Gdy widzimy serię niezwykłych osiągnięć w sporcie – lub w innej dziedzinie – powinniśmy pamiętać, że niezwykłe rzeczy mogą się dziać bez niezwykłej przyczyny. Zdarzenia losowe często przypominają zdarzenia zupełnie nielosowe; interpretując różne ludzkie sprawy, trzeba uważać, żeby nie mylić jednego z drugim. Zajęło to wprawdzie wiele stuleci, ale uczeni nauczyli się patrzeć dalej, poza granice pozornego ładu, i dostrzegać wpływ, jaki losowość wywiera zarówno na przyrodę, jak i na życie codzienne.
Leonard Mlodinow, „Matematyka niepewności. Jak przypadki wpływają na nasz los”
1.
„Kilka lat temu – zaczyna swoją opowieść Leonard Mlodinow – pewien mężczyzna wygrał w hiszpańskiej loterii państwowej, kupiwszy los z końcówką numeru 48. Dumny z osiągnięcia, ujawnił teorię, która przyniosła mu bogactwo. „Liczba 7 śniła mi się przez siedem nocy z rzędu”, powiedział, „a 7 razy 7 to 48”.” Śmiejecie się? Nie tak szybko. Niestety, jest dokładnie tak, jak o tym napisał Mlodinow w komentarzu do tego idiotyzmu: „Każdy z nas buduje sobie obraz świata i używa go później, by filtrować i przetwarzać wyniki obserwacji, wyławiając jakiś sens z oceanu danych, stale przelewających się nad nami. I często popełniamy błędy, które nie są wprawdzie aż tak oczywiste, ale są równie istotne”. I tak naprawdę dopiero od niedawna pojawiła się dziedzina badań zajmująca się tym, jak podejmujemy decyzje. „Matematyka niepewności” Mlodinowa poświęcona jest w dużej mierze tym badaniom. „Poświęcona jest – jak pisze autor – zasadom, którymi rządzi się przypadek” i mówi „o tym, jak dokonujemy wyboru, i o tym, jakie czynniki sprawiają, że popełniamy błędy decyzyjne, stając w obliczu losowości lub niepewności”. Zajęcie to tyleż fascynujące, co niewdzięczne. Jak bowiem pisze Mlodinow: „Niełatwo jest płynąć pod prąd obiegowych ludzkich intuicji. Jak zobaczymy, umysł ludzki jest zbudowany w taki sposób, żeby poszukiwać konkretnej przyczyny każdego zdarzenia, trudno mu więc pogodzić się z wpływem czynników, które są losowe lub nie mają wyraźnego związku z danym zdarzeniem”. Zastanawiamy się czasem nad przyczynami nieoczekiwanego sukcesu lub porażki. Obserwujemy siebie oraz innych, próbując dociec, jakie były przyczyny tego lub innego wydarzenia. Mlodinow nie ma dla nas łatwej odpowiedzi. Nie mówi, jak Paulo Coehlo, że wystarczy dążyć do urzeczywistnienia Własnej Legendy, a „cały Wszechświat będzie sprzyjał” nam w tym przedsięwzięciu. Leonard Mlodinow stoi na stanowisku, że Wszechświat nie ma nic do tego, czy ktoś odniesie sukces, czy zostanie zapamiętany jako przegrany. Dlatego, jak pisze, pierwszy krok na drodze do nowej świadomości, polega na tym, by „zdać sobie sprawę, że przyczyną sukcesu lub porażki bywają czasami nie wielkie zdolności ani rażąca niekompetencja, tylko, jak napisał ekonomista Armen Alchian, „sprzyjające okoliczności”. Procesy losowe – dodaje Mlodinow – są fundamentalną częścią przyrody i wszechobecnym składnikiem naszego codziennego życia, jednak większość ludzi tego nie rozumie albo nie poświęca temu uwagi”. Pogląd ten może wydawać się radykalny i pesymistyczny, trzeba jednak przyznać, że na jego poparcie Mlodinow ma naprawdę mocne argumenty.
2.
