Niejednego czytelnika tej niewielkiej książeczki zapewne zaskoczy, a może nawet zaszokuje wyznanie Brocha uczynione zaraz na początku: „Wyobrażenie, że w gruncie rzeczy jestem kompletnym impotentem, również w sensie fizycznym, nieodparcie – wbrew wszelkim dowodom przeciwnym – towarzyszyło mi przez całe życie. (…) Moje zachowanie wobec innych cechuje nieśmiałość i bojaźliwość, które przełamuję z najwyższym trudem. (…) niemal fizyczna męczarnia, jaka odczuwam w kontaktach z innymi, od najwcześniejszej młodości nie uległa zmianie.” I tak jest do końca tekstu, takie z pogranicza psychoanalizy, medycyny i patologii wyznania i uwagi na własny temat serwuje autor „Śmierci Wergilego” swoim czytelnikom, czy raczej czytelniczce, ponieważ pierwotną adresatką tego z papierów pośmiertnych opublikowanego eseju była jego znajoma, a decyzję o udostępnieniu tego miejscami drastycznego tekstu szerokiej publiczności podjął całkiem niedawno Paul Michael Lutzeler, który też całość przygotował do druku. Czy było warto? Na pewno tak, rzadko bowiem zdarza się, by pisarz tej klasy, by tak znakomity intelektualista szanowany na całym świecie w tak bezpośredni i bezgranicznie szczery sposób opowiadał o rzeczywistych korzeniach swoich dokonań. To, czego podjął się w „Autobiografii duchowej” Hermann Broch, to przedsięwzięcie zgoła bez precedensu: chyba nikt wcześniej tak o fundamentach tworzenia nie pisał ani nie mówił. A po Brochu też mało kto. Nawet Tomasz Mann, którego niektóre sceny symboliczne (np. z „Wyznań hochsztaplera Feliksa Krulla”) są może najbliższe prawdom ukazywanym przez Brocha, nigdy nie pozwolił sobie na taka jawność. Broch jednak, czego „Autobiografia duchowa” najlepszym świadectwem, wyżej cenił prawdę niż pozór, bardziej też niepokoił się ewentualnym zafałszowaniem swojego obrazu w oczach innych i własnych niż tym, że ktoś może poczuć się zgorszony. To nie jest przyjemna książka, to nie jest lekka lektura do zaaplikowania sobie przed snem. Potraktowanie tej publikacji niepoważnie może zemścić się koszmarami. Zwłaszcza, jeśli samemu myśli się o tworzeniu i artystach. To esej, który niejednego czytelnika przekonanego o wyższości duchowej twórców nad tzw. zjadaczami chleba przyprawi o ból głowy. A twórcy na pewno poczują się przy tej lekturze zażenowani, że tak łatwo zdradzić ich tajemnice. Ma rację wydawca, który informuje czytelnika, że ta książka „nie daje klucza do zrozumienia psychiki Brocha”. Ta książka nie daje klucza do zrozumienia psychiki Brocha, ta książka, a może trzeba powiedzieć: ten szczery do bólu egzorcyzm może być kluczem do zrozumienia psychiki prawie każdego artysty. A zwłaszcza tych, którzy najgłośniej przeciwko takiemu postawieniu sprawy zaprotestują.
Hermann Broch, „Autobiografia duchowa”, przeł. Sławomir Błaut, Czytelnik, Warszawa 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.