Co to jest prawda? Prawda to horror, którego nie chcesz oglądać. Druga powieść Joe Hilla przedstawia na to niepodważalne dowody.
„Ignatius Martin Perrish – informuje bez zbędnych wstępów narrator drugiej powieści Joe Hilla – spędził noc w pijanym widzie, wyczyniając straszne rzeczy. Następnego ranka obudził się z bólem głowy. Dotknął skroni i poczuł coś, czego wcześniej nie było – dwa guzowate, spiczaste wyrostki. (…) chwiejąc się nad toaletą, zerknął na swoje odbicie w lustrze nad umywalką i zobaczył, że przez noc wyrosły mu rogi.” Nie, proszę się nie obawiać: Ignatius Martin Perrish nie zwariował po monumentalnej libacji i to nie są poalkoholowe zwidy. W gruncie rzeczy nie było nawet monumentalnego picia, choć zachowanie Perrisha, a zwłaszcza spostponowanie przez niego kilku świętości z pewnością zasługiwało na naganę. Ale nie o to chodzi. A w każdym razie – nie tylko o to. Ignatius Perrish nie stał się również posiadaczem rogów na skutek frywolności kobiety, z którą mieszka. Glenna Nicholson to nie żadna cnotka i gdy ją, jak sama mówi, „poniesie”, gotowa obciągnąć dawnemu koledze choćby i na parkingu, jednak tym razem nie ona jest przyczyną bólu, to nie przez nią Perrishowi łeb pęka. To nie jest w ogóle historia w tym stylu i nie chodzi o „przyprawienie rogów”. Ignatius, a właściwie Ig obudził się jako posiadacz rogów absolutnie i niepodważalnie diabelskich, niebezpiecznych dzięki swojej mocy. Przede wszystkim zaś dających – jemu, ale i czytelnikom , którzy zechcą po tę opowieść sięgnąć – do myślenia. Cóż to bowiem znaczy mieć na głowie autentyczne, diabelskie, pełne złowrogiej mocy rogi? Co to znaczy, móc dzięki takim rogom wdzierać się w zakamarki duszy każdego, kto stanie na naszej drodze? Jak może czuć się dwudziestosześcioletni mężczyzna, do niedawna jeszcze nieświadomy wielu spraw nastolatek – przez większość zapamiętany jako ten, który na golasa zjeżdżał w wózku ze skarpy – kiedy nagle uzyska dostęp do wiedzy zarezerwowanej dla diabła i Boga? Znaleźć się w takiej sytuacji – nie do pozazdroszczenia. Młody Ig Perrish mimo wszystko z godnością stara się nie dać narastającej frustracji. Tym bardziej gorzkiej, że przez mieszkańców miasteczka, gdzie żyje, a nawet przez własnych rodziców podejrzewany jest o zamordowanie swojej dziewczyny, Merrin Williams, z którą ostatniego dnia jej życia pokłócił się i którą zostawił w przydrożnym barze. Rogi na głowie to jedno, bycie miasteczkowym pariasem, którego większość opinii publicznej i tak zwanej zdrowej tkanki społecznej chętnie widziałaby ukamienowanym – to drugie. Dzięki rogom Ig dowiaduje się w końcu, kto zabił, ale wiedza ta niczego mu nie ułatwia. Powieść Joe Hilla ma strukturę klasycznej tragedii. Zaczyna się wydarzeniem zabawnym, niemal slapstickowym, potem jest jeszcze kilka scen mogących rozbawić do łez, by wreszcie, dość nieoczekiwanie przy pomocy kilku zawrotnych metamorfoz (zwrotów akcji) zmienić się w historię przeraźliwie ponurą i smutną. W tej tragedii udało się Hillowi zmieścić znacznie więcej niż tylko poruszającą fabułę – utalentowany syn Stephena Kinga najwyraźniej miał ambicje sięgające wyżej i jego książka to także bolesna i świetnie napisana powieść o dojrzewaniu, przyjaźni, relacjach z bliskimi, a także pierwszej, jak zawsze okrutnej miłości. Wreszcie jest to rzecz o tym, czym byłoby życie w prawdzie, życie bez kłamstwa, gdyby wziąć pod uwagę grzeszność i niedoskonałość ludzkiej natury i nie tuszować niczego. Osobno trzeba na tę powieść spojrzeć od strony jej ambicji wypowiedzenia się w sprawach religii i moralności. „Rogi” to swoista, bo przygodowa, teodycea á rebours. Jak sugeruje Joe Hill, Ignatius Perrish, ten młodzieniec poraniony wewnętrznie przez prawdę, z którą styka się na każdym kroku, odkąd noszone przez niego rogi uaktywniły się, nie ma wyboru i musi przemyśleć tematy takie, jak dobro i zło, prawda i kłamstwo, czy relacja między Bogiem a diabłem. Musi? W sumie: wcale nie musi. Ewidentnie jednak Joe Hill miał ochotę przemyśleć te kwestie i przedstawić swoje rozważania w postaci myśli zdruzgotanego, rogatego Perrisha. W znakomitej scenie, gdy Ignatius siedzi na odludziu wśród węży i żmij, jakie zaczęły garnąć się do niego, odkąd stał się posiadaczem rogów, Hill każe swojemu bohaterowi wypowiedzieć monolog pełen takich m.in. sformułowań: „Teraz uważam Boga za nieutalentowanego twórcę literatury klasy B, autora książek o prymitywnych, sadystycznych intrygach, akcji służącej tylko wyrażaniu Jego strachu przed kobietą, mogącą wybierać, kogo i jak pokochać, ponownie zdefiniować miłość zgodnie z tym, co odpowiada jej, a nie Bogu. Ten autor jest niegodny własnych bohaterów. Diabeł to przede wszystkim krytyk literacki, który tego grafomana publicznie obdziera ze skóry.” W monologu mowa jest również o tym, że diabeł z całą pewnością nie jest obojętny. „Diabeł zawsze pomaga tym, którzy pragną grzeszyć, co jest innym określeniem życia. Jego telefon nigdy nie jest zajęty. Zawsze ktoś go odbierze.” Śmiałe słowa. Agresywne i wyzywające. Alet akie właśnie są całe „Rogi”. „Pudełko w kształcie serca”, debiutancka powieść Hilla dostała się na ósmą pozycję listy bestsellerów „The New York Times’a”. „Rogi” bez wątpienia mają szansę znaleźć się w takim rankingu jeszcze wyżej.
Joe Hill, „Rogi”. Tłum. Maciejka Mazan, Prószyński Media.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.