Krótko mówiąc, szczęście bierze się z tego, jak się zachowujemy, co myślimy i jakie cele sobie wyznaczamy każdego dnia w życiu. „Nie ma szczęścia bez działania”. Jeśli po każdej zmianie sytuacji życiowej powracasz do swojej zaprogramowanej normy szczęścia i opanowuje cię bierność oraz próżność, to wiedz, że prawdziwe szczęście jest zawsze w twoim zasięgu – to 40 procent tortu, które możesz kształtować wedle swojego uznania.
Sonja Lyubomirsky, „Wybierz szczęście”
1.
Stobajos, perypatetyk cytowany przez Schopenhauera w „Aforyzmach o mądrości życia” powiedział: „Szczęście jest to działanie zgodnie z cnotą, przejawiające się w czynach skutecznych”. W. Beran Wolfe, australijski psychiatra, cytowany przez Sonję Lyubomirsky w „Wybierz szczęście”, pisał: „Jeśli przyjrzysz się naprawdę szczęśliwemu człowiekowi, zobaczysz, że on buduje łódź, pisze symfonię, uczy swojego syna, hoduje w ogrodzie podwójną dalię albo szuka jaj dinozaura na pustyni Gobi”. W ujęciu Stobajosa i Wolfe’a, szczęście to wykorzystywanie zalet w dobrym, konkretnym celu i na najwyższym poziomie. Osiąga się wtedy tzw. przepływ (ang. flow; u Lyubomirsky tłumaczone jako „ferwor” i znane też z innych polskich tłumaczeń jako „uskrzydlenie”), o którym pisał przede wszystkim odkrywca tego stanu i jego badacz główny – Mihaly Csikszentmihaly. Ale po kolei.
2.
Paradoks naszych czasów: każdy chce być szczęśliwy, a jednocześnie mało kto poświęci choć dziesięć minut, by sprawę własnego szczęścia – traktowanego nie jako chwilowa poprawa nastroju, lecz długofalowe działanie, mające na celu całościową przemianę życia – przemyśleć. Innymi słowy: każdy che być szczęśliwy, mało kto wie, co zrobić, aby naprawdę stać się szczęśliwym. A czym tak w ogóle jest szczęście? Może od tego trzeba by zacząć, wszak jest to pytanie fundamentalne. Pytaniu o szczęście, o warunki potrzebne do jego zaistnienia Sonja Lyubomirsky, jak pisze, poświęciła całą swoją karierę. Trafiając na czas szczególny, kiedy to z jednej strony zapanowała swoista „moda na szczęście”, z drugiej zaś poważniejsi badacze, jak ona, Seligman, Fredrickson, Segerstrom, czy Csikszentmihalyi zmuszeni byli – co zresztą na dobre badaniom nad szczęściem wyszło – nabrać dystansu do tego tematu. Tak czy inaczej, jak przyznaje Lyubomirsky: „W mojej skromnej opinii, szczęście jest świętym Graalem oraz – jak to ujął Arystoteles – „sensem i celem życia, ostateczną misją i kresem ludzkiej egzystencji”.” Dlatego też: „Psychologia szczęścia zasługuje na to, aby być czymś więcej niż przejściową modą”. „W tej książce – tak Lyubomirsky formułuje cel swojej pracy – zebrałam odkrycia naukowe na temat tego, jak być szczęśliwszym człowiekiem. W oparciu o te odkrycia zdefiniowałam obszary umiejętności, jakich ludzie potrzebują, aby wznieść się na wyższy poziom szczęścia i utrzymać go”. Trzonem koncepcji Sonji Lyubomirsky, o czym także wspomina we wstępie, jest tzw. „czterdziestoprocentowe rozwiązanie”. „Dlaczego czterdziestoprocentowe? – pyta badaczka i od razu udziela odpowiedzi. – Dlatego, że 40 procent to ta część naszego szczęścia, na którą możemy wpływać dzięki działaniu i myśleniu”. To liczba, jak dodaje, realna i rozsądna. To nasz potencjał zmiany. A co z pozostałymi 60 procentami. O tym za moment.
3.
