Opowiadania Wojciecha Szydy zebrane w „Szlaku cudów” nie są, co piszę z przykrością, gdyż podobał mi się jego debiut, ani tak zgrabnie dopracowane, ani tak intrygujące jak jego nie tak dawno opublikowana powieść „Hotel Wieczność”. Ciekawe pomysły, których tak wiele wykorzystanych było w „Hotelu…”? Owszem, miewa Szyda podobnie ładne także w opowiadaniach, a jak wiadