1.
Jonathan Haidt, „Szczęście. Od mądrości starożytnych po koncepcje współczesne”. Tytuł nie bardzo chwytliwy. Książek oferujących receptę na „szczęście” jest mnóstwo, a co jedna, to zabawniejsza, więc pewnie nie zwróciłbym na tom Haidta uwagi. Nie zwróciłbym, gdyby nie uporczywe nawracanie do zawartych w nim koncepcji przez autorów „Pstryka”. Braci Heath’ów, których dziełko zasługuje skądinąd na wszelkie splendory i wyróżnienia („Pstryk” bowiem faktycznie działa). Ale wróćmy do „Szczęścia”. Skuszony pochwałami Heath’ów pod adresem koncepcji Jonathana Haidta, a zwłaszcza jego metafory umysłu jako „jeźdźca i słonia”, poszukałem „Szczęścia”. Znalazłem. Przeczytałem. I – to niezwykłe – uznałem piękno wywodów nieznanego mi wcześniej naukowca, doceniłem logikę i siłę wyjaśniającą zaprezentowanej koncepcji. A przy okazji nieźle się bawiłem, gdyż Haidt jest gawędziarzem swobodnym i czyta się go lekko. Co znalazłem konkretnie i co może znaleźć każdy, kto po „Szczęście” Jonathana Haidta sięgnie? Gdyby skorzystać ze wschodniego podziału na „małe oświecenie”, czyli kensho i „duże oświecenie”, czyli satori, trzeba by powiedzieć, że Haidt jest w stanie zafundować czytelnikowi kilkanaście kensho i przynajmniej dwa satori. Przykładem spostrzeżenia mogącego doprowadzić do kensho może być uwaga o tym, że oczekiwanie nagrody nie dopinguje, jak można by przypuszczać, lecz przeszkadza w działaniu, rozwiązywaniu problemów, tworzeniu. Wspomina o tym Haidt, przytaczając historię Harry’ego Harlowa, badacza, który obserwując małpy w latach trzydziestych XX wieku dostrzegł rzecz zastanawiającą. „Na przykład – pisze J. Haidt – nagradzanie małpy rodzynkami za każdy poprawnie wykonany element zadania (takiego jak otwarcie mechanicznego zatrzasku zawierającego wiele ruchomych elementów) de facto utrudnia jej rozwiązanie problemu, ponieważ rozprasza jej uwagę. Małpy czerpią przyjemność z samej pracy nad zadaniem.” Jaki morał z tej historii, jaka nauka dla małpy, która w ewolucji zaszła ponoć najdalej? Spróbujcie zgadnąć. W nagrodę – kensho.
2.
Pominę referowanie wszystkich wątków, dużo ich i każdy dla siebie coś znajdzie. Powiem tylko, że warto podążyć za rozważaniami Haidta, który operując między myślami Wshodu (szczególnie buddyjską) i Zachodu (Grecy i Rzymianie) wykuwa swoją filozofię życia – tak to trzeba nazwać – będącą odpowiedzią na zamęt, chaos i pośpiech współczesności. Ale do rzeczy. Kolejny pomysł – i to już jest teoria, która może sprowokować satori – dotyczy cierpienia. Nazwać to trzeba Haidta mocną hipotezą o cierpieniu, a znaleźć można w rozdziale „Miłe pożytki ma w sobie przeciwność”. Pisze tam Haidt m.in: „Ten rozdział traktuje o czymś, co moglibyśmy określić mianem hipotezy nieszczęścia, zgodnie z którą ludzie potrzebują przeciwności losu, porażek, a nawet traumy, aby osiągnąć najwyższy poziom siły, spełnienia i osobistego rozwoju. (…) W wersji słabej nieszczęście może prowadzić do osobistego rozwoju, siły, radości i samodoskonalenia poprzez trzy opisane wcześniej mechanizmy rozwoju pourazowego. (…) Mocna wersja tej hipotezy wydaje się bardziej niepokojąca. Głosi ona, że ludzie muszą doświadczać cierpienia, żeby się rozwijać, a pewien poziom rozwoju osobistego jest osiągalny wyłącznie dla tych, którzy doznali wielkiego nieszczęścia i poradzili sobie z tym