W przypadku zgadywania prawdopodobieństwa, że jakieś zdarzenie będzie mieć miejsce, mamy do wyboru dwie drogi. Jedna jest pewna, posługują się nią np. szczury, które po krótkiej ocenie sytuacji, wybierają zawsze tę drogę, która gwarantuje pewien poziom sukcesu. Bez wydziwiania. Jeżeli w jednej miseczce pokarm będzie pojawiać się w 75% przypadków, a w drugiej tylko w 25% przypadków – szczur nie będzie miał wątpliwości, gdzie startować, kiedy miseczki pojawią się w zasięgu wzroku. Druga strategia jest związana ze skomplikowaniem ludzkiego mózgu i wydaje się, że jedynie ludzie z niej korzystają. Polega na wyszukiwaniu wzorców, kombinowaniu i próbach zgadywania niekoniecznie opierających się o statystykę. „My, ludzie – pisze Mlodinow – zwykle próbujemy doszukać się wzoru i pozwalamy, by szczur osiągnął lepszy wynik od nas”. Zauważył to już cytowany przez Mlodinowa filozof, Bertrand Russell, który napisał: „Wszyscy zaczynamy od naiwnego realizmu – doktryny, która głosi, że rzeczy są tym, czym wydają się być. Myślimy, że trawa jest zielona, kamienie są twarde, a śnieg zimny. Fizyka zapewnia nas, że zieloność trawy, twardość kamieni i zimno śniegu nie są zielonością trawy, twardością kamieni i zimnem śniegu, jakie znamy z własnego doświadczenia, tylko czymś zupełnie innym”. Fizyka ma swój punkt widzenia, Mlodinow preferuje swój. I zachęca do spojrzenia na zjawiska przez „okular losowości”. Wtedy, obiecuje, „zobaczymy, że wiele zdarzeń w naszym życiu wcale nie jest tym, czym wydaje się być, tylko czymś zupełnie innym”.
3.
„Największym wyzwaniem, na jakie natrafiamy, próbując zrozumieć role losowości w życiu, jest to, że choć wiele praw losowości opartych jest na zwykłej logice, to wnioski płynące z tych praw często przeczą prostej intuicji”. Od takiego właśnie zaprzeczenia „prostej intuicji” wszystko się zaczęło. A konkretnie od wykładu Daniela Kahnemana dla izraelskich instruktorów latania. Wykład dotyczyć miał pewnego zagadnienia z zakresu psychologii, miał jednak nieoczekiwany przebieg. „Kahneman – relacjonuje tamta sytuację Mlodinow – podkreślał wyraźnie pogląd, że nagradzanie pozytywnych zachowań działa, a karanie za błędy – nie działa”. Nie zgadzało się to z obserwacjami instruktorów i jeden z nich wypowiedział swoją wątpliwość na głos, stwierdzając, że kiedy chwalił uczniów za manewry, oni zawsze potem wykonywali je gorzej. Przyznał też, że kiedy potem wrzeszczał, uczniowie znów zaczynali wykonywać manewry lepiej. Prosta obserwacja. Proste myślenie. Jest przyczyna (pochwała/nagana) i jest skutek (zła robota/dobra robota). Kahneman miał jednak po swojej stronie wyniki badań na zwierzętach, wskazujące jednoznacznie, że nagradzanie jest lepszym motywatorem niż karanie. Oto ujawnił się paradoks. Życie pilotów sobie, uniwersyteckie badania sobie. Wtedy Kahneman doznał olśnienia. Jak pisze Mlodinow: „zrozumiał wtedy, że wprawdzie wrzask poprzedzał poprawę osiągnięć, ale wbrew pozorom nie był jej przyczyną”. Odpowiedź kryła się w zjawisku znanym obecnie pod nazwą regresji do średniej. Krótko mówiąc: „w każdej serii zdarzeń losowych po wyniku naprawdę niezwykłym z bardzo dużym prawdopodobieństwem nastąpi, wyłącznie na skutek przypadku, wynik znacznie bliższy przeciętnemu”. To, że intuicja podpowiada nam coś innego, to tylko pierwszy błąd intuicji, którym Daniel Kahnemam postanowił zająć się dokładniej. Pytanie, jakie postawił Kahneman (i które doprowadziło go do Nagrody Nobla z ekonomii w roku 2002) brzmiało: „Jak bardzo rozpowszechniona jest błędna analiza sytuacji niepewnych? I jak to wpływa na decyzje, które podejmujemy?”
4.
