Anatole Broyard w dziełku pt. „Upojony chorobą. Zapiski o życiu i śmierci” cytuje Mary-Lou Weisman, która w książce „Intensive Care” wspomina, że jej chory na zanik mięśni piętnastoletni syn przed samą śmiercią poprosił ojca, by ten ułożył go na szpitalnym łóżku w „zuchwałej pozycji”. „Chciałbym więc pisać zuchwale – notuje Broyard. – Zagrożenie śmiercią powinno wyostrzać dowcip”. Brytyjski psychoanalityk D.W. Winnicott – powiada w innym miejscu Broyard – zaczął swoją niedokończoną autobiografię od zdania. „Umarłem”, by kilka linijek dalej dodać: „Niech spojrzę. Co się stało, kiedy umarłem? Została wysłuchana moja modlitwa. Byłem żywy, umierając. O to tylko prosiłem i to otrzymałem.” Broyard jest ciekawy, ponieważ w śmierci interesuje go przede wszystkim styl. Własny, nie ten narzucony przez okoliczności. Dla niego śmierć to okazja i już na wstępie notuje: „W życiu pisarza tak wiele miejsca zajmuje cierpienie – dobrowolne cierpienie retoryczne – że na wieść o raku prostaty doznałem czegoś w rodzaju ulgi, albo wręcz euforii. Poczułem nagle, że oto nadszedł kryzys: prawdziwy kryzys, a przy tym pobrzmiewający echami kryzysu języka, literatury, osobowości. Wydawało mi się, że moje istnienie – czyli to, co myślę, czuję, robię – nabrało wyraźnego rytmu, że zaczął bić licznik, jak w taksówce, że obowiązuje mnie metrum, jak w poetyce.” Jest wyjątkowy, ponieważ jemu podobają się ograniczenia, jakie narzuca umieranie, kiedy wie się już i jest pewnym, że to ono. Broyard podchodzi do sprawy literacko, ale z wyczuciem: „Tak jak powieściopisarz tworzy opowieść, by choć po części zapanować nad własnym niepokojem, tak człowiek cierpiący może swój strach i ból przemienić w historię, by w ten sposób ograniczyć zjadliwość choroby.” Nie dziwi też taka uwaga: „Chorowanie i umieranie to, ogólnie rzecz biorąc, w znacznej mierze kwestia stylu.” I dalej: „Jeśli narzucimy chorobie pewien styl, będziemy mogli się z nią mierzyć na naszych warunkach, uczynimy ją zaledwie bohaterem naszej narracji.” To myślenie o stylu staje się obsesją umierającego Broyarda. Notuje więc: „W „Człowieku i śmierci” Philippe Ariès mówi, że bywają śmierci dobre i piękne, śmierci nieoswojone i oswojone. Ja pragnę pięknej, nieoswojonej śmierci. Uważam, że powinniśmy urządzać konkursy umierania, tak jak przebrań na Halloween. Jeśli masz niebawem umrzeć – choć mam nadzieję, że nie – warto byś, tak sądzę, spróbował wybrać sobie najpiękniejszą śmierć. Za najpiękniejszą śmierć przyznajemy nagrodę. Powiedzmy, że będzie nią niebo.” Te myśli mogą wydać się szalone, zapisał je jednak człowiek, który pytał, a właściwie stwierdzał, imitując pytanie: „Czy nie ma jakiegoś sposobu, by z umierania uczynić uroczystość, urodziny będące zwieńczeniem życia.” Jedno w tym wszystkim, w całym tym umieraniu, było dla Broyarda szczególnie ważne. „Człowiek umierający – pisał – musi zdecydować, czy chce być taktowny.” Ta sama myśl pojawia się na ostatniej stronie, inaczej sformułowana: „Umierający sam musi zdecydować, czy chce odchodzić taktownie.” Można oskarżać go o próżność, która nie chce ustąpić nawet w obliczu śmierci, wspominam jednak o nim, ponieważ dla wielu Broyard, tak wyczulony na styl, może być inspiracją. Choćby dlatego, że przemyślawszy dokładnie swoją sytuację ubolewał, iż „język śmierci rozczarowuje banałem”. I konstatował: „Wydaje się, że umieramy, powielając klisze.” A potem walczył z tym. Do końca. Książka Broyarda jest pamiętnikiem tej walki.
Anatole Broyard, „Upojony chorobą. Zapiski o życiu i śmierci”. Wybrała i opracowała Alexandra Broyard. Ze słowem wstępnym Olivera Sacksa. Przeł. Agnieszka Nowakowska. Czarne 2010.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.