Miłośnicy talentu Žambocha będą „Łowcami” usatysfakcjonowani bardzo, czytelnicy poszukujący większej ilości fantastyki w fantastyce – mniej. Zaliczam się do tych pierwszych i nie przeszkadza mi, że wątek fantastyczny jest w „Łowcach” potraktowany szczątkowo. Oto Mark Twili pracując w zespole prof. Valentrepa nad projektem „Skok Kauzalny” odnajduje „wolny wektor”, prowadzący wprost do mezozoiku. Zaraz oczywiście zjawia się kolega, Jan Petr Flaks, reprezentujący firmę Hard Hunter, organizującą safari dla milionerów. Pomysł jest prosty – i to jest koniec SF w „Łowcach” – na safari w mezozoiku zostaje wysłana ekipa tytułowych łowców. W tym miejscu Žamboch kończy z tłumaczeniami, czym jest kontinuum i jak to jest z tą czasoprzestrzenią i zaczyna pisać to, co lubi najbardziej: przygody. A ponieważ na wyprawę udało się towarzystwo egzotyczne, w którym są m.in.: kucharz Takeshi Panwer, dr Palfrey, lord Campbell, baron Mauschwitz ze sługą, wyzwolona madame Jessica, rosyjski oligarcha Grimkow, a do tego nieobliczalny macho i zły duch wyprawy – Henry Wirgan, prześladujący Marka, który myśli o Alice, dziewczynie Wirgana – przygód jest co niemiara, a jedna od drugiej straszniejsza. Ironizuję, bo do połowy ta książka jest dziełem dla nastolatków i tylko rzemiosło Žambocha ratuje „Łowców”. I dobrze, że tak ratuje, ponieważ od chwili pierwszego spotkania z jaszczurami, kiedy to staje się jasne, że tym razem łowcy, wielbiciele super mocnych wrażeń, będą mieć spore kłopoty – akcja nie tyle nabiera tempa, bo szybsza być chyba nie może, ile staje się intrygująca i nieoczywista. A to za sprawą pytań, jakie pojawiają się przy okazji kolejnych starć z jaszczurami. Większość tych pytań dotyczy teorii ewolucji i jest swobodną grą wyobraźni, na co tylko w takiej książce jak „Łowcy” można było sobie pozwolić. A czemu warto takie pytania stawiać? Ponieważ – jak mówi jeden z bohaterów – wszystkie nasze wiadomości, dotyczące tak odległej przeszłości „opierają się na badaniach skamielin. A historia tworzona tą metodą zawiera luki. W każdej chwili jakieś odkrycie może spowodować przesunięcie występowania gatunku o kilka milionów lat do tyłu lub do przodu albo rozszerzyć jego występowanie o dodatkowy kontynent. Proszę nie zapominać, że znajdujemy się w czasach, w których Afryka i Ameryka Południowa są ze sobą połączone. A od Ameryki Północnej dzieli nas morze.” Oczywiście nie brakuje krwi. Są trupy, zgroza i rozpacz. Czy łowcy wrócą na Ziemię, z jakiej wyruszyli? Trzeba przeczytać, by wiedzieć. A zresztą – to jest dopiero tom pierwszy.
Miroslav Žamboch, „Łowcy”. Przeł. Rafał Wojtczak, Fabryka Słów 2010.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.