Wszystko – zaimek oznaczający ogół rzeczy i spraw.
„Słownik języka polskiego PWN”
na: http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=wszystko
nie żeby się podobały
ale żeby ktoś coś z nich miał
Bohdan Zadura, Takie proste, tak późno
1.
Wszystko. Bardzo ciekawe słowo. Używane często, ale znacznie rzadziej poddawane choćby umiarkowanie dociekliwym oględzinom. Słowo na pewno odrobinę niepokojące, kiedy się w jego sens wmyślić. Trochę też onieśmielające swoją jawną kategorycznością. A jego użycie w poezji – temat-rzeka na kursach dla początkujących grafomanów – każdorazowo naznaczone przesadą, hiperbolą, ambicjami rozbuchanymi nad miarę. Wszystko. Wszystko już było. Wszystko przed tobą, młody człowieku. Mimo wszystko. Mogę wszystko. Wszystko gra. Wszystko jedno. I może jeszcze: powiem wszystko, naprawdę, tylko już dajcie spokój. Wszystko. Rewers niczego i – w ten sposób można zobaczyć to również, czemu nie – język pokazywany nicości.
2.
„Wszystko”, najnowsza książka Bohdana Zadury, pierwsza osobna publikacja tego autora od edycji dzieł zebranych (Biuro Literackie 2005-2007), to tylko dziewięćdziesiąt cztery strony z utworami lirycznymi, często bardzo krótkimi, jedno, dwu albo kilkuwersowymi, a jednocześnie bardzo to wyraźny zamach na – wszystko. Bo o czym tu nie ma wersów i wierszy. Chciałby czytelnik coś o poezji? W utworze „Gwiazdki belki wężyki” jest strofa: „poezja / przynajmniej jak ją rozumiem / nie jest / od spraw oczywistych”. Za mało? To w wierszu „Z czego wyrosłem” znaleźć można pamiętne zdanie: „z przekonania / że dobry wiersz / daje większą przyjemność / niż widok zgrabnych pośladków”. Dla tych, którym i tego byłoby nie dość, jest jeszcze kilka innych autotematycznych uwag, zawsze zresztą celnych i zmuszających do myślenia, a wśród nich i taki fragment, druga strofa liryku „[po puszce z pandorą]”: „dzisiaj w Wolsce / bardziej potrzeba wierszy / o tym / że białe jest białe / a czarne jest czarne / krowa jest krową jest krową jest krową / a koń jest koniem jest koniem / bo to że koń jaki jest każdy widzi / już przestało być prawdą”. A wreszcie – cytat kto wie, czy nie najbardziej domagający się namysłu – z wiersza „[ciała mistyczne]” końcówka: „mysie bobki / krowie łajno / ludzkie wiersze”.
3.
Sporo jest także w najnowszej książce Zadury o polityce i sytuacji bieżącej. Sprawę (aferę) z przymusowym składaniem deklaracji o niezabagnionym życiorysie, która dzieliła nie tak dawno środowisko dziennikarskie, podsumował Zadura w wierszu „Nowe miejsca pracy”, zaczynającym się od wersów: „Ochoczo i radośnie rzuciliśmy się wszyscy / do podpisywania”. Pracy archiwistów z Instytutu Pamięci Narodowej poświęcił Zadura dwa liryki. „Archiwistom w gazowych maseczkach i gumowych rękawiczkach” udzielił rady takiej: „ każda praca jest dobra / jeśli nie hańbi”. A w drugim tekście poszedł na jeszcze większe skróty i napisał wprost, co myśli: „Zbiorowa mogiła”: „Instytut Pamięci Narodowej”. Do tego rozliczeniowego i zaangażowanego nurtu zaliczyłbym w najnowszym zbiorze również wiersz „Trampolina”, zaczynający się od słów: „ojciec mojej matki / orał pole siał zboże hodował” i zawierającego nie tak znów jednoznacznie brzmiącą konkluzję: „awans społeczny / to nie takie puste pojęcie / jak mogłoby się wydawać // gdyby nie Polska Ludowa / ojciec zapewne kilka lat wcześniej / dostałby profesorską nominację”. Ta część tomiku może wydawać się ciekawa bardziej ze względu na kompozycyjną całość i przyobiecane w tytule „wszystko”, niż z przyczyny tego, jakie historie współczesne, jakich punktów węzłowych historii współczesnej Zadura dotyka, warto jednak i tego aspektu u tego poety nie przegapić, choćby dlatego, że mało kto tak jak Bohdan Zadura umie chwytać swój czas w jego przejawach i przemianach politycznych, co wiadome jest już przynajmniej od czasu poematu „Cisza”, o którym zresztą w najnowszej książce wspomina się w wierszu dłuższym „Outlook express”, opatrzonym w brawurowe motto, początek jakiegoś spamu: „hi, zadura, enlarge your penis”. Zadura umie to, co politycznego przesącza się w najbardziej osobiste zakamarki człowieka, chwytać, ponieważ wie, że, jak napisał w liryku „Nie do wytrzymania”: „cała prawda / całą dobę // gdziekolwiek jesteś”.