Przypuśćmy – streszczę tu dalszy wywód Mlodinowa – że czterech kolejnych wydawców odrzuciło maszynopis twojej powieści. Intuicja może ci podpowiadać, że maszynopis jest do niczego. Ale czy ta intuicja jest poprawna? Czy twojej książki nie dałoby się sprzedawać? „Wszyscy wiemy z doświadczenia, że gdy w kilku kolejnych rzutach monetą wpadnie orzeł, nie znaczy to jeszcze, że rzucamy monetą z dwoma orłami.” Ile razy w historii literatury powtarzała się ta historia? Gide odrzucił dzieło Prousta. John Grisham, Dr. Seuss, J.K. Rowling, Stephen King, Paulo Coelho – ile razy nikt nie odpowiedział po tym, jak wysyłali swój maszynopis? Ile razy dostawali odpowiedź „Nasze wydawnictwo nie jest zainteresowane”? „Nie były to izolowane przypadki błędnej oceny – pisze Mlodinow. – W istocie, wiele książek, które ostatecznie odniosły wielki sukces, musiało przetrwać nie tylko odrzucenie, ale wielokrotne odrzucenie”. I dodaje: „Stworzenie wielkiej powieści – lub wspaniałego naszyjnika czy ciasta czekoladowego – dzieli od stosów egzemplarzy tej powieści, naszyjników i ciastek czekoladowych zalegających wystawy sklepowe wielka otchłań losowości. To właśnie dlatego w każdej dziedzinie ludzie sukcesu są niemal bez wyjątku członkami tego samego klubu: klubu osób, które się nie poddają”. W tym miejscu formułuje Leonard Mlodinow jedną ze swoich głównych myśli. Być może na pierwszy rzut oka trudno ją przyjąć, radzę jednak przeczytać ten fragment co najmniej dwukrotnie: „Wiele z tego, co nas spotyka – sukcesy zawodowe, finansowe, właściwe decyzje życiowe zarówno w dużej, jak i małej skali – jest w równym stopniu wynikiem działania czynników losowych, co naszych umiejętności, przygotowania i ciężkiej pracy. Rzeczywistość, jaką postrzegamy, nie jest więc bezpośrednim odbiciem ludzi czy okoliczności, które się na nią składają; za sprawą najróżniejszych efektów losowych i wpływu zmiennych sił zewnętrznych jej obraz jest niewyraźny i rozmyty. To nie znaczy, że zdolności nie mają znaczenia – to jest jeden z czynników zwiększających nasze szanse na sukces – ale związek między naszymi działaniami i ich skutkami nie jest aż tak bezpośredni, jak chcielibyśmy wierzyć”. Jak często nie zauważamy działania przypadku? Niby wszyscy „rozumiemy, że talent nie gwarantuje sukcesu”, a jednak tak bardzo kuszące jest „myśleć, że każdy sukces jest dziełem talentu”. W Hollywood, gdzie Mlodinow przez pewien czas pracował, wiedzą o tym najlepiej. Być może dlatego jeden z bossów filmowego interesu, David Picker powiedział podobno te słowa: „Gdybym sfinansował wszystkie projekty, które odrzuciłem, i odrzucił wszystkie, które finansowałem, wyszłoby mniej więcej na to samo”. Nie chodzi o porównanie filmów z budżetem na poziomie tysięcy z filmami, w których promocję ładuje się grube miliony. Uwaga Pickera mówi jedynie tyle, że jeśli wziąć pod uwagę filmy z podobnymi budżetami i podobną machiną promocyjną, kwestia scenariusza okazuje się mniej istotna niż się wydaje. Hollywood, podobnie jak świat literatury, pełne jest przykładów wpływu czynników losowych. Filmy, które miały być pewniakami, ponosiły klęskę. Filmy, na które mało kto stawiał, okazywały się megahitami. Sęk w tym, że zdarzenia losowe, jak pisze Mlodinow, „często trafiają się jak rodzynki w pudle płatków śniadaniowych – grupkami, seriami, całymi skupiskami. I choć Fortuna sprawiedliwie dzieli możliwości, to wyników nie może rozdzielić sprawiedliwie”. W końcowym rachunku zawsze będą zwycięzcy i przegrani.
5.
Teoria losowości jest zasadniczo – pisze Mlodinow w rozdziale „Prawdy i półprawdy” – kodyfikacją zdrowego rozsądku”. Że ze zdrowym rozsądkiem nie jest wśród ludzi za dobrze, o tym zaczęto dyskutować na poważnie od niedawna. A być może najwięcej badania nad zdrowym rozsądkiem (a raczej jego brakiem) zawdzięczają parze, o której w „Matematyce niepewności” sporo: Kahnemanowi i Tversky’emu. To właśnie ci znakomici badacze natury ludzkiej opracowali słynne badanie z „Lindą lat 31” i zapoczątkowali prześwietlanie mitów obecnych w naszym myśleniu. Badanie opisuje Mlodinow (i warto ten opis przeczytać), najważniejszy jest jednak wniosek: „Jeśli ktoś nam podaje szczegóły pasujące do naszych wyobrażeń, to