Pełny tytuł powieści Michaiła Kononowa brzmi: „Goła pionierka. Czyli tajny rozkaz generała Zukowa. Tryumfalliczna feeria w ośmiu żaromiotnych wizjach śmiałych bojów, srogiej blokady, czystego afektu, sprośnego seksu, gromów debilogicznej palby generała Zukowa do żywego i zmartwiałego celu, bezspornego objawienia Przenajświętszej Bogurodzicy tudzież podniebnych nocnych rajdów KOMPLETNIE GOŁEJ PIONIERKI!” Ten pełny tytuł jest dość niezwykły i cała ta książka jest z wielu powodów niezwykła. Po pierwsze: piętnaście lat czekała „Goła pionierka” na wydanie w Rosji, gdyż uznano ją za nazbyt swobodną w opisach seksualnych i raził jej eksperymentalny, łamiący powszechnie stosowane reguły język. Po drugie: ilość tabu, które Kononow w „Gołej pionierce” przekroczył bądź poważnie naruszył, jest naprawdę imponująca. „Goła pionierka” to niezwykle śmieszna, ale i drastyczna historia piętnastoletniej Marii, sieroty, która służy jednej z kompanii Armii Czerwonej jako darmowa dziwka. Co noc przychodzą do niej oficerowie i szeregowcy i co noc powtarza się ta sama historia, po której ona niemal co rano powtarza: „Uch, zmordowali ją wszyscy, słowo! Toż tak nieraz przez noc jeździ knur, cap, galopant jeden, tak całą zeskubie, wyżyłuje, zmagluje do siniaków, że ani głowy z rana podnieść. (…) Przecie w niejedną noc, w szczególności po bitwie, poszczególni towarzysze sumienie całkiem gubią; następny już pod drzwiami, jak to mówią, sami wiecie jak gruchę obija, póki pierwszy na tobie gumkę rwie ledwo nie zębami, jakby sama śmierć za nim goniła, a jeśli tobie wyłupca swojego zasadzić zdąży, to uratowany.” Takie jest życie Marii zwanej Muchą i taka jest – wg Kononowa – prawda o Krasnej Armii. Kononowowi, jak podkreślają krytycy, udało się w tej powieści połączyć niemalże surrealizm z naturalizmem, a wszystko to za sprawą języka, jakim posłużył się przy pisaniu tej książki, języka, który Jan Gondowicz spolszczył tak genialnie, jak niegdyś genialnie spolszczył Robert Stiller „Mechaniczną pomarańczę”. Czytając „Gołą pionierkę” ma się niekiedy wrażenie, że to nie jest napisane po polsku, trzeba wracać, czytać tekst jeszcze raz i dopiero wtedy okazuje się, że to jest po polsku, tyle że tłumacz użył słów rzadko używanych, wprowadził szyk przestawny, by wzmocnić rytm, albo wręcz posłużył się neologizmem. Mimo to czyta się „Gołą pionierkę” znakomicie i w trakcie lektury rośnie podziw zarówno dla autora, który tak niezwykłą prozę stworzył, jak i dla tłumacza, który te niezwykła prozę z niezwykłym pietyzmem i brawurą przełożył. Na pewno można nazwać „Gołą pionierkę” powieścią rewolucyjną i to zarówno pod względem treści jak i formy. Już samo to powinno wystarczyć każdemu, by zechciał sięgnąć po tę lekturę. By pośmiać się, zastanowić, zadziwić.
Michaił Kononow, „Goła pionierka. Czyli tajny rozkaz generała Zukowa”, przeł. Jan Gondowicz, W.A.B., Warszawa 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.