4.
Autotematyzm autotematyzmem, wycieczki polityczne wycieczkami politycznymi, ale i tak – wielu chyba zgodzi się w tym ze mną – najmocniejsze wrażenie w tym zbiorze robią wiersze – w zasadzie szkoda, że nie połączone w wyodrębniony cykl – epitafijno-elegijne. Na nic, można powiedzieć żartobliwie, autocharakterystyka Zadury, podana z przymrużeniem oka w wierszu „[gdy trzeba mówić]”: „gdy trzeba mówić / w zaparte milczę / wilk w owczej skórze / i owca w wilczej” – na nic, gdyż to, co ważne – „wszystko”, co najważniejsze – ujawnione zostaje i tak w tych kilku, kilkunastu wierszach, z których pierwszym, bardzo charakterystycznym jest „Co mi zostało ze studiów”, liryk dedykowany „profesorowi Janowi Wosiowi z Trydentu”. Wiersz to, jako się rzekło, charakterystyczny, ponieważ – to kolejna ważna cecha pisarstwa Zadury – przywoływane w nim postacie – Andrzej Okrasa i Tadeusz Okrasa, Staś Butrym, Zbyszek Krawczonek, Jola Jaszczuk, jakaś Iza, o której dowiadujemy się, że była „piękna” i „spotykała się w kawiarni / Europejskiego / z Bohdanem Tomaszewskim”, Adam Schaff i kilka jeszcze innych osób – pojawiają się skojarzone z jakimś drobiazgiem, czymś tak nieznacznym jak sygnet na palcu, zabawa sprężynowym nożem, włoska księżna, o której niewiele wiadomo, albo wręcz w kontekście wspomnienia, które jest niewyraźne do tego stopnia, że sam Zadura stwierdza, jak we fragmencie o spotkaniu z Schaffami: „ale nie mam pewności”. Taka pewność, pewność w ogóle pojawia się zresztą u Zadury rzadko. Dobry jej przykład, bo wyraziście sprzeczny z potocznym rozumieniem słowa „epitafium” mamy w „Epitafium Janka G.”: „Klejak nie klik klejak / słuchaj kurwa słuchaj” (całość kursywą). Pomyśleć, a właściwie – dzięki Zadurze – przypomnieć sobie taki niby banał, że ludzie, których znaliśmy bardzo dobrze albo bardzo słabo (to nie tak istotne) zapamiętani zostają w takich na przykład słownych odsłonach, to uświadomić sobie, że „wszystko” znaczy również zgodę na „dziesiątki nazwisk które / przewalają się po pustej głowie / jak zeschłe liście / Anaksagoras Demokryt Plotyn Platon / Arystoteles Tomasz Hume Locke / Marks Sartre Husserl Heidegger / do których nic się nie może przyczepić / bo wiatr pokruszył im ogonki” („Co mi zostało ze studiów”). Zadura nie byłby jednak sobą, gdyby w swoje melancholijne rozważania nie przesączył charakterystycznej dla siebie nuty cierpkiego, bo cierpkiego, ale jednak humoru. Znakomity błysk takiej gorzkiej (auto)ironii znaleźć można w „Z czego wyrosłem”, gdzie czytamy m.in: „z futerka z pomponami / z podkolanówek / z czapki pilotki // z marzenia o czapce-niewidce // z erekcji o świcie / która jeśli się pojawia / to na mgnienie / tak ze można jej nie zauważyć / i nie trzeba ukrywać”.
5.
Osobno można, myślę, potraktować w tym zbiorze wiersze-aforyzmy, lirykę gnomiczną tego poety, trochę przypominającą teksty czy ułomki tekstów znanych z „Antologii palatyńskiej”, trochę epigramaty Marcjalisa i innych mistrzów, a przede wszystkim nawiązujące do tego nurtu twórczości samego Bohdana Zadury, który tego rodzaju wiersze krótkie pisał w zasadzie od zawsze, tyle że w latach debiutu i tuż po nim z większą może nieco dbałością o ich rys klasycystyczny – teraz swobodniej. Przykładem na takie pisanie w tomie najnowszym może być utwór „[oni czasem mówią jak było]”: „oni czasem mówią jak było / one opowiadają jak jest // przyimki rządzą przestrzenią // jedni mają romanse / inni ballady”. Albo taki wers (plus tytuł): „Aż strach pomyśleć”: „że to wszystko / dzięki papieżowi”. Wśród tych kawałków znajdują się rzeczy bardzo poważne. Na przykład „Dosłownie”: „patrząc na młode / opalikowane drzewka / pomyślałem / oto martwi wspierają żywych”. Czy „Rozliczenia”: „wykorzystano mnie / pomyślała / jakby wolała / zostać bezużyteczna”. Albo świetna moim zdaniem „Wieczność bez nas”: „z biegiem lat / stosunki / między duszą i ciałem / wydają się bardziej / powikłane // ona i ono / coraz bardziej / nierzeczywiste”. Choć to już dla wielu, którzy jego epigramatyczności utajonej nie dostrzegą, będzie najzwyczajniejszy w świecie utwór liryczny. Mniejsza. Dodać trzeba jedynie, że i tu, wśród tej Zadurowej aforystyki znalazły się teksty żartobliwe. Weźmy pierwszy z brzegu taki tekst: „Era łączy ludzi”: „i rejestruje połączenia”.