Tak, jak nie istnieje żadna cudowna dieta (poza dietą MŻ, znaną też jako „Mniej żryj”), nie istnieje żadna cudowna teoria natychmiastowego szczęścia, ani tym bardziej nie należy się spodziewać istnienia „sekretu szczęścia”. Istnieją natomiast zestawy działań, które można wykorzystać, tworząc swoje szczęście. W wyniku wieloletnich badań i eksperymentów, a także korzystając ze zdobyczy innych psychologów pozytywnych Sonja Lyubomirsky opracowała taki zestaw i to on jest prezentowany w „Wybierz szczęście”. Ale – to zastrzeżenie konieczne – choć istnieje zestaw działań propagowany przez Lyubomirsky, tak jak istnieją pomysły na lepsze, szczęśliwsze życie autorstwa Seligmana czy Fredrickson, trzeba pamiętać, że „szczęście ma wiele twarzy, a rysunki uśmiechniętych twarzyczek i plakaty z inspirującymi hasłami to tylko jedna z nich” i wcale nie najważniejsza. „Jedni szczęśliwi ludzie są roześmiani i otwarci do bólu – kończy „Przedmowę” Lyubomirsky – a inni są po prostu zajęci. Inaczej mówiąc, wszyscy mamy potencjał, który pozwala nam osiągnąć szczęście, tyle że każdy wykorzystuje ten potencjał na swój sposób”. Dla wszystkich sceptycznych zła nowina: ta książka może przekonać, że „strategie budowania szczęścia nie są banalne ani puste”.
4.
William James pisał (a słowa te otwierają rozdział „Czy można się stać, ot tak sobie, szczęśliwszym człowiekiem?”): „Jeśli chcesz odmienić czyjeś życie, zacznij działać natychmiast. I zawsze rób to w wielkim stylu, nigdy inaczej”. Dla Sonji Lyubomirsky ten „wielki styl” oznacza postawienie z miejsca tamy myśleniu o szczęściu, jakie większość ludzi praktykuje na co dzień. „Co by cię uszczęśliwiło?”, pyta badaczka, po czym podaje listę na której są i „lepsze relacje z ludźmi”, i „dodatkowa sypialnia w domu”, i „zrzucenie paru kilogramów”, a nawet – lista jest całkiem spora, to tylko wyimki – „ustąpienie bólu pleców”. Otóż nic z tego, komentuje autorka, nie uszczęśliwi cię tak, jak myślisz. Haczyk, pisze dalej, tkwi w tym, że „poszukujemy szczęścia nie tam, gdzie powinniśmy”. Z tego powodu i z wielu innych potrzebny jest „Program budowania trwałego szczęścia”. A taki „Program…” to również zerwanie ze starym, nieefektywnym sposobem myślenia na temat szczęścia. Na początek warto pozbyć się myśli, że szczęście jest czymś, co „się znajduje”. Owszem, tak się mówi: „znalazłem szczęście”. W istocie jednak nic tu nie jest znajdowane, wszystko wypracowane. Chyba że ktoś mówiąc, że „znalazła szczęście”, informuje o jakiejś chwilowej przyjemności, radości nietrwałej, choć może sympatycznej. Dla Sonji Lyubomirsky wszystko, co związane z odkrywaniem prawdziwych przyczyn szczęścia, zaczęło się w roku 2001, w meksykańskim mieście Akumal. Tam, w rozmowach z Kenem Sheldonem i Davidem Schkade, wyłonił się projekt badania szczęścia metodami naukowymi. Nie było łatwo. Dopiero po kilku latach dyskusji, kontynuowanych już po powrocie do Stanów, wspólnymi siłami badacze doszli do tego, co Lyubomirsky nazywa „40% rozwiązaniem”.
5.
Schemat jest prosty: o 50% naszego samopoczucia stanowi tzw. zaprogramowana norma, czyli to, co mamy w genach. Możemy być „genetycznymi optymistami” albo „genetycznymi pesymistami”. Bazowy poziom poczucia szczęścia to ten stan, do którego wracamy zarówno po tym, jak zdarzy się coś, co nam nastrój podwyższy, jak i w chwili, kiedy zostanie on obniżony. To jest – warto zapamiętać – nasz set point, bazowy poziom poczucia szczęścia. 