1.
O sobie bohater tej książki mówi wiele razy, na początek można wziąć definicję taką: „jestem wariatem / w granicach rozsądku”. To z wiersza „*** [ma rację Gombrowicz…]”. Ten „wariat w granicach rozsądku” brzmi, niby lekko tylko zawoalowana definicja błazna. Ale w „Zbiorze zadań z chemii i metafizyki” to pojemniejsza figura. A w czym, tak na marginesie, „ma rację Gombrowicz”? Macierzyński stawia sprawę – do pewnego momentu – jasno: „ma rację Gombrowicz / msza poetycka odbywa się w zupełnej próżni / ludzie nauczyli się czcić poetów a priori / nie słuchając tego co mówią / po co mieliby więc mówić coś mądrego”. Prawda bezsporna, oczywista? Nie do końca. Bo już konkluzja – „po co mieliby więc mówić coś mądrego” – ironiczna i nie można wierzyć poecie, że tak właśnie myśli. Nie wierzyć w tę deklarację tym łatwiej, że Macierzyński raz po raz stara się „coś mądrego” powiedzieć, jakby kompletnie ignorując fakt, że staje się głosem „wołającego na puszczy”, quasi-proroka, który żadnych szans nie ma na docenienie i to nie tylko, jak na proroka przystało, we własnym kraju. Dlaczego quasi-prorok, a nie po prostu prorok? Ponieważ mądrości w wierszach Macierzyńskiego nie są górnolotne, zbawiające, autorytarne. Żadne to z lotu ptaka ocenianie świata i pomstowanie na mnogość nędz jego. Od tego są inni, bardziej klasyczni autorzy. Piotr Macierzyński natomiast, jak zwykle, jak zdążył już swoich czytelników przyzwyczaić, patrzy na wszystko z dołu, z poziomu elementarnej logiki i jeszcze bardziej elementarnych potrzeb, zachowań, aspiracji. Z poziomu kogoś, kto wyróżnia się może tym tylko, że jest świadom groteskowości świata i wytworów kultury ludzkiej nawet w jej najwznioślejszych przejawach. Człowiek Macierzyńskiego, „prorok” Macierzyńskiego, ten głos gadający w jego wierszach, to nie heros, lecz trickster, błazen, lawirant, szelma, i może jeszcze pikaro. Don Kichot? Nie, raczej Don Juan. Czytając wiersze Macierzyńskiego, nie tylko te ze „Zbioru zadań z chemii i metafizyki”, nie sposób nie wspomnieć o Madonnach Botticellego, którym Walter Pater, krytyk epoki wiktoriańskiej, przypisał, iż „nie potrafią poradzić sobie z ciężarem Boskiego Dzieciątka i bronią niedwuznacznym szeptem czulszego, niższego człowieczeństwa.” Macierzyński, może nie wprost, ale za to z wielkim zaangażowaniem także broni tego, co można by nazwać „niższym człowieczeństwem”. Tyle że on nie robi tego szeptem, lecz drwiną, śmiechem, szyderstwem. Bardzo poważną błazenadą.
2.
Onassis powiedział kiedyś, że gdyby nie kobiety, pieniądze byłyby bez sensu. To samo Macierzyński mógłby powiedzieć o swojej poezji. Też byłaby bez sensu, gdyby nie – zaraz, spróbujmy sklecić szybką listę – Helena, Kasia, Monika, Agnieszka, Justyna, Karolina, Viera, Ewa, Astridą etc., etc., etc. To dla nich – przyznaje poeta – warto robić nawet test Dalai Lamy. Z którego „wynika że najważniejsze są dla mnie honor i duma / że Agnieszka nigdy mnie nie zapomni / ze zawsze będę pamiętał o Justynie / a kocham Helenę / i że moje życie jest piękne”. W rozmowie, jaką przeprowadziłem z Piotrem, stwierdziłem, że ma coś z Petrarki. Że jest takim ponowoczesnym, odjechanym Petrarką, który na własny użytek bada zjawisko miłości i analizuje je, drwi z niego, pokazuje wszelkie pułapki, w jakie wpada ego kobiety i mężczyzny, który jest poetą. Zapomniałem o jednym, bardzo ważnym. Jak tam w historii było, tak było, ale Petrarka sonety jedynie Laurze dedykował. A Macierzyński, czy raczej należy powiedzieć: liryczny awatar Macierzyńskiego – z kwiatka na kwiatek, jak Don Juan, skacze. Więc nie Petrarka to, lecz, jeśli już, to: Don Petrarka. (Tak powiedzmy i nie brnijmy w to dalej). O uczuciowych perturbacjach – dodajmy – jest w książce część pt. „Zbiór zadań z chemii”. Znaczące? Na pewno znaczące. W końcu nie ma tu wierszy przypadkowych, całość jest skomponowana wedle przemyślnej idei, z pomysłem.