6.
Powiedzmy: glosa do „wszystkiego”.
„Należałoby zastanowić się – pisze François Jullien w książce „Pochwała nieokreśloności. Zapiski o myśli i estetyce Chin” (przeł. B. Szymańska, A. Śpiewak) – nad taką kwestią: dzieła najdoskonalsze niekoniecznie mają największe oddziaływanie, albowiem ich własna doskonałość staje się ich słabością. Chociaż kaligrafia wielkich mistrzów epoki Tang jest najdoskonalsza, to jednak ustępuje ona, pod pewnym względem, sztuce epoki poprzedniej, która była pełna „prostoty”. W tej wcześniejszej kaligrafii znaki na stronie wydają się „rozproszone”, w nieładzie, jak gdyby zostały po prostu tam pozostawione, zrzucone z pędzla. Nie sprawiają wrażenia, że są owocem koncentracji uwagi, sztuki koncentracji. Nie starają się narzucić nam swojej dynamiki, imponować zawartością i witalnością, wydaje się, że tracą powoli swą gęstość, są jakby już trochę nieobecne, jakby zaczynały zanikać, jak gdyby nie chciały angażować się w świat, zadawać się z rzeczywistością, zbyt mocno się w niej umiejscowić (takie wyrażenia służyły pierwotnie do oddania atmosfery całkowitego oderwania w opisie „wyglądu” ludzi, którzy całkowicie odcięli się od świata). Te kaligramy to ulotne ślady inspiracji, przychodzącej „nie stąd”, która „z oddali” przepaja je życiem i za którą one tęsknią: te znaki pisma są postrzegane jedynie jako „ślady”, emanuje z nich uczucie rezygnacji, które otacza kaligrafię aureolą pustki i samotności. I tak samo z poezją. Poezja sprzed epoki Tang zarówno poprzez znaki, jak i poprzez stany duszy, jakie wywołuje, wyraża poczucie oderwania, które unosi nas poza „świat pyłu” (według buddyjskiego wyrażenia); poza świat rzeczy zmysłowych i naszego przywiązania do nich. Ta właściwość poezji każe nam powrócić – czego można było się spodziewać – do nieokreśloności: „Chociaż poeci, którzy przyszli po Li Bo i Du Fu, także wywarli wielki wpływ, to ich talent nie był na miarę ich ambicji. Tylko Wei Yingwu i Liu Zongyuan wiedzieli, jak wnieść wyrafinowany przepych do starożytnej prostoty i nadać nieokreśloności najbardziej intensywny smak”.” W innym miejscu tej samej książki François Jullien stwierdza: „Podobnie jak w poezji, nieokreśloność w malarstwie zanurza krajobraz w nieobecności: formy się pojawiają, aby zaraz zniknąć, otwierają się na to, co odległe, co jest poza nimi. Lecz nieokreśloność nie zaprzecza substancjalności: drzewa, na pierwszym planie, wyrażają wewnętrzną siłę. Jeszcze raz: podstawą nieokreśloności jest to, co „naturalne”.” I dodaje: „Umiar nieokreśloności kieruje nas natomiast w stronę wartości klasycyzmu. W wyborze „pism”, w sławnej litocie znajduje się stwierdzenie: wielki artysta „usilnie dąży do banału”. Tak pisał André Gide (w „Liściku do Angeli – Billet à Angèle”, zob.: „Incidences”, 1924): „Doskonałym dziełem sztuki będzie takie dzieło, które początkowo pozostanie niedocenione, którego wręcz nikt nie zauważy”: wyraża ono pewną równowagę, w której „oddychają” w jednym rytmie „jakości całkowicie przeciwstawne”. Podobnie jak sztukę „nieokreśloności”, dzieła klasyczne trzeba „długo kontemplować”, aby „zechciały nam objawić swoje najgłębsze znaczenie”, „tak głęboko bowiem jest ukryta ich wewnętrzna wibracja”. Za ich pozornym „chłodem” można więc dostrzec ich „jakość najznakomitszą”: „powściągliwość”.”
7.
To wszystko.
Bohdan Zadura, „Wszystko”, Biuro Literackie, Wrocław 2008.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.