Podmiot liryczny to, że tak powiem, niech każdy krytyk w pięknych rękach trzyma. A czytelnicy zobaczą wiersze zapisane wobec utraty, śmierci, wobec tego, co definitywne, ostateczne, nierozstrzygalne. Nic ponad to nie mogę im obiecać. Niektórzy może zobaczą, że się wiję, niektórzy, że tańczę, niektórzy może nie zobaczą nic. I tak ma być.
Roman Honet, „Milczenie, powrót, śmierć, dzieciństwo” (źródło: strona Biura Literackiego)
1.
Poezja Romana Honeta jest od momentu debiutu tego autora zjawiskiem niezwykłym, intrygującym, od wielu obowiązujących poetyk odmiennym, a też dla sporej grupy czytelników, do której zaliczam i siebie, poruszającym swoją tajemniczością i doskonałością formalną w stopniu najwyższym z możliwych. I choć od debiutu tego minęło już grubo ponad dziesięć lat, nie doczekała się ta poezja opracowania, które by jej zagadki rozwiązywało, nie znaleziono dotąd formuły krytyczno-literackiej, która by fenomen autora „alicji” ujmowała w kategoriach niebudzących żadnych wątpliwości. Mówi się w związku z Honetem o powinowactwach z surrealistami, stosuje się ukuty przez Mariana Stalę termin „ośmielona wyobraźnia”, zwraca się uwagę na niecodzienną żarliwość wersów pisanych przez Krzeszowickiego autora, lecz prawdą pozostaje fakt, że krytyka – i to nie tylko ta niższych lotów, lecz każda – ma z twórczością Honeta kłopot, autor wywija się jej i nie daje zaklasyfikować. Tak jest i bardzo możliwe, że tak jest dobrze i tak musi pozostać. Ze swej strony mogę dodać do tego jedynie, że wieloletnia znajomość z człowiekiem, który napisał „baw się i kilka innych wierszy o rzeczach ważnych”, a wcześniej trzy inne znakomite książki poetyckie, też nie pomaga. Roman Honet, człowiek, z którym można konie kraść, wódkę pić i do późnej nocy rozmawiać o wszystkim, to nie jest – takie mam podejrzenie i broniłbym tej intuicji – ten sam Honet-poeta, którego kreatorskie gesty powołały już kilkakrotnie do istnienia świat, w którym, na przykład, „podróż pośmiertna ma naturę fali / i zapach ziół, pamiątek odsłoniętych w blasku / dawno minionych oczu, ogrodów”, albo inny, w którym, „jeżeli suknia, musi być najdroższa, / jak dla umarłej albo panny młodej. / jeżeli kula, niechaj się roztrzaska, niech / odda tamten księżyc, który był jak ekran, / wakacje i monety – miliony sztuk.” Tak, z pewnością łączy te dwie postacie jeden umysł, z którego korzystają na przemian (a może w tym samym czasie; nie wiem; nikt takich rzeczy wiedzieć nie może poza tomografem), lecz cząstka zwana „poetą”, nie mam co do tego wątpliwości, zamieszkuje tego umysłu część zdecydowanie rzadziej uczęszczaną, dziką i wciąż jeszcze słabo poznaną. Tę z osobistym legionem duchów i zjaw przybierających postać metafor i obrazów, z jakich w życiu codziennym raczej trudno byłoby spotkać się. I tak ma być – że posłużę się słowami samego Honeta, kończącymi motto do tej recenzji. – Ma być tak, że wyraźna staje się granica między tym, co niemożliwe w życiu i co jedynie możliwe w piśmie. Ponieważ pismo to „dziwny cmentarz”. Dziwny, gdyż raz za razem nękany „swoim drżeniem” przez, jak ich w poemacie „z podróży pośmiertnej” nazywa poeta, „pozostałych”. Do których najpewniej i siebie samego zalicza.
2.