3.
Bóg? W wierszu „*** [Słownik filozofii pod hasłem Bóg…]” czytamy: „a jeśli Bóg jest? // nie ma / filozofa nawet ateisty / który nie roztrząsałby problemu / możliwości poznania choćby iluzji poznania // słownik pokazuje że gdy kończy się hasło Bóg / zaczyna się Ból”. To tak bardziej na poważnie. A jeszcze poważniej, czyli z humorem: „myślę że prabłąd pociągnął praptaka / oraz ryby morskie a nawet słodkowodne / (będące wtedy pod ochroną) / i dotarli na skraj przepaści / do miejsca zwanego Pusty Śmiech / gdzie kończy się nawet Objawienie świętego Jana / w którym Pan / będzie musiał przyznać się / do swoich błędów / dlatego Łaska Pana Jezusa niech będzie z wszystkimi / bo może być wtedy krucho / z nami Amen” (z wiersza „*** [Na początku stworzył Bóg niebo…]”). W sumie jednak Macierzyński ma dla wierzących kilka trudnych kwestii. Taka na przykład św. Brygida. Podobno „Jezus obiecał świetej Brygidzie / że ci którzy przez dwanaście lat będą się modlić / systemem siedem Ojcze nasz siedem / Zdrowaś Mario nie umrą / zanim nie zostana powiadomieni / o zbliżającej się do nich śmierci”. Co na to bohater Macierzyńskiego? Odpowiada: „jakoś tak w tym momencie przypomina mi się esesman / proponujący wybór Zofii / ale może Jezus nie czytał Williama Styrona” I puentuje: „podziwiam poetycka wizję świętej Brygidy / jako wiersz jest bez zarzutu // nie wiadomo tylko skąd wziąć taką wiarę / żeby dać się na to nabrać”. Sprawę między swoim bohaterem lirycznym a Bogiem sprowadza w końcu Macierzyński do sprawy czysto ludzkiej. W wierszu „Poeci bez spadochronu” bierze na cel piszących księży i stwierdza łagodnie, acz druzgocząco: „nie wymagajmy od księży rzeczy niemożliwych / wiadomo że kapłan nie może / być dobrym poetą // nawet Biblia zabiera głos w tej sprawie / nie można dwóm panom służyć /(…)// gdy się jest poetą / trudno być kimś / innym”. Dopiero po ekskomunice – stwierdza na koniec w tym wierszu – poeta, teraz już ex-ksiądz „odkryłby że nie ma tematów / o których nie wolno pisać // że jedyna cenzurą / jest własna ułomność // nikt nad nim nie czuwa / i nikt niczego nie może mu zabronić // że nie ma imperatywu nawracania / i trzeba poszukać uczciwego sensu życia”. Czy ostatnie słowa są napomnieniem kpiarskim, szyderczym, złośliwym? A może są głosem melancholika, który co prawda lubi pośmiać się z religijnych kabaretów, w sumie jednak wolałby, żeby ich nie było? Ale o czym wtedy miałby pisać?
4.
Te kpiny, drwiny, szyderstwa, ten śmiech Macierzyńskiego jest z ducha oświeceniowy, wolteriański. Pewnie dlatego mottem do „Zbioru zadań…” są słowa Denisa Diderota: „Jeśliście niewinni, nie będziecie mnie czytać, jeśli zepsuci, będziecie czytać bez szkody”. Po co Macierzyńskiemu takie zabezpieczające motto? Ponieważ prawdą jest, że „poezja jest wszędzie / trzeba ją tylko dostrzec”, ale niektórzy gotowi oburzyć się, że Macierzyński widzi i słyszy ją tam, gdzie dla innych tylko święte obrazki.
Piotr Macierzyński, „Zbiór zadań z chemii i metafizyki”. Korporacja Ha!art, Kraków 2009.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.