sprawia tym samym, że opis czy scenariusz wydaje się nam bardziej realny; przypisujemy mu tym większe prawdopodobieństwo, im więcej jest takich szczegółów. A przecież każde działanie, które polega na dodawaniu nie do końca pewnych szczegółów do jakiejś hipotezy, sprawia, że hipoteza staje się mniej prawdopodobna”. Jest to fundamentalna niezgodność między logiką rachunku prawdopodobieństwa, a naszym codziennym sposobem oceniania zdarzeń i ludzi. Jak ujęli to badacze: „dobra opowieść jest często mniej prawdopodobna niż mniej satysfakcjonujące wyjaśnienie”. Wszystko stąd, że, jak pisze Mlodinow i co potwierdzały w całej rozciągłości badania Tversky’ego i Kahnemana: „Człowiek ma skłonność, by poszukiwać wzorców i prawidłowości, a gdy je odnajdzie, przypisuje im znaczenie.” Co więcej, jak napisali Kahneman i Tversky, „ludzie mają bardzo ubogie pojęcie o losowości; nie rozpoznają jej, gdy się z nią stykają, i nie potrafią jej naśladować, gdy próbują to robić”. Mlodinow proponuje w tym miejscu mały eksperyment. Weźmy dowolny ciąg zdarzeń. Serię randek lub serię comiesięcznych wypłat w pracy freelancera. Im dłużej będziemy patrzeć, tym większe prawdopodobieństwo, że znajdziemy jakieś układy, coś nam się zacznie zwidywać jako wzorzec i zaczniemy doszukiwać się „przyczyn”. Podczas gdy główną (bo mogą być też inne, zamulające nam obraz i prowokujące do snucia rozmaitych teorii) będzie przypadek. Ponieważ losowość oznacza też, że coś może się powtórzyć nawet kilka razy z rzędu, a ludzie reagują na powtórzenia jak psy Pawłowa na dzwonek, może się zdarzyć, że istotnie losowa seria będzie wyglądać na nielosową. „Firma Apple – pisze Mlodinow – zetknęła się z tą kwestią, wyposażając iPody w mechanizm losowego doboru słuchanych piosenek: prawdziwa losowość prowadzi czasem do powtórzeń, ale użytkownicy, słuchając parokrotnie tej samej piosenki albo utworów tego samego artysty, sądzili, ze dobór wcale nie jest losowy”. Znamienna jest reakcja Steve’a Jobsa na ten fakt. Szef Apple powiedział, że firma zmieniła mechanizm na „mniej losowy po to, żeby wydawało się, że jest bardziej losowy”. Czy zatem naprawdę nie liczą się umiejętności? Co z faktem, że słabi gracze przegrywają częściej, a mocni częściej wygrywają? To zjawisko Mlodinow komentuje spokojnie: „Słabi gracze i słabe drużyny mają dłuższe i częstsze serie porażek niż wielcy gracze i wielkie drużyny, a wielcy gracze i wielkie drużyny miewają dłuższe i częstsze serie sukcesów niż słabsi gracze i słabsze drużyny. Dzieje się tak dlatego, że jedni mają wyższą średnią częstość porażek, drudzy zaś – sukcesów, a im wyższa średnia częstość, tym dłuższe i częstsze są długie serie, które produkuje ślepy los. Aby rozumieć takie przypadki, wystarczy rozumieć rzut monetą”. Istnieje wiele przykładów „paradoksu szczęśliwej ręki”, które zdają się przeczyć teorii przypadku.
6.
W dalszej części „Matematyki niepewności” Mlodinow snuje fascynującą opowieść o wielu postaciach i badaniach. Zaczyna chronologicznie, od roku 1576 i Gerolamo Cardano. Pisze o jego „Księdze gier losowych”, pierwszej w dziejach ludzkości książce poświęconej teorii zjawisk losowych. Wspomina też historię programu „Zapytaj Marilyn”, w którym Marilyn vos Savant zasłynęła z odpowiedzi zgodnej z rachunkiem prawdopodobieństwa, ale na tyle niezgodnej z myśleniem potocznym, że ściągnęło to na nią gromy. Mlodinow pisze również o Galileuszu, a potem o Pascalu, znanym głownie ze swoich „Myśli” i „zakładu Pascala”, lecz dla matematyków i specjalistów od rachunku prawdopodobieństwa będącym także twórcą tzw. trójkąta Pascala i jednym z tych ludzi, którzy logiką prawdopodobieństwa zajmowali się w sposób twórczy. Pojawiają się nazwiska Bernoullego (właściwie całej rodziny matematyków o tym nazwisku), Bayesa (którego teoria prawdopodobieństwa warunkowego wykorzystywana jest do dziś), oraz Gaussa (tego od „krzywej Gaussa”) i Quételeta, twórcy koncepcji l’homme moyen, człowieka przeciętnego, a także marzyciela pragnącego stworzyć nową „fizykę społeczną” na wzór Newtonowskiej. Jest również mowa o Francisie Galtonie, krewnym Darwina. To dzięki Galtonowi myślenie statystyczne przeniknęło do biologii, a później psychologii.
7.