W wywiadzie pt. „Milczenie, powrót, śmierć, dzieciństwo”, który ukazał się na stronach Biura Literackiego, wydawcy „baw się”, Roman Honet powiedział też m.in.: „Nie odmawiam słuszności żadnym zaszeregowaniom w literaturze, rozumiem też, tak mi się wydaje, potrzebę zrzeszania się w sztuce i życiu – to ma swoje podstawy. Tyle że, skoro mówimy o identyfikowaniu się, odpowiem wprost: nigdy nie identyfikowałem się z żadną formacją literacką, żadną grupą poetycką; nigdy nie odczuwałem pragnienia, by posiadać towarzystwo w pisaniu. Z pisaniem w grupach jest jak z przepłynięciem morza z przyjaciółmi. Zasadniczo da się to zrobić, mogą płynąć obok, ale jeśli nie pracujesz własnymi rękami i nogami, pójdziesz na dno. Sam. A jeśli oni zaczną tonąć na pełnym morzu, też nie zdołasz pomóc. Dlatego nie mam złudzeń. Zbyt często dotkliwie i absolutnie wątpię w sens tego, co sam piszę, dlatego za dużo by mnie kosztowało, gdybym miał obarczać innych swoją niewiarą. Poczucie wspólnoty z innymi, oprócz korzyści, które z tego płyną, to także wiara i poświęcenie, jeśli się nie mylę. Żeby jednak nie demonizować naturalnej skłonności ludzi do nawiązywania znajomości, powiem tak: kolega-pisarz to jest taki sam kolega jak każdy inny, musisz tylko bardziej uważać, żeby ci nie wyruchał żony.” Święta prawda. I pozwoliłem sobie na zaprezentowanie tego dłuższego fragmentu wypowiedzi Honeta, gdyż dostrzegam w niej jawnie rzucone wyzwanie wobec tej części świata (światka) literackiego, w którym jak gdyby wciąż pokutuje przeświadczenie, że możliwe jest to „przepłynięcie morza z przyjaciółmi” bez świadomości, że „jeśli nie pracujesz własnymi rękami i nogami, pójdziesz na dno”. Dostrzegł to zresztą wyraźnie także inny bardzo osobny autor, Bartłomiej Majzel, który również na stronach BL, w nocie poświęconej „baw się” napisał o tym, że (pisownia oryginalna): „w swym ascetycznym i pełnym skromności geście odwrócenia się od poetyckiego świata – z każdą kolejną książką honet wspina się coraz wyżej – — – ale co równie ważne wchodzi także głębiej w substancję własnego zadziwiającego wykreowanego świata – który tym samym staje się uniwersalnym modelem każdej samotności”. Zapewne o tak rozumianej samotności napisał Roman Honet w wierszu „zawsze na północ”: „(…) samotność – mistrzyni // prac wewnętrznych. (…)”.
3.
Dobrze, a co z samymi wierszami, co z książka „baw się”, już w tej chwili będącą nie tylko chyba moim zdaniem jedną z najpoważniejszych kandydatur do rozmnożonych ostatnimi czasy cudownie rozmaitych poetyckich laurów? To, co mnie rzuciło się przede wszystkim w oczy, to fakt – będący zresztą do przewidzenia – iż pełno w tym tomie miejsc, strof i zdań, które tylko najdoskonalej panujący nad swoim mistrzostwem autor, a Roman Honet zalicza się do takich od dawna, mógł napisać, pełno strof i zdań sięgających w tkankę myśli i uczuć tak głęboko, ze nie sposób wyobrazić sobie wglądu pełniejszego. Kilka cytatów. W tytułowym „baw się” czytamy: „(…) baw się – / mówię – nie ma rzeźni prócz ciebie, / i ciało kładę przed tobą jak toń. (…)”. W „cmentarzu niewierzących zwierząt” mamy wyznanie, obraz nie mniej mocny w wymowie: „(…) jeśli / chodzi o miłość, ułoży się nas / na cmentarzu dla niewierzących zwierząt. / razem – wyszeptasz – bo tyle lat czekałam na ten dzień. / osobno – powiem – bo tyle dni / bez ciebie przeszło, przebiegło”. Podobnie w poemacie „z podróży pośmiertnej”, z którego nie tylko wziąć się daje autentycznie wiekopomna fraza: „pismo, dziwny cmentarz”, ale też, z wcześniejszych fragmentów wybrać można i ten choćby, do kołysanki pozornie podobny fragment: „śpij cicho i spokojnie, / przyjdę, czekaj na mnie – mówi się / i odchodzi – uprawia się ból / lub obojętność”. Uwagę w tych, oraz innych fragmentach, przykuwa to, że ich autor, tworząc konstrukcje wizjonerskie, tak silnie często skupione na jakimś drobnym szczególe, aż wydają się być nierealistyczne, cały czas dąży jednak do tego, by wypowiedzi jego tyczyły spraw elementarnych: bólu, miłości, straty, czy – jak w tytule cytowanego wywiadu: milczenia, powrotu, śmierci, i dzieciństwa. Może się to podobać lub nie, można dziwić się, czemu poeta potrafiący tak abstrahować obsesyjnie nawraca do tematów tylekroć już w literaturze eksploatowanych – ja jednak widzę w tym przede wszystkim mądrość, polegającą na uświadomieniu sobie, że – jak w wierszu „podróż. rachunek” – istnieje „potęga wiary. potęga tęsknoty” i że można jedynie przedstawiać „rachunek lat, które im przeczą”. I tylko cieszyć się trzeba, gdy temu, który jest tego iluzjonistycznego przedstawienia autorem udaje się zachować „idealne proporcje / powagi i magii” („drzwi dziecinnego pokoju”). I cieszyć się można, kiedy „moc osobistej rzeźni” (s.15) prowadzi ducha lirycznej opowieści w rejony, gdzie „bywają takie sny, / takie widoki, kiedy z odległych miejsc, / z ust niewidzianych od dawna osób / wysypuje się żużel, wilgotny pył, / jakby pragnęły cię opluć albo oddalić, / a one właśnie wołają – zostań, zostań” („O snach”).
4.
Jeszcze raz Honet z wywiadu: „Poeta tęskniący, hodujący żal, uprawiający ból, sporządza esencję liryki. Nie możemy odzyskać minionego czasu, ale możemy zachowywać się tak, że poczujemy się tak jak w minionym czasie. Oczywiście w życiu nie ma to żadnego sensu. Poeta wiarygodny, według mnie, utrwala w sobie zadrę, dba o rozpołowienie, nie szuka wyjścia. Wlecze ze sobą ból, tęsknotę, żal, pasję. Wszystko, co ma znaczenie i wagę. Poeta zawsze ma dotkliwy bagaż, dźwiga ze sobą parszywie nieporęczne koło albo pal. Gdy zapierdala z obłą walizeczką, to mu nie wierzę i w związku z tym nie interesuje mnie, jakie nic ma w środku.” Cóż, cokolwiek by nie powiedzieć, autor „Pójdziesz synu do piekła” nie zapierdala z obłą walizeczką i nie da się go oskarżyć o to, że „nic ma w środku”. Używając jego własnej metaforyki stwierdzić natomiast można, że zadra jest coraz wyraźniejsza, rozpołowienie uczciwe, a i parszywie nieporęczne koło (wewnętrznych tortur), oraz pal w wiadomym celu zaostrzony i dźwigany nieustająco – wszystko to musi składać się na ból, tęsknotę, żal i pasję, jakie dają się znaleźć na kartach „baw się” i we wszystkich innych wierszach Romana Honeta. O których długo jeszcze nie będzie można powiedzieć wiele więcej niż one same zechcą czytelnikowi wyjawić. Dlaczego tak? Chyba dlatego, że tam, gdzie ból jest bez zbędnych domieszek i boli, gdzie tęsknota jest naprawdę tęsknotą, gdzie o śmierci, miłości, dzieciństwie i stracie wie się tyle, że pokazać je można jako te właśnie: śmierć, miłość, dzieciństwo i stratę; a wreszcie tam, gdzie żal nie tyle przypomina czy udaje żal, lecz jest żalu stuprocentowym, niepodrabialnym ekstraktem – tam nie da się więcej powiedzieć – i milczenie skupionej lektury to najlepsze, co można książce, jej autorowi i samemu sobie zaoferować. Tak.
5.
„Zresztą, ja tu piszę poezję, robię rock’n’rolla w pustce i kostnicach, co mnie obchodzi filozofia. O filozofii powinno się rozmawiać nie z poetami, ale z gwiazdami filmu na przykład. Już widzę fanki i fanów, którym znany aktor mówi, że aby zostać znanym aktorem, trzeba dużo czytać Habermasa, i oni potem tym Habermasem katują się masowo i sakramencko.”
Roman Honet, „baw się i kilka innych wierszy o rzeczach ważnych”, Biuro Literackie, Wrocław 2008.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.