Posłowia do książek, a „Supermarket bohaterów radzieckich” pierwotnie ukazał się jako posłowie do czeskiego przekładu książki Andrzeja Stasiuka „Jak zostałem pisarzem”, z rzadka tylko wydawane są jako osobny tekst, w zasadzie praktyki tej nigdzie się nie stosuje. Wiadomo, posłowie to taki tekst, w którym trochę musi być o pisarzu, którego książkę czytelnik ma właśnie w rękach, trochę o tym, jak tę książkę czytać, by niczego istotnego w niej nie przegapić, a trochę może sobie autor posłowia pozwolić na własną interpretację, która od tej pory, od chwili, kiedy ukaże się jako „posłowie”, będzie w jakimś sensie interpretacją nadrzędną i kanoniczną dla dzieła, do którego posłowie zostało dołączone. Jeżeli tak potraktować sens posłowia, od razu widać, że proza Topola wymyka się tej klasyfikacji i już choćby przez samo to zasługuje na potraktowanie jej jak osobnego tekstu, a tym samy wydanie w druku osobnym. Bo też w istocie „Supermarket bohaterów radzieckich” jest osobną prozą, zapisem jazdy pociągiem i wędrówki przez Beskid Niski, prozą drogi i bezdroża i na pewno nie jest to reportaż, już prędzej dziennik, lub pamiętnik z wyprawy. O czym jednak jest w takim razie ta książka, poza tym, że jest o wyprawie? Może o przyjaźni? Może o tęsknocie, która każe przypuszczać, że inni, których życia nie znamy – tak jak Topol nie zna życia Stasiuka – mają to życie lepiej poukładane? Trudno znaleźć wytłumaczenie tej prozy. Jednak możliwe, że taka proza, spontaniczna jak oddychanie, nie potrzebuje uzasadnień. Ona jest i to musi wystarczać. A fabuła? Fabułą jest wszystko, co widziane po drodze – ten wzorzec mógł Topol dobrze poznać dzięki Stasiukowi. Można i tak to widzieć. Gdyby jednak chcieć „Supermarket” opowiedzieć krytycznie, trzeba by zacząć tak: oto jeden z najbardziej znanych autorów czeskich pokolenia rówieśników Stasiuka, Jachym Topol postanowił odwiedzić swojego polskiego kolegę po fachu w jego domu w Beskidzie Niskim. Topol, jak sam wspomina, poznał Stasiuka na spotkaniu literackim w Berlinie i musiało być to spotkanie serdeczne, skoro w towarzystwie polskiego pisarza przerwał swoją trwającą pół roku abstynencję. Informuje o tym Topol już na pierwszej stronie i informuje nie bez pewnej dumy: „Abstynencja trwała pół roku. Przerwałem ją w Berlinie właśnie ze Stasiukiem.” Warto o tym wspomnieć, ponieważ wątek alkoholowy ciągnie się w tej prozie od pierwszego zdania („Butelki zostawiliśmy na dole, plecaki wrzuciliśmy na górę.”) do ostatniej strony („Wujaszek, który sprzedawał nam małe buteleczki wódki, wyjaśnił, jak się zabezpieczyć przed gangami, które okradają śpiących w przedziale.”). Gdzieś pod koniec „Supermarketu” Topol a propos starego niemieckiego cmentarza wojskowego i tego, jak jest on zaniedbany pisze: „Ma to być chyba godne i oryginalne, ale wygląda na słowiański bajzel.” To samo można powiedzieć o zapisie wędrówki czeskiego prozaika Jachyma Topola do polskiego prozaika Andrzeja Stasiuka, którego zresztą trudno w tej sytuacji winić. Można tak i można tak. Do Państwa należy wybór.
Jachym Topol, „Supermarket bohaterów radzieckich”, przeł. Leszek Engelking, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.