„Rozmowy, które znalazły się w tej książce – pisze pod koniec otwierającego „Szare światło” tekstu „Spotkanie” Jarosław Borowiec, pomysłodawca, doktorant poznańskiego UAM – powstawały – z większą lub mniejszą systematycznością – przez ostatnie kilka miesięcy. Chociaż najczęściej dotyczyły literatury i teatru, ułożyły się przede wszystkim w opowieść o życiu: o jego biegu, „nieskładności, nieprzyleganiu, wielkiej rozległości”, wyborach i decyzjach, o trudzie odsłaniania, uczuciach, miłości, przemijaniu, braku życiowych analogii, „spójnych niespójnościach”, spotkaniach z ludźmi, zgodzie na świat…”. Trzeba koniecznie dodać do tego wyliczenia: złożyły się też na pasjonującą opowieść o dwóch bardzo różnych, a przy tym niezwykle twórczych i umiejących twórczo współdziałać, dialogować ze sobą osobowościach; ułożył się w piękną opowieść o jednej z najoryginalniejszych poetek XX i XXI wieku, oraz o jednym z najoryginalniejszych współczesnych myślicieli, a także o nich obojgu – jako bardzo wyjątkowej parze. Dziś, kiedy wrocławskie Biuro Literackie z całą swoją mocą wzięło się za uprzystępnianie czytelnikom zdobyczy literatury nowoczesnej, awangardowej i trudnej, Krystyna Miłobędzka, poetka nigdy niezabiegająca o rozgłos, znana jest już w kręgach miłośników literatury i literaturoznawców na tyle dobrze, że jej postaci i dokonań nie trzeba specjalnie przypominać. Miłobędzka to autorka wielu tomów poetyckich, dramaturg, znawczyni teatru dzieci, autorka scenariuszy, monografii „Teatr Jana Dormana”, oraz szkiców z pogranicza teatru i antropologii, zebranych w tomie „W widnokręgu Odmieńca”. Za książkę „gubione” otrzymała w roku 2008 Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius”, a wcześniej była już laureatką m.in. Nagrody Fundacji Kultury. Sukcesy Andrzeja Falkiewicza nie są może tak spektakularne, ale też autor ten nie ma powodów, by się temu dziwić. Jak sam bowiem mówi Borowcowi: „W moim pisaniu nie chodzi o piękne zdania i ogólnie słuszne myśli. Tego towaru na składzie nie mam.” A jednak i Falkiewicz, autor m.in. „Fragmentów o polskiej literaturze”, „takim ściegiem”, „Istnienia i metafory” czy „Być może” jest laureatem nagród: Miasta Wrocławia (1981), Fundacji Kościelskich (1995) i Literackiej Nagrody Czterech Kolumn za całokształt twórczości (1999). Wymieniam te widome znaki docenienia Miłobędzkiej i Falkiewicza, ponieważ nie ma o tym nic – i bardzo słusznie – w rozmowach przeprowadzonych przez Jarosława Borowca. Rozmowach koncentrujących się na sprawach o wiele ważniejszych i poważniejszych niż doraźne świadectwa zainteresowania i popularności. Niebagatelną zaletą „Szarego światła” – ujmę rzecz wprost – jest to, w jaki sposób cała trójka rozmówców traktuje życie. Bardzo możliwe, że ton nadają tu esencjonalne, aforystyczne wręcz wypowiedzi Miłobędzkiej i nieco tylko bardziej żywiołowe, równie jednak przy tym precyzyjne stwierdzenia Falkiewicza, ale i sam Jarosław Borowiec świetnie dostraja się do wysokiego poziomu swoich rozmówców i błyskotliwie znajduje w każdym momencie wywiadu. Co to daje w efekcie? Bardzo wiele. Dzięki temu, jak te rozmowy są skonstruowane, poprowadzone i zaplecione o siebie czytelnik tych kilkunastu wywiadów, w których czasem odpytywana jest tylko poetka, czasem tylko myśliciel, a niekiedy oboje wspólnymi siłami starają się zrekonstruować bieg zdarzeń, ma niepowtarzalną okazję zapoznać się z przemyśleniami bardzo prywatnymi, osobistymi, z prawdziwych głębi doświadczenia i wrażliwości wziętymi. W tak sprzyjających warunkach mówi na przykład Miłobędzka: „Najgorzej mieć pomysł na siebie, bo wtedy coś, co mnie w tej chwili spotyka, uważam za dobre albo złe – a przecież nie wiem, nie znam dalszego ciągu. Nie można wykalkulować swojego życia, wymyślić siebie naprzód. Nie bardzo rozumiem ludzi, którzy martwią się przyszłością albo oglądają się