10% wpływu mają na nas okoliczności. To znaczy, że tak naprawdę jest mało istotne, czy urodzimy się w takich czy innych warunkach, bo jeśli będą one dla wszystkich wokoło takie same, to nie odczujemy większego dyskomfortu. A nawet jeśli zmienimy środowisko i np. z małej, biednej miejscowości przeniesiemy się do dużego, bogatego i innym rytmem żyjącego miasta, to i tak nasze zdolności adaptacyjne sprawią, że znów, po pewnym czasie, wpływ okoliczności będzie dla nas nie większy niż 10%. Wniosek o tak znikomym (wszak 10% to bardzo mało) wpływie okoliczności na nasze szczęście poparty został interesującymi badaniami. Przebadano mianowicie najbogatszych Amerykanów, zarabiających ponad 10 milionów dolarów rocznie. „Okazało się – pisze Lyubomirsky – że poczucie szczęścia było wśród nich tylko trochę wyższe niż wśród pracowników biurowych i fizycznych zatrudnianych przez firmy należące do ludzi z pierwszej próby”. Cóż, raz jeszcze okazało się to, o czym mądrość ludowa mówiła od dawna: bogactwo, piękno, a nawet zdrowie mają tylko krótkotrwały wpływ na poczucie szczęścia, jakiego jesteśmy w stanie doświadczać. Wreszcie kluczowe 40%. Czym ono jest? To proste. Te 40%, na które mamy wpływ, te decydujące o naszym samopoczuciu tu i teraz, a także w przyszłości 40% składa się z naszego zachowania. Z tego, jakie działania podejmujemy i jak podchodzimy do ich realizacji, by stać się tymi, którymi jesteśmy: by być najlepszą możliwą wersją siebie. Dlatego, jak pisze Lyubomirsky: „Kluczem do szczęścia jest zmienianie naszych codziennych celowych działań”. A w jakim kierunku – spyta ktoś dociekliwy – zmierzać? I na to jest odpowiedź. Najszczęśliwsi ludzie – wylicza badaczka: 1) poświęcają wiele czasu relacjom z innymi i czerpią z tego radość; 2) okazują wdzięczność za wszystko, naprawdę potrafią to robić; 3) często i chętnie pomagają innym; 4) optymistycznie patrzą w przyszłość (tego się można nauczyć, nawet jeśli jest się „genetycznym pesymistą”); 5) rozkoszują się i delektują przyjemnościami życia. (Dygresja. Jak pisał Lévinas w „Całości i nieskończoności” – w „Wybierz szczęście” tego nie znajdziecie –rozkoszowanie się jest „samym dreszczem Ja”. Filozof dodawał też: „Życie to doznawanie (affectivité) i czucie. Żyć znaczy rozkoszować się. Rozpaczać nad życiem można tylko dlatego, że źródłowo życie jest szczęściem. Cierpienie – tu Lévinas wrzucił kamyk do ogródka stoików i ich sympatyków – oznacza zanik szczęścia i niesłusznie powiada się, że brak szczęścia to brak cierpienia. Szczęście nie polega na braku potrzeb, które nas podobno tyranizują, bo są nam narzucone, ale na zaspokojeniu wszystkich potrzeb. Koniec dygresji.) 6) najszczęśliwsi regularnie wykonują ćwiczenia fizyczne, dbając o ciało tak, jak o umysł; 7) ambitnie i z zaangażowaniem realizują – Lyubomirsky podkreśla to – cele życiowe (najlepiej – dodam od siebie – jeśli wybrane, jak radził Arystoteles – ze względu na dobro ogółu, a nie jedynie z powodu egoistycznej zachcianki). Po 8 wreszcie: „znoszą stres, kryzysy, a nawet tragedie; bywają wybici z rytmu i zdenerwowani nie mniej niż ty czy ja, ale mają tajną broń: są na tyle pewni siebie i silni, że pokonują nawet bardzo duże trudności”. Tak w dużym skrócie może wyglądać cel, do jakiego należałoby dążyć, jeśli ma się chęć dołączyć do grona najszczęśliwszych. Co, jak już pewnie każdy zauważył, nie oznacza głupkowato uśmiechniętych, lecz spełnionych, żyjących pełną piersią i dających z siebie naprawdę wszystko. Więcej o cechach ludzi najszczęśliwszych pisze Lyubomirsky w rozdziałach od 4 do 9. Po co jednak być szczęśliwym, skoro wymaga to tyle zachodu?
6.
Zalety bycia szczęśliwym – ciekawa kwestia. „Jak się okazuje – czytamy w „Wybierz szczęście” – ze szczęściem idzie w parze wiele dodatkowych korzyści. (…) Uważam, że ludzie szczęśliwi są bardziej elastyczni i pomysłowi, a ponadto pracują bardziej produktywnie. Są lepszymi przywódcami i negocjatorami, więcej zarabiają, są bardziej odporni na kryzysy, mają silniejsze systemy immunologiczne, cieszą się lepszym zdrowiem fizycznym i, co za tym idzie, dłużej żyją (…) Kiedy stajemy się szczęśliwsi, wzrastają nasza pewność siebie i samoocena. Nabieramy przekonania, że jesteśmy wartościowymi ludźmi i zasługujemy na szacunek. Ostatnią i zapewne najmniej docenianą korzyścią jest to, że nasze szczęście udziela się naszym partnerom i rodzinom, naszej społeczności i całemu społeczeństwu”.
7.