doświadczeniem. Jeśli mocna wersja hipotezy nieszczęścia jest prawdziwa, to pociąga za sobą ważkie implikacje dotyczące tego, jak powinniśmy żyć i jak kształtować nasze społeczeństwa. Oznacza mianowicie, że powinniśmy częściej podejmować ryzyko i doznawać porażek.” I że nie ma co tworzyć społeczeństw rozleniwionych i roszczeniowych, bo społeczeństwa „heroiczne”, których członkowie „bardziej niż śmierci lękają się hańby” mogą „wydawać na świat lepszych ludzi”. Haidt pyta jednak, czy mocna hipoteza nieszczęścia jest prawdziwa? Czy potwierdzają ją badania? Okazuje się, że tak, istnieje trójpoziomowy model osobowości McAdamsa, który stanowić może punkt wyjścia dla uzasadnienia mocnej hipotezy. Po krótkim wprowadzeniu w teorię McAdamsa pisze Haidt: „Osobista tragedia wyrzuca nas z wirującego kołowrotu i zmusza do podjęcia decyzji – wskoczyć do niego i powrócić do dawnego rytmu czy może spróbować czegoś innego? Istnieje pewien przedział czasowy – zaledwie kilka tygodni lub miesięcy po traumatycznym przeżyciu – w którym jesteśmy bardziej otwarci na nowe doświadczenia. (…) Na trzecim (najwyższym) poziomie osobowości nieodzowność cierpienia wydaje się jeszcze bardziej oczywista. McAdams powiada, że historie życia to „przede wszystkim zorganizowane w czasie opowieści o zmienności ludzkich dążeń”. Bez zmienności nie ma dobrej historii życia, a jeśli najciekawszą częścią Twojej opowieści jest fragment, w którym rodzice nie chcieli Ci kupić sportowego auta w prezencie na osiemnaste urodziny, to nikt nie edzie chciał czytać Twoich wspomnień.” Potem jest podrozdział „Błogosławieni ci, którzy dostrzegają sens nieszczęścia” – o badaniach Mela Lernera i badaniach, które dowiodły, że „optymiści doświadczają pozytywnych skutków traumy częściej niż pesymiści”. Czy zatem pesymiści mają podwójnie przegwizdane? Niekoniecznie. Powinni jednak przeczytać „Szczęście” od początku – tam jest rozwiązanie. Skromne ramy recenzji nie pozwalają mi na wymienienie wszystkich teorii, pomysłów i sugestii Jonathana Haidta, zasługujących na uwagę.
3.
Jeszcze tylko konkluzja książki, czyli to, do czego doszedł Haidt. „Ostateczna wersja hipotezy szczęścia – czytamy w jednym z ostatnich rozdziałów „Szczęścia” – brzmi: szczęście pochodzi spomiędzy. Szczęście nie jest czymś, co możesz zdobyć, znaleźć lub bezpośrednio osiągnąć. Musisz stworzyć odpowiednie warunki, a potem cierpliwie czekać. Niektóre z tych warunków mieszczą się w Tobie – są to właściwe relacje między częściami Twojej osobowości. Inne znajdują się poza Tobą – podobnie jak rośliny potrzebują słońca, wody i żyznej gleby, żeby się dobrze rozwijać, tak ludzie potrzebują miłości, pracy i łączności z czymś większym niż oni sami. Warto dokładać starań, aby zbudować właściwe relacje między sobą a innymi, między sobą a swoją pracą oraz między sobą a czymś większym od siebie. Jeśli zdołasz osiągnąć w życiu taką spójność, to wkrótce zaczniesz doświadczać szczęścia i poczucia sensu.” A nawet jeśli po lekturze „Szczęścia” nie poczujesz przypływu szczęścia – bo może jesteś pesymistą uwarunkowanym tak genetycznie – to masz szansę poczuć się mądrzejszy. To też niemało.
Jonathan Haidt, „Szczęście. Od mądrości starożytnych po koncepcje współczesne”. Przeł. Agnieszka Nowak, GWP, Gdańsk 2007.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.