do tyłu.” I zaraz, tuż po dramatycznej relacji ze śmiertelnego wypadku ojca dodaje zdanie poruszające: „Jesteśmy przeznaczeni do znikania.” Jarosław Borowiec w takich wypadkach nie przeszkadza, nie stara się na siłę zmienić tematu, pozwala mówić, a nawet z wielką empatią pomaga bardziej jeszcze zagłębić się w temat. Pewnie dlatego jego rozmówcy – całkowicie otwarci na dialog – wypowiadają swoje myśli swobodnie, chociaż z wyraźnym namysłem, nie wahając się wspomnieć sprawach do poruszenia najtrudniejszych. Tak trudnych, jak choćby miłość, o której Krystyna Miłobędzka mówi w pewnym momencie: „Miłość jest tym, co robimy, a nie, co mówimy. Miłość rozumiem jako czynność, czynienie…” Albo tak poważnych, jak „wymaganie czegokolwiek od życia”: „Wymagać cokolwiek od życia, to jest bezczelność. Nigdy nie myślę, że mi się coś od życia należy. To znaczy od kogo? Od ludzi, od drzew, pogody, nieba? Od wszystkiego mi się coś należy? To mi nigdy nie przychodzi do głowy. Cieszę się, jeżeli coś od ludzi mogę wziąć. Ich sympatie, myśli. Jest się zawsze dłużnikiem ludzi i wszystkiego naokoło. Wszystko, co mi się zdarza, jest w porządku.” (Miłobędzka). I wszystko to mówione jest w tych rozmowach od siebie, a jaka to wartość – tłumaczy Andrzej Falkiewicz: „Mówić od siebie, to znaczy zapomnieć o nauczonym. To, co taki mówiący człowiek mówi, nie musi być intelektualnie odkrywcze ani niezwykłe – ale pewna wartością, którą w moim rozumieniu powinien dawać pisarz, jest pełne zespolenie siebie z tym, co się samemu mówi. I tym jest chyba ta trudna do zdefiniowania „prawda” literatury (…)”. Jak to możliwe – kusi zapytać – że powstał trójgłos tak mocno i tak bezkompromisowo sięgający w głąb tematów najbardziej skomplikowanych? Wydaje się, że odpowiedzi na tak postawione pytanie, mógłby udzielić fragment wypowiedzi Andrzeja Falkiewicza, gdzie komentuje on twórczość, osobę i znaczenie dla niego i Miłobędzkiej nieżyjącego już Helmuta Kajzara. Mówi Falkiewicz: „(…) bo ludzie spotykają się ze sobą nie w bezosobowym powietrzu, lecz we wzajemnych aurach.” Musiało dojść do takiego spotkania „we wzajemnych aurach”, żeby powstało „Szare światło”. O wszystkim, o czym rozmawiają bohaterowie tej książki, w krótkiej recenzji wspomnieć nie da rady. Tematów jest tu kilkadziesiąt i nic nie da powiedzenie, że jest w „Szarym świetle i o teatrze, i o zabobonach, o prawdzie pamięci, stanie wojennym, geniuszu poetyckim i ambicjach Tymoteusza Karpowicza, a nawet – trybem anegdotycznym – o Karpowicza ukochanej, w sposób niezwykle miłosny tyranizowanej żonie. Że jest tutaj i o myśleniu dzieci i o postawach dorosłych; o czułości, uważności i o tym, że – jak mówi poetka: „Słowo potrafi stanąć na podłodze i być. Można słowo wziąć za rękę. Przed mową słów jest mowa obszerniejsza, obejmująca znaczeniami całą materię.” Pod koniec rozmowy całej trójki stają się wyraźnie „metafizyczne”, celują coraz wyżej i dalej. Przeważa tematyka religijna, poetka, myśliciel i ich młody przyjaciel ostrożnie wypowiadają się – jednakże robią to – o sensie życia. Mówi Falkiewicz: „Życie obywa się bez „dlaczego”, żyje mocą własnej głębi i tryska samo z siebie. Gdybyś przez sto lat pytał życia: dlaczego żyjesz – odpowiadałoby zawsze tak samo: żyję dlatego, że żyję.” Znamiennie też, że na koniec przytacza Falkiewicz anegdotę zen z książki Allana W. Wattsa „Droga zen”: „Kiedy Fa-ch’ang umierał, na dachu zachrobotała wiewiórka. „Tylko to – powiedział – i nic ponadto”.” I jeszcze zdanie Leśmiana: „Budda skinął. Śmierć przyszła. Fruwały motyle.” Jedyne, czego by sobie mozna po takiej lekturze życzyć, to kontynuacji. W postaci drugiego, jeszcze obszerniejszego tomu.
Jarosław Borowiec, „Szare światło. Rozmowy z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem”, Biuro Literackie, Wrocław 2009.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.