Kolejny rozdział Sonja Lyubomirsky zaczyna od opisu szczęśliwego optymisty. Takiego, który może budzić zarówno podziw, jak zawiść. „Ilekroć przydarza mu się coś złego, podnosi się i robi dobrą minę do złej gry. Widzi wyzwania tam, gdzie ty dostrzegasz tylko zagrożenia. Jest optymistą, kiedy ty czujesz się jak zbity pies. Aż pali się do działania, kiedy ty powłóczysz nogami i jesteś niezdolny do zrobienia czegokolwiek”. Tacy ludzie, dodaje psycholożka, odciskają na nas swoje piętno. Takich ludzi czasem się nawet obawiamy. Wpędzają nas, mniej aktywnych i mniej optymistycznych, w kompleksy. Badaczka pokazuje historie takich ludzi, Angeli i Randy’ego, by zaraz opowiedzieć o będącej ich przeciwieństwem, nie bardzo szczęśliwej, samotnej Shannon. Robi to, by do wszystkich dotarło: „Poczucie szczęścia można nanieść na skalę numeryczną, podobnie jak temperaturę czy punkty IQ. (…) Gdzieś na tej skali jest każdy z nas”. W „Wybierz szczęście” jest taka skala przedstawiona w tabeli i jest test, który każdy może wypełnić, odnajdując na tej skali swój poziom szczęścia. To dobry punkt wyjścia do tego, by zacząć pracować nad „40% rozwiązaniem”. To właściwie najlepsze, co można zrobić na samym początku, jeśli by się chciało nauczyć się być szczęśliwszym. Zanim jednak Lyubomirsky przedstawi swój program, badaczka rozprawia się z kilkoma najpopularniejszymi mitami na temat szczęścia. Bierze na warsztat trzy: „Szczęście trzeba odnaleźć”; „Szczęście zależy od uwarunkowań, w jakich żyjemy”; „Szczęście albo się ma, albo nie”. Przy pomocy opisów badań i ich wyników pokazuje, „szczęście jest, bardziej niż cokolwiek innego, stanem umysłu i sposobem, w jaki postrzegamy nas samych i świat”. Chodzi więc o zmianę stanu umysłu, o nic innego. Weźmy coś takiego, jak piękno. Potocznie zwykło się uważać, że piękny człowiek jest szczęśliwszy. Nic bardziej błędnego. Piękno, jak tego dowodzą badania, „nie jest skorelowane ze szczęściem. Jeśli staniesz się obiektywnie piękniejszym człowiekiem, to nie uczyni cię szczęśliwszym. Inaczej jest z byciem przekonanym o swoim pięknie: badacze uznają, że percepcja własnej urody i atrakcyjności jak najbardziej może być jednym z czynników wpływających na poczucie szczęścia”.
8.
Kolejne, czym zajmuje się Sonja Lyubomirsky, to fascynujące zjawisko hedonicznej adaptacji. „Jednym z najbardziej ironicznych aspektów naszego dążenia do szczęścia – pisze – jest to, że tak wielu z nas koncentruje się na zmienianiu uwarunkowań życiowych w złudnej nadziei, że te zmiany przyniosą szczęście”. Czemu to tak nie działa? Dlaczego zakupy uszczęśliwiają na tak krótko i zaraz szukamy nowego obiektu zainteresowania? Autorka odpowiada: „Istoty ludzkie mają zadziwiającą zdolność szybkiego przystosowywania się do zmian sensorycznych i fizjologicznych”. Wraz ze wzrostem stanu posiadania (czegokolwiek), rosną aspiracje – i to, co będziesz oceniać jako warte zdobycia znów się przesunie. Po drugie: jeżeli wejdziesz na wyższy poziom (finansowy, zawodowy czy inny), zaraz spostrzeżesz się – to się nazywa porównywanie – że są tam inni, którzy mają więcej – i znów zapragniesz dążyć, i znowu skala ulegnie przesunięciu. Pisałem o tym obszerniej przy okazji książki Piotra Michonia, pozwolę więc sobie powtórzyć tutaj te uwagi. Rozdział trzeci swojej „Ekonomii szczęścia”, zatytułowany „Adaptacja i porównania”, zaczyna Michoń od opowiedzenia, jak to w latach 70. XX wieku pojawiła się w psychologii hipoteza „hedonistycznego kołowrotka” (ang. hedonic treadmill), która brzmi, jak pisze, następująco: „bez względu na to, jak zmieni się nasza sytuacja, znacząco czy raczej niewiele, pogorszy czy polepszy, po pewnym okresie od tego zdarzenia, wskazówka szczęściomierza wskaże typowy dla nas poziom szczęścia. (…) W efekcie zawsze wracamy do naszego stałego punktu na skali szczęśliwości. (…) Obserwujemy, ze ludzie przyzwyczajają się do nowej sytuacji”. Nic niezwykłego, banały – powie każdy. Gdzie haczyk? Otóż, jak zauważa Michoń i jak zauważyło już wielu psychologów przed nim: „Wiedzieć nie znaczy stosować”. A umysł nasz tak działa, że choć wiemy o adaptacji i wierzymy w jej istnienie, to „ocena wpływu, jaki zmiana, pozytywna czy negatywna, będzie miała na nasze szczęście w przyszłości, odbywa się z dzisiejszej perspektywy. Dziś wierzę, że dane zdarzenie mnie uszczęśliwi