Kolejnym ważnym punktem „Matematyki niepewności” jest opis badań nad arcyludzką potrzebą kontroli, przeprowadzonych przez pionierkę tego zagadnienia, Ellen Langer. „Dlaczego – pyta Mlodinow – ludzka potrzeba kontroli ma ścisły związek z dyskusją o losowych wzorcach? Dlatego, że jeśli wydarzenia są losowe, to nie mamy nad nimi kontroli, jeśli zaś mamy nad nimi kontrolę, to nie są losowe. Nasza potrzeba zachowania poczucia kontroli i nasza zdolność do rozpoznawania losowości są więc w fundamentalny sposób sprzeczne. Owa sprzeczność należy do najważniejszych przyczyn, sprawiających, że błędnie tłumaczymy sobie wydarzenia, które są losowe. W istocie, nakłonienie ludzi, żeby brali szczęście za umiejętności, albo bezcelowe działania za kontrolę nad czymś, jest jednym z najłatwiejszych przedsięwzięć, jakie może podjąć psycholog zajmujący się badaniami naukowymi. Poprośmy ludzi, żeby kontrolowali zapalające się światła, naciskając fikcyjny wyłącznik, a uwierzą we własne sukcesy, choć światła będą zapalać się i gasnąć zupełnie losowo”. Znów się śmiejecie? Nie ma z czego. Dwóm grupom badanym na okoliczność typowo ludzkiego złudzenia kontrolowania sytuacji zasugerowano, że mogą siłą woli wpłynąć na ruch rozbłysków światła, jakie im wyświetlano na ekranie. Ludziom w grupie A powiedziano, że siłą woli mogą skierować światło ruchem okrężnym w lewo, ludziom z grupy B, nieświadomej zadania grupy A, że mogą skierować te same rozbłyski siłą woli w prawo. Badani z obu grup zauważyli, że rozbłyski poruszały się zgodnie z ich wolą. Zaprawdę, mózg potrafi nas wykołować. Tobie też się zdaje, że kontrolujesz sytuację? Po opisaniu tego i innych badań Leonard Mlodinow pisze: „Langer wielokrotnie wykazała, że potrzeba poczucia kontroli przeszkadza w dokładnym postrzeganiu zdarzeń losowych”. Weźmy grę w karty. Jest czysto losowa, a jednak ludzie, którzy grają, twierdzą, że mają większe szanse w grze z przeciwnikiem nerwowym i wolą takiego od tego, który nie okazuje emocji. Analizując na chłodno mogą przyznać nawet, że karty są grą losową i sukces zależy w nich w dużej mierze od przypadku, jednak logiczne myślenie kończy się w trakcie rozgrywki. Wtedy potrzeba kontroli przejmuje kontrolę nad mózgiem i zaczyna się obłędny taniec przypuszczeń, intuicji, mitów i zabobonów. W innym badaniu, które relacjonuje Mlodinow, studentów proszono o rzucanie monetą. Badacze manipulowali wynikami tak, by wyniki były odgadnięte trafnie w mniej więcej połowie przypadków. Studenci pytani o możliwość przewidywania wyniku rzutu monetą odpowiadali potem tak, „jakby odgadywanie rzutu monetą było umiejętnością, którą można doskonalić. Jedna czwarta studentów stwierdziła, że zakłócenie spokoju spowodowałoby pogorszenie wyników zgadywania. Czterdzieści procent studentów odczuwało, że dzięki treningowi mogliby poprawić swoje wyniki”. Brzmi to znów śmiesznie i naprawdę byłoby śmieszne, gdyby nie było tak bardzo prawdziwe i gdyby tak straszliwie nie obnażało naszej probabilistycznej ignorancji. Mlodinow pisze: „W prawdziwym życiu rola losowości jest daleko mniej oczywista niż w badaniach profesor Langer, my zaś jesteśmy znacznie bardziej zainteresowani wynikami i możliwością wywierania na nie wpływu. Dlatego właśnie w prawdziwym życiu jeszcze trudniej jest opierać się złudzeniu poczucia kontroli.” I dodaje: „Badania wykazały, że złudzenie posiadania kontroli nad zdarzeniami losowymi w sytuacjach, które wiążą się z finansami, sportem, a szczególnie z prowadzeniem interesów, zostaje wzmocnione wtedy, gdy wynik przedsięwzięcia, na który mają wpływ czynniki losowe, poprzedzono okresem strategicznego namysłu (ach, te niekończące się narady), gdy wykonanie przedsięwzięcia wymaga aktywnych działań (ach, te nadgodziny), a także wtedy, gdy obecny jest efekt konkurencji (to się przecież nigdy nie zdarza, prawda?). Pierwszy krok do pokonania złudzenia, ze ma się nad czymś pełną kontrolę, polega na tym, żeby sobie owo złudzenie uświadomić”. Nawet wtedy jednak sprawa jest niełatwa, ponieważ „gdy zacznie się nam wydawać, że zauważyliśmy jakiś wzorzec, wówczas nie rezygnujemy łatwo ze swoich spostrzeżeń”.
