„Po pierwsze, a może i po dziesiąte, stary człowiek w jakimś momencie przestaje chcieć mówić i gadać. Po drugie, dwukrotne użycie tego samego słowa to dla mnie poważne zmartwienie.” (K. Miłobędzka, „Po drugiej stronie słów”, Tygodnik Powszechny 32/2004). Wiersze Krystyny Miłobędzkiej to jest ten rodzaj liryki, który, jak każda wielka twórczość – używając słów samej poetki – „potrafi u odbiorcy zająć tyle miejsca, że właściwie wyłącza wszystkie inne twórczości”. Wiersze Krystyny Miłobędzkiej to czasem tylko jedna linijka, ale zawsze jest to linijka-wiersz. Np.: „umarła z niewypowiedzianej nienawiści (miłości)”. Albo: „kocham cię razem z twoją śmiercią”. Albo: „wspólna, wkrzyknięta w ludzi”. Czy taki dwuwers: „bardzo żyję w wielu miejscach / (królowe życia nie mają czasu na pisanie).” To cztery całe utwory Miłobędzkiej, to cztery – jak dla mnie – doskonałe wiersze. „Myślę, że najlepiej by było, jakby każdy piszący mógł stworzyć własny język, w którym by napisał to bardzo niewiele, co ma od siebie do powiedzenia. Tylko konieczne słowa. Inaczej ciągle trafiamy na jakieś zbitki, które siedzą nam w głowie i niedokładnie pasują do tej chwili, do tego uczucia, do tego pomyślenia.” (K. Miłobędzka, „Po drugiej stronie słów”, Tygodnik Powszechny 32/2004) Tu, w „Po krzyku”, wszystko pasuje do chwili, uczucia, pomyślenia. Nie mogę wyobrazić sobie tych wierszy w innej formie, a to znaczy, że mają one formę najdoskonalszą z możliwych i są jak ten świat najdoskonalszy z możliwych, właśnie takie i koniecznie takie. Bo co można poprawić w takim wierszu: „a ja w tym chodzę i podlewam kwiaty / oddycham gdy świat wstrzymał oddech // o tyle śmierci żywsza”? Nic tu nie trzeba poprawiać, ten wiersz to świat sam w sobie, cały i nieskończony. Jak wszystkie wiersze w tej książce. Powtarzam: jak wszystkie wiersze w tej książce. „Mnie właściwie ciągle brakuje słów.” (K. Miłobędzka, „Po drugiej stronie słów”, Tygodnik Powszechny 32/2004) Czy brak słów może być piękny? Liryka Miłobędzkiej przekonuje, że może. Wiersze z „Po krzyku” to taki piękny brak słów, taka piękna żałoba po słowach. Jest czego zazdrościć. Zamiast więc opisywać, może lepiej raz jeszcze zacytować: „trzy sny o ojcu odkładam na później / może się przydadzą // to już stara łza, automatyczna / zawsze znajdę ją w tym samym miejscu”. Zawsze znajdę ją w tym samy miejscu, tak.
Krystyna Miłobędzka, „Po krzyku”, Biuro Literackie, Wrocław 2004.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.