lub zasmuci. Gdy „dziś” stanie się przeszłością ze słów „uszczęśliwi lub zasmuci” pozostanie tylko „lub”.” Rzecz nie jest nowa. Podobne wnioski z badań wyciągnął i w „Na tropie szczęścia” przedstawił Daniel Gilbert, notując: „Upieramy się przy tym dzierżyć ster naszych łodzi, gdyż sądzimy, że dobrze wiemy, dokąd powinniśmy płynąć, tymczasem prawda jest taka, że w znacznej mierze żeglujemy na próżno (…), ponieważ przyszłość różni się zasadniczo od obrazu, który widać przez futuroskop.” Tak, jak doświadczamy złudzeń optycznych, tak też – pisze Gilbert – „ulegamy iluzji przewidywania – a wszystkie trzy typy złudzeń tłumaczą te same podstawowe zasady psychologii człowieka.” Michoń idzie tym tropem, gdy pisze: „Silnych argumentów potwierdzających słuszność hipotezy adaptacji dostarczają badania wskazujące, iż ludzie adaptują się również do nowych, gorszych warunków”. W jaki jednak sposób odbywa się proces adaptacji?
9.
Prawdopodobne wyjaśnienia są trzy. Pierwsze, jak pisze Michoń, wygląda tak: „nowe doświadczenie przesuwa nasz punkt minimalny na skali satysfakcji z życia”, przez co to, co do tej pory cieszyło, teraz cieszy mniej lub wcale, a my musimy szukać szczęścia gdzie indziej. Druga ewentualność jest taka, że pojawi się rutyna, a wtedy, jak wiadomo, „po pewnym czasie dobre i złe konsekwencje jakiejś sytuacji przestają mieć dla nas znaczenie”. Znika „efekt nowości”. Adaptację tego rodzaju określa się mianem adaptacji hedonistycznej (ang. hedonic adaptation), występuje ona obok „adaptacji aspiracji” (oczekiwań). Trzecie wytłumaczenie, pisze Michoń, przybiera formę determinizmu biologicznego. Otóż, jak wiadomo z badań Davida Lykkena i o czym pisała w „Wybierz szczęście” Sonya Lyubomirsky, szczęście w 50% jest zdeterminowane genetycznie. Dlatego, choć geny nie determinują wszystkiego (w modelu Lyubomirsky 10% władzy nad naszym szczęściem przypada okolicznościom, a 40% my rządzimy niepodzielnie, jeśli tylko chcemy), to jednak istnieje tzw. ustalony poziom (ang. set point), do którego nasze szczęście wraca, choćbyśmy zaznali nie wiadomo jak wielkich dobrodziejstw czy nieszczęść. Ma to swoje dobre i złe strony. Adaptacja chroni nas w złych sytuacjach, bo się przyzwyczajamy i przestajemy rozpaczać, ale też może zwiększać naszą motywację do działania, bo nie osiadamy na laurach. Pisze Michoń: „Psychologowie opisują adaptację jako mechanizm odpowiedzialny za zarządzanie naszymi emocjami. Dostosowywanie się do nowych okoliczności pozwala nam uczyć się, nabywać nowe umiejętności, akceptować zmiany i ciągle poszukiwać ulepszeń. Adaptacja hedonistyczna (HA) odgrywa też istotną rolę w ukierunkowaniu naszych działań. Dzięki ciągłemu procesowi zmniejszania odczuć negatywnych wynikających z doświadczania niemiłych zjawisk, sytuacji, zdarzeń; HA powstrzymuje nas przed zaangażowaniem się w zmianę czegoś, co jest nie do zmienienia, i motywuje nas do osiągania celów będących w naszym zasięgu”. Adaptacja pełni więc poniekąd rolę, jak to nazywa Michoń, „polisy ubezpieczeniowej”. Ciekawym faktem dotyczącym adaptacji jest to, że niekiedy nie zachodzi ona całkowicie. W wybranych sytuacjach, jak rozwód, satysfakcja z życia jednak zmienia się trwale – na nieco mniejszą niż przed wydarzeniem. Poza tym, niektóre wydarzenia mają jak gdyby wbudowany na stałe element pozytywny bądź negatywny. Ale to raczej wyjątki i choć jest ich sporo, nie wpływają one na zmniejszenie mocy wyjaśniającej ogólnej teorii adaptacji. Adaptacja ma miejsce w większości przypadków naszego życia, a zasada jej działania jest prosta: im więcej bodźców określonego, pozytywnego lub negatywnego rodzaju, powtarzanych w miarę regularnie, tym większe prawdopodobieństwo adaptacji do danych warunków. Pod koniec części wywodów o adaptacji stawia Michoń ciekawe pytanie: „Adaptacja tłumaczy dość dobrze, dlaczego zmiany w obiektywnych warunkach nie wpływają na nasze zadowolenie z życia, natomiast nie mówi nic o tym, w jaki sposób ustala się poziom wyjściowy, do którego wracamy. Niektórzy są szczęśliwi, inni doświadczają depresji – jak wytłumaczyć to, że tu nie następuje adaptacja”. Być może tłumaczy to teoria set point, ale Michoń pomija ją w tym miejscu i przechodzi do kwestii porównań ogólnie oraz, bardziej szczegółowo, do naszego codziennego, życiowego porównywania się z innymi.
