To mogło być starcie stulecia. Wszystko tu przemawiało na korzyść takiego rozstrzygnięcia: z jednej strony w polemiczne szranki wstąpił oryginalny historyk literatury, wyspecjalizowany w rozmowach z autorami, z drugiej kultowy, słynący z ciętego języka pisarz. Dlaczego więc „Historia i fantastyka” nie ma tej mocy, co rozmowy Beresia z Lemem czy Konwickim? Czy to Andrzej Sapkowski winny? A może tematy nieciekawie dobrane? Ależ nie, książka zaczyna się od dobrze wróżącej wymiany zdań na temat ludzkiego okrucieństwa i przemocy, potem niepostrzeżenie dialog zaczyna dotyczyć sztuki wojny dzisiaj i w średniowieczu, mowa jest o torturach, współautorzy płynnie przechodzą od jednej kwestii do drugiej. Omawiają związki literatury fantasy z historią, sporo miejsca poświęcają Husytom, wszystko pięknie, wszystko gładko. Trochę tak to wygląda, jak gdyby Bereś bał się rozsierdzić Mistrza, układ jest tu zaburzony wyraźnie – na niekorzyść odpytującego. To nie jest – i przyzna to każdy, kto po tę książkę sięgnie – rozmowa ludzi traktujących się jak równy równego. Sapkowski na więcej sobie pozwala, kontroluje tę rozmowę od pierwszej do ostatniej strony, Bereś tylko wyłapuje ciosy i markuje soczyste uderzenia. Może gdyby kilka razy mocniej oddał, byłoby to starcie stulecia. Tak jest tylko sympatyczna katastrofa. Nie wątpię jednak, że niejednemu wielbicielowi cyklu o Geralcie z Rivii wystarczy. A reszta? Sapkowski powie o nich: malkontenci. A Bereś skwapliwie przytaknie.
Andrzej Sapkowski, Stanisław Bereś, „Historia i fantastyka”, SuperNowa, Warszawa 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.