Sartre. Prozaik, dramaturg, filozof. Egzystencjalista. Redaktor wpływowych w swoim czasie gazet „Les Temps Moderne” i „Liberation”. Z drugiej strony: autor lekkich piosenek śpiewanych przez Juliette Greco. Noblista, który z powodów politycznych i w zgodzie z włąsnymi przekonaniami odmówił odebrania nagrody. Myśliciel, który – tak o nim złośliwie, ale i z odrobiną podziwu mówiono – mylił się co prawda często, ale bywało, że nader twórczo. Tym wszystkim był w swoim życiu Sartre. W swoich opowiadaniach był jednak przede wszystkim pisarzem i to pisarzem dobrym. Co prawda każde z opowiadań zamieszczonych w tomie „Mur” może być traktowane jako prolegomena do późniejszych dzieł filozoficznych autora – tematyka wolności, odpowiedzialności, poczucia bezsensu została tu podana w bardzo przystępnej formule – jednakże nie to w tych opowiadaniach porusza, lecz styl, żywy język, jędrny i obrazowy. Bowiem Sartre, nie należy o tym zapominać, tworzył prozę o ambicjach artystycznych. I tomik „Mur” świetnie uprzytamnia, na czym owe ambicje się zasadzały. A zasadzały się na tworzeniu literatury o człowieku ścierającym się z problemem egzystencji, która go albo przerasta, albo mu ciąży, na pokazywaniu sytuacji granicznych, ale wcale nie rzadko spotykanych. Mocną stroną tej prozy jest charakterystyka postaci. Bohaterowie Sartre’a znajdują się niemal zawsze w stanie bezpośredniego zagrożenia i muszą podejmować decyzje trudne, wręcz niemożliwie, co zawsze wiąże się z analizą ogólnie panującego absurdu, w którym człowiek jest tylko nic albo niewiele znaczącą postacią. Jest tu pokazana z poruszającą dokładnością czy nawet weryzmem patologia ludzkiego wnętrza przechodząca w zbrodnię przeciwko światu (opowiadanie „Herostrates”). Jest opis fobii przed kontaktem z innym („Intymność”), jest krótka proza o wpływie uzależniającym jednostkę od czegoś, co ją przerasta (”Dzieciństwo wodza”). Bez wątpienia najlepsze jest opowiadanie tytułowe, o oczekiwaniu na śmierć, zwieńczone zaskakującą puentą. Dla wielu Sartre jest dziś martwy, a jednak ten pisarz, który na długie lata stał się dla europejskich i światowych intelektualistów swego rodzaju ikoną myśliciela zaangażowanego, ikoną, która zdobyła status niemalże masowej popularności, wart jest i dziś lektury i namysłu. Bo pisał dzieła literackie o znaczeniu filozoficznym i uniwersalnym. Bo pisał z pasją i zaangażowaniem w sprawy współczesnego świata, wierząc, być może naiwnie, że literat to nie tylko ktoś, kto stawia czarne znaczki na białym papierze, ale też ktoś, kto ma w społeczeństwie do odegrania pewną rolę. Rolę tego, kto pokazuje, że w świecie absurdu każdy jest odpowiedzialny za wszystko. I o tym mniej więcej jest „Mur”.
Jean Paul Sartre, „Mur”, przeł. Jerzy Lisowski, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.