10.
Porównania. Szczęśliwi, którzy się nie porównują! Nie ma takiego przysłowia? Szkoda, powinno być. Faktem jest bowiem, że ci, którzy potrafią nie porównywać siebie czy swoich dokonań, mają większe szanse na duchowy spokój i szczęście. Pozostali, my wszyscy, którzy porównujemy się nieustannie z innymi, nie raz i nie dwa razy znajdziemy się w sytuacji robotników w winnicy z ewangelicznej przypowieści. Tych samych, którzy choć pracowali więcej, otrzymali tyle samo, co inni, którzy przyszli później. Ekonomiści, pisze Michoń zaraz po przypomnieniu historii z robotnikami w winnicy Pańskiej, posługują się pojęciem postępu w sensie Pareto. Postęp w sensie Pareto ma miejsce, gdy choć jedna osoba zaczyna znajdować się w lepszej sytuacji niż do tej pory. Ma to sens, wszak gdy ktoś zyska, a inni nie tracą, powinniśmy cieszyć się wszyscy. W czym więc zagadka i – już tak po ludzku – czemu w życiu tak nie jest, że gdy Kowalskiemu wiedzie się lepiej, to sąsiedzi niekoniecznie czują się zadowoleni z tego „postępu w sensie Pareto”? „W podejściu ekonomicznym – wyjaśnia Michoń – kierujemy się zasadą „im więcej, tym lepiej”. Psychologowie wskazują raczej na zasadność twierdzenia: „im więcej niż inni, tym lepiej”.” A tak w ogóle to: im więcej dla mnie niż dla innych, tym lepiej dla mnie (bo co mi tam inni). „Szczęście – jak pisał w „Sztuce życia” Zygmunt Bauman, rozważający problem konsumpcji i konsumentów współczesnych – polega na zdobywaniu rzeczy, na które inni nie mają szans ani widoków. Szczęście to tyle, co brylowanie w sztuce one–upmanship – bycia o oczko czy parę oczek wyżej od innych”. Bauman – i to stanowi o oryginalności jego książki na tle prac psychologów pozytywnych czy filozofów – nigdzie nie definiuje szczęścia inaczej. Szczęście to bycie lepszym od innych w sztuce one–upmanship. Kropka. Nie byłoby sztuki one–upmanship – wracamy do „Ekonomii szczęścia” – gdyby nie sztuka porównywania się z innymi. Koniec dygresji (więcej o „Ekonomii szczęścia” w artykule o niej).
11.
Sonya Lyubomirsky, zdając sobie sprawę zarówno z istnienia hedonicznej adaptacji, jak i tendencji do porównywania, studzi głowy tych, którym te mechanizmy tłumaczą wszystko i przechodzi do genetyki. Opowiada badania z udziałem bliźniąt i przedstawia niezbity dowód na to, że „poziom odczuwanego szczęścia jest w dużej mierze zdeterminowany przez czynniki genetyczne – przez dziedziczną, zaprogramowaną normę szczęścia. Z tych samych badań wynika, że pozostałe 40 procent odczuwanego szczęścia zależy od tego, co robimy i jak myślimy (a 10 procent odczuwanego szczęścia to – jak pamiętamy – kwestia uwarunkowań życiowych)”. Jaki z tego można wyciągnąć wniosek? Ten sam, który Lyubomirsky przedstawia od pierwszej strony książki: „Natura jest tym, ponad co musimy się wznieść”. Każdy może wybić się ponad swoją genetyczną normę szczęścia – i każdy powinien choć spróbować to zrobić. Dla samego siebie. Ale jak? O tym mówi rozdział 3, „Jak dobrać działania budujące szczęście, zgodne ze swoimi zainteresowaniami, wartościami i potrzebami”.
