury (ale nie tylko jego) weźmy też pod uwagę choćby tych, których Zadura i jego znajomi, też przecież nie poetyckie ułomki, tłumaczyli – i pomyślmy, jakie cudowne procesy osmozy stylów i poetyk dokonywały się w tym czasie, w tej – moim zdaniem – ważnej i wielkiej epoce, kiedy Zadura pisał „”Musztrę, regulaminy”, czy „Word Center”. Przecież w tych kilkunastu latach Zadura nie stracił kontaktu ani z czytelnikami, ani z poetykami dotychczas przez siebie uprawianymi, a jedyną i bodaj najważniejszą jego zdobyczą – prócz tak zwanej sławy, której od lat też zasłużenie zaznaje – było to, że zawsze znajdował w swojej literaturze sposób, by zareagować na zmieniającą się błyskawicznie rzeczywistość tak, by przyprawić czytelnika o dreszcz w kręgosłupie. Przecież tak właśnie było. Myślę, że wiem, co Zadura chciał powiedzieć Foksowi i czytelnikom. Myślę, że chciał powiedzieć, że on, i być może kilku innych poetów, próbowali przez te piętnaście lat, których dokumentem jest „Wierszy zebranych tom 2″ robić to, co po części robili już wczesniej: nie tyle zerwać, co rozluźnić nieco własne związki z poetycką tradycją wyłącznie polską. Po to, by mogły pojawić się inne style, inne idiomy liryczne, może lepiej wyrażające dylematy wrażliwości człowieka przełomu stuleci, może dokładniej przylegające do rzeczywistości. Na pewno również dzięki temu w tych kilku książkach, jakie składają się na Zadury „Wierszy zebranych tom 2″, jak w alchemicznej retorcie dokonała się swoista przemiana błota w złoto, czyli rzeczywistości końca wieku XX i początku wieku XXI – w poezję. Poezję najwyższej próby.
Bohdan Zadura, „Wiersze zebrane tom 2″, Biuro literackie, Wrocław 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.