8.
Nie mogło też nie być w „Matematyce niepewności” o złudzeniach innego rodzaju. Ale, kiedy to człowiek nie jest pod wpływem złudzenia? Pisze Mlodinow: „Gdy jesteśmy pod wpływem złudzenia – a faktycznie za każdym razem, gdy mamy jakiś nowy pomysł – to zamiast szukać sposobów, by pokazać, że nasze pomysły i przekonania są błędne, próbujemy zwykle je potwierdzać. Psychologowie nazywają to skłonnością do potwierdzania; stanowi ona poważną przeszkodę na drodze do uwolnienia się od błędnej interpretacji czynników losowych.” Skłonność do potwierdzania to nic innego jak błąd konfirmacji (ang. confirmation bias). Czy nam się to podoba, czy nie, „nasz sprytny mózg, ignorując wzorce jednego rodzaju, a podkreślając znaczenie innych, potrafi wzmacniać własne przekonania nawet wtedy, gdy dane nie są przekonujące”. Czy jest jakiś sposób na uwolnienie się od uprzedzeń i błędnych przekonań? Czy jest metoda, dzięki której można by uzyskać maksimum obiektywizmu w rozważaniu swoich przekonań? Pisze Mlodinow: „Na początek wystarczy po prostu zdać sobie sprawę, że także w wynikach zdarzeń czysto losowych obecne są różne wzorce i prawidłowości. Kolejny wielki krok polega na tym, żeby nauczyć się poddawać w wątpliwość własne spostrzeżenia i teorie. Wreszcie zaś, powinniśmy nauczyć się spędzać tyle samo czasu na poszukiwaniu dowodów, że jesteśmy w błędzie, co na poszukiwaniu dowodów, dla których moglibyśmy mieć rację”. Na marginesie dodam, że słowa te przypominają mądrość Karla Poppera, który w swojej książce „Wiedza obiektywna” stwierdził: „Istnieje coś takiego jak tajemnica sukcesu i zdradzę ją wam. Jest taka: Na każdym etapie swoich badań zachowuj jasną świadomość swojego problemu i obserwuj sposób, w jaki zmienia się on i konkretyzuje. Miej w miarę możności jasność co do różnych teorii, którymi się posługujesz, i bierz pod uwagę, że wszyscy nieświadomie posługujemy się teoriami lub bierzemy je za oczywiste, chociaż większość z nich z całą pewnością jest fałszywa. Bezustannie staraj się formułować teorie, które wyznajesz, i krytykuj je. Próbuj budować teorie alternatywne – alternatywne nawet wobec tych, które uważasz za nie do odrzucenia, albowiem tylko w ten sposób zrozumiesz teorie, które sam wyznajesz. Ilekroć dana teoria wydaje ci się jedyną możliwą, bierz to za znak, że nie zrozumiałeś ani teorii, ani problemu, który miała rozwiązać. Swoje eksperymenty traktuj zawsze jako sprawdzian teorii, jako próby znalezienia w niej wad i obalenia jej. Jeżeli eksperyment lub obserwacja wydają się świadczyć na rzecz teorii, pamiętaj, że naprawdę osłabiają one jedynie pewną alternatywną teorię – być może taką, o której nie myślałeś wcześniej. I niech będzie twoją ambicją obalać i zastępować własne teorie: tak jest lepiej niż bronić ich i pozwalać innym, aby je obalili. Ale pamiętaj także, iż dobra obrona teorii przeciw krytyce jest koniecznym fragmentem wszelkiej owocnej dyskusji, ponieważ jedynie poprzez jej obronę można stwierdzić, jak jest silna i jak silna jest krytyka przeciwko niej skierowana. Nie ma sensu krytykować teorii lub jej omawiać, jeżeli przez cały czas nie wyrażamy jej najsilniejszej postaci i nie argumentujemy przeciw niej tylko w takiej postaci”. Słowa Mlodinowa i Poppera przypominają też myśl Gombrowicza o konieczności nieustannego i celowego psucia sobie gry i sytuacji. Trzeba zawsze psuć sobie grę i sytuację, by nie popaść w samozadowolenie i stagnację, jałowe intelektualnie oraz duchowo.
9.
Ostatni rozdział „Matematyki niepewności” ma tytuł „Spacer pijaka”. Taki też jest w ogóle tytuł angielskiego oryginału książki Mlodinowa. Spacer pijaka – to zwrot znany matematykom, określający „błądzenie losowe i jego trajektorie, na przykład trajektorie, po których poruszają się cząsteczki, przemierzając przestrzeń i nieustannie biorąc udział w zderzeniach z innymi cząsteczkami”. Mlodinow pisze we wstępie, że można to „uznać za metaforę naszego życia, naszych dróg”. Na koniec zaś stwierdza: „W nauce o procesach losowych spacer pijaka jest archetypem. Jest także trafnym modelem tego, co dzieje się w naszym życiu, albowiem jak drobiny kwiatowego pyłku, unoszące się w cieczy badanej przez Browna, jesteśmy nieustannie popychani to w tym, to w innym kierunku przez rozmaite zdarzenia losowe”. Pozostaje co prawda problem, jak to jest, że wstecz daje się jednak wytłumaczyć rozmaite nieprzewidziane wcześniej wydarzenia. Ale i to jest wytłumaczalne. Mlodinow pokazuje ten mechanizm na przykładzie ataku na Pearl Harbor. Były komunikaty, były sygnały ostrzegawcze, było wiele przesłanek, by, jak się niektórym wydaje, móc przewidzieć ten atak. Z drugiej jednak strony, takich przesłanek, takich informacji, sygnałów było w tamtym czasie tak wiele, że nikt nie powinien dziwić się, że atak na Pearl Harbor był zaskoczeniem. Oczywiście, tych, którzy mają teorię pasującą do odkrytego przez nich po czasie wzorca, nic nie przekona. „Niemądrze wierzymy – konkluduje Mlodinow – że pomyłki popełnione w przeszłości musiały być spowodowane ignorancją czy brakiem kompetencji i że można byłoby im zapobiec dzięki rozleglejszym studiom i lepszemu zrozumieniu”. Tymczasem prawdę o tym, co się dzieje, kiedy dopasowujemy wzorce po zdarzeniu do zdarzenia, lepiej oddaje przysłowie: „mądry po szkodzie”. I tylko dziwne, a nawet przykre, że ludzie, jak pisze Mlodinow, „często zachowują się tak, jakby nie było ono prawdziwe”. Zwieńczeniem książki Mlodinowa jest kilka stron poświęconych nowej, tzw. normalnej teorii wypadków, stworzonej przez socjologa z Yale, Charlesa Perrowa. Oto teoria wypadków w skrócie: „należy się spodziewać, że w systemach złożonych (do których zaliczam życie ludzkie) seria pomniejszych czynników, z których każdy z osobna można zignorować, będzie od czasu do czasu przyczyną poważnych wypadków”. Doktryna Perrowa, pisze dalej Mlodinow, „opisuje, jak do tego dochodzi – dlaczego wypadki pojawiają się bez wyraźnej przyczyny, bez rażących zaniedbań i niekompetentnych łajdaków, których poszukują korporacyjne i rządowe komisje śledcze”. Mlodinow proponuje korzystać z teorii Perrowa nie tylko w sytuacjach, kiedy coś zawiodło, ale też wtedy, kiedy coś się udało. „Ze złożonymi przedsięwzięciami jest bowiem tak, ze niezależnie od tego, ile razy poniesiemy porażkę, często mamy spore szanse, że w końcu się nam uda, o ile będziemy wytrwale próbować”. To, jak zauważył cytowany przez Mlodinowa ekonomista, W. Brian Arthur, „niewielkie szczęśliwe zdarzenia – nieoczekiwane zamówienia, losowe spotkania z klientami, kaprysy zarządzania – pomagają określić, która firma wcześniej powiększy sprzedaż, a później stopniowo zdominuje konkurencję”. Owe „niewielkie, szczęśliwe zdarzenia” są też tym, co nieustannie przytrafia się ludziom. Tak samo, rzecz jasna, jak „niewielkie pechowe zdarzenia”. Ludzie nie byliby ludźmi, gdyby łatwo zgadzali się z takim niedeterministycznym widzeniem rzeczywistości. Większość doszukuje się wzorców, studiuje, „co takiego mają w sobie Stephen King, Madonna czy Bruce Willis, że podobają się olbrzymiej masie wielbicieli”. Potem zaś „próbują wszystko skopiować”. Gdyby jednak spojrzeć na świat choć przez moment, wykorzystując okular losowości, mogłoby się okazać, że, jak pisze Mlodinow, „istnieje wiele świetnych książek, wielu świetnych piosenkarzy i aktorów, których nikt nie zna; przyczyną sprawiającą, że ktoś lub coś zaczyna się wyróżniać, jest w znacznej mierze splot wielu pomniejszych, przypadkowych czynników – to znaczy szczęście”. Idea ta została nawet zweryfikowana eksperymentalnie. Mlodinow opisuje test, w którym badano, jak przypadek