12.
Już Arystoteles pisał: „Różni ludzie poszukują szczęścia różnymi sposobami i różnymi środkami, więc tym samym wybierają dla siebie różne tryby życia”. Banalne? Tylko do momentu, kiedy zdamy sobie sprawę, jak niewiele osób wie, o jakie sposoby czy działania może chodzić. Nie zajmował się tym też Arystoteles (który często pewnie mawiał: „Nie mogę wszystkiego robić sam”), współcześni badacze, w tym Sonya Lyubomirsky, opracowali stosowne programy. Lyubomirsky podeszła do zadania metodyczne. I odkryła, że są trzy sposoby na to, by wybrać działanie, które odpowiadając naszej osobowości, będzie nas jednocześnie prowadzić do szczęścia. Po pierwsze, dobrze jest wybrać działania według źródeł nieszczęścia. „To oznacza – pisze Lyubomirsky – że powinniśmy wybierać te działania budujące szczęście, które odnoszą się do naszych słabości. Jeśli jesteś pesymistą, wybierz działania, które wpajają optymizm.” Masz kłopoty w kontaktach z ludźmi, np. z powodu nieśmiałości, rozejrzyj się i pomyśl, jakie działania mogłyby pomóc w przezwyciężeniu tego. I tak dalej. Po drugie – zupełnie odwrotnie – można wybrać działanie według naszych mocnych stron. Kto ma zadatki na twórcę, powinien śmiało brać się za tworzenie. Kogo pociąga pisanie, niech rozwija ten talent. Kto lubi prace ogrodowe i zna się na tym, niech doskonali ten talent. Po trzecie wreszcie, można dobierać działania według stylu życia. Jeśli styl twojego życia wiąże się ze stresem, „wybierz działania (np. dziękowanie za to, co masz), które nie wymagają dodatkowego czasu i nie rozbiją twoich napiętych dni”. Jednym słowem, rozejrzyj się, jak żyjesz, wyciągnij wnioski i postaraj się zrobić coś, co będzie naprawdę korzystne dla ciebie i twojego szczęścia. Jeżeli mas problem z wyborem strategii, w „Wybierz szczęście” znajdziesz „Test zgodności wybranych działań z twoim profilem osobowości”. Dalej w „Wybierz szczęście” jest obszerna część 2, praktyczna, zatytułowana „Dwanaście działań budujących szczęście”. Opisane zostały w niej ćwiczenia zwiększające optymizm, metody zwalczania tendencji do zamartwiania się i porównywania z innymi, a także ćwiczenia aktów życzliwości i zacieśniania relacji międzyludzkich. Czytelnik lubiący proste zestawy wskazówek znajdzie tu też ćwiczenia zaradności i wybaczania, oraz dowie się, jaką siłę mają proste gesty w rodzaju cieszenia się chwilą, czy robienia tego, co nas naprawdę wciąga. Być może – dla osób o naturze introwertycznej i pesymistycznej – najcenniejsze z tej części będą uwagi na temat tego, jak nauczyć się przejmowania zachowań szczęśliwych ludzi.
13.
Choć na początku Sonja Lyubomirsky zarzekała się, że nie ma żadnych sekretów szczęścia, to na sam koniec, w części 3 pisze właśnie o „Sekretach zdobywania szczęścia”. Jest ich według niej pięć. Pierwszym są: pozytywne emocje. Jak pisała Barbara L. Fredrickson w „Pozytywności”, istnieje sześć najistotniejszych faktów dotyczących pozytywności. Fakt 1: Pozytywność wprowadza w dobry nastrój. Fakt 2: Pozytywność zmienia myślenie. Dzięki niej, pisze Fredrickson, dostrzegasz większy zakres możliwości. Fakt 3: Pozytywność kształtuje twoją przyszłość. Fakt 4: Pozytywność przełamuje negatywność. Jak każdemu wiadomo, negatywność, złe emocje mogą podnieść ciśnienie krwi. Pozytywność, twierdzi Fredrickson, działa jak przycisk „reset” – negatywność zostaje wyłączona z systemu. Fakt 5: Pozytywność ustanawia punkt przełomowy, czyli określa, jak pisze badaczka, „czułe miejsce, w którym drobna zmiana wywołuje ogromną różnicę”. Fakt 6: Możesz zwiększyć swoją pozytywność. W tym miejscu Fredrickson określa jasno cel swojej książki: „Pozytywność może radykalnie odmienić twoje życie. (…) Pozytywność pozwala zobaczyć nowe rozwiązania, wyjść z impasu, nawiązać kontakty z innymi i stać się lepszą wersją własnej osoby.” (W tym miejscu znów przypomina się Arystotelesowska eudajmonia, czyli dosłownie „bycie najlepszym sobą” jako ideał życia szczęśliwego.) Lyubomirsky wie o tym wszystkim, dlatego pozytywne emocje są u niej na pierwszym miejscu. Drugi sekret polega na podejmowaniu działań w odpowiednim czasie i różnicowaniu ich. „Teoria 40 procent – pisze badaczka – przedstawiona w formie wykresu kołowego szczęścia mówi, że wszelkie próby budowania szczęścia okazują się na dłuższą metę nieskuteczne, jeśli po początkowym impulsie przywykamy do nowej, lepszej sytuacji”. Dlatego, pamiętając o zjawisku hedonicznej adaptacji, trzeba wypracować sobie sposób takiego działania, który będzie jej przeciwdziałać. W uproszczeniu można powiedzieć tak: w poniedziałek rób jedno, we wtorek co innego, a we środę jeszcze coś zmień lub dodaj w swoich działaniach, prowadzących do twojego szczęścia. Dbaj o różnorodność. Nie utknij w schemacie, który okaże się nowym kieratem. Zmieniaj trasy wędrówek i spróbuj zaskoczyć samego siebie. Trzecim sekretem szczęścia jest wsparcie społeczne. „Przez wsparcie społeczne – pisze Lyubomirsky – rozumiemy w psychologii wszelkiego rodzaju pomoc i poczucie komfortu, jakie nam dają inni, zwłaszcza ci, z którymi utrzymujemy bliskie relacje”. Nie trzeba armii sprzymierzeńców, dodaje autorka. Starczy jeden, ale sprawdzony przyjaciel. Warto się o takiego postarać. Żeby dowiedzieć się, jaki są czwarty i piąty sekret, będziesz musiał sięgnąć po „Wybierz szczęście”. Nie bądź zły. To się opłaci.
14.
„Kroki, jakie musisz postawić na drodze do szczęścia – pisze Sonja Lyubomirsky – nie różnią się bardzo od tych, jakie podejmujesz, gdy uczysz się języka francuskiego, zmieniasz ścieżkę kariery albo zaczynasz realizować jakiś inny cel. Oto te kroki: 1. Postanawiasz rozpocząć program budowania szczęścia. 2) Uczysz się, co masz zrobić. 3) Podejmujesz regularne działania, co tydzień albo nawet codziennie. 4) Konsekwentnie dążysz do wyznaczonego celu przez długi czas, być może nawet przez resztę życia.” Proste? Prościej to już chyba tylko tak, jak w anegdocie Martina E. P. Seligmana, opowiedzianej w „Pełni życia”, o gen. Rhondzie Cornum, która jako jedyna w pięć minut zapisała swoją „życiową filozofię” i na jej kartce stało: „Wyznacz priorytety: A, B, C. Odrzuć C”. Jest to, dodam jeszcze, podobne do mądrości Rumiego, którą przypomniała Elizabeth Gilbert w „Jedz, módl się, kochaj”: „Wielki suficki poeta i filozof Rumi poradził kiedyś swoim uczniom, żeby zapisali trzy rzeczy, których pragną najbardziej w życiu. Jeśli któraś z pozycji na liście będzie w niezgodności z którąkolwiek inną pozycją, ostrzegł ich Rumi, czeka was los ludzi nieszczęśliwych. Lepiej żyć, skupiając się na jednym, nauczał”. Proste? Sonya Lyubomirsky ma jeszcze jedno do powiedzenia: „Odkryj, jak bardzo różnie możesz interpretować teorię szczęścia, którą przedstawiam w tej książce. Dostrzeż najważniejsze czynniki, od których zależy twoje szczęście. I naucz się wpływać na tę część szczęścia, którą możesz trwale kształtować swoimi myślami i działaniami. TO oczywiście nie wszystko. „Wybierz szczęście” pełne jest niespodzianek. A gdybyście byli ciekawi kogoś, kto po swojemu zinterpretował książkę Sonji Lyubomirsky i napisał swoją, która stała się bestsellerem, sięgnijcie po „Projekt szczęście” Gretchen Rubin. Recenzja z niej już jest na literaturajestsexy.pl.
Sonja Lyubomirsky, „Wybierz szczęście”. Przeł. Tomasz Rzychoń, MT Biznes LTD, Warszawa 2011.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.