decyduje o popularności nieznanej wcześniej piosenki. „W omówionym przykładzie – tak brzmi wniosek podany przez autora „Matematyki niepewności’ – niewielkie losowe zmiany wywoływały efekt lawiny i miały ogromny wpływ na przyszłość poszczególnych utworów”. Efekt motyla? Tak, po raz kolejny. Mlodinow przygląda się pod tym kątem karierom Bruce’a Willisa i Billa Gatesa – wniosek za każdym razem jest podobny. Decyduje przypadek. A raczej seria szczęśliwych przypadków. „Wiele osób – puentuje swoje obserwacje Mlodinow – na poziomie emocjonalnym opiera się poglądowi, że wpływ czynników losowych jest ważny, nawet wtedy, gdy na poziomie intelektualnym rozumie, że istotnie tak jest. Skoro zaś ludzie nie doceniają roli przypadku w karierze wielkich tego świata, to czy umniejszają także jego rolę w życiu tych, którym wcale się nie powiodło?” Badania w tym zakresie przeprowadził w latach sześćdziesiątych psycholog społeczny, Melvin Lerner. Naukowiec ten zauważył, że „niewielu ludzi podejmowałoby dalekosiężne działania, gdyby wierzyli w losowy charakter związku między własnymi działaniami i przynoszą przez nie nagrodą”. Lerner, stwierdził też, że ludzie „aby pozostać przy zdrowych zmysłach” przeceniają stopień, w jakim talent przesądza o sukcesach. Mlodinow zamyka tę cześć swoich wywodów uwagą: „Mamy zatem skłonność, żeby gwiazdy kina uznawać za bardziej utalentowane od wschodzących młodych gwiazdek i żeby sądzić, że najbogatsi ludzie na świecie muszą równocześnie być najmądrzejsi”.
10.
„Nie zauważamy skutków losowości w życiu pisze gorzko Mlodinov, podsumowując swoje rozważania – oceniając bowiem świat, jesteśmy skłonni widzieć to, co spodziewamy się zobaczyć. Skutek jest taki, że poziom talentu określamy na podstawie poziomu sukcesów, co wzmacnia nasze przekonanie o przyczynowości, zauważamy bowiem korelację obu wielkości. To dlatego dwie osoby, z których jedna odnosi olbrzymie sukcesy, druga zaś ma ich mniej, są zwykle oceniane bardzo różnie, choć bywa i tak, że prawie nie różnią się zdolnościami”. Bruce Willis jako barman i ten sam Willis jako gwiazda „Na wariackich papierach”; Stephen King jako Stephen King i ten sam King jako Richard Bachman, którego książek nikt nie chciał, zanim nie okazało się, że to Stephen King pod pseudonimem – lista potwierdzająca, że najpierw działa przypadek, a potem sława nakręca się samoistnie, jest długa. A wniosek? „Nauczyłem się przede wszystkim, że nie należy ustawać w marszu naprzód, gdyż najlepsza wiadomość jest taka, że ponieważ przypadek ma znaczenie, jeden z ważnych czynników sukcesu mamy pod kontrolą: liczbę zagrań na pałce, liczbę podjętych prób, liczbę okazji, które jednak postanowimy chwycić – albowiem nawet na niesymetrycznej monecie, która ma przeważającą skłonność do porażek, wypada czasem sukces. Jak powiedział pionier IBM, Thomas Watson: „Jeśli chcesz odnieść sukces, powinieneś podwoić liczbę swoich porażek”.” I jeszcze: „Wierzę, że planowanie jest czymś ważnym, jeśli dokonuje się go z otwartymi oczyma. Ważniejsze jest jednak to, że dzięki doświadczeniom matki nauczyłem się, że powinniśmy zauważać i doceniać szczęście, które mamy, oraz rozpoznawać losowe zdarzenia, które przyczyniają się do naszych sukcesów. Nauczyłem się też, że należy przyjmować przypadkowe zdarzenia, które są przyczyną smutku i żalu. Przede wszystkim zaś nauczyłem się doceniać nieobecność pecha, nieobecność wydarzeń, które mogłyby nas pogrążyć, nieobecność choroby, wojny, głodu i nieszczęśliwych wypadków, które na nas (jeszcze?) nie spadły”. Tymi słowami kończy się ta piękna, mądra i odzierająca ze złudzeń książka, w której Leonard Mlodinow omówił kluczowe idee związane z matematycznym opisem losowości. Pokazując, jakie jest ich znaczenie i czemu warto spojrzeć przez „okulary losowości” na naszą codzienność i nasze doświadczenie. Choćby wnioski miały być dla nas, jako obserwatorów i uczestników wydarzeń, niepochlebne.
Leonard Mlodinow, „Matematyka niepewności. Jak przypadki wpływają na nasz los”. Przeł. Paweł Strzelecki, Prószyński i S-ka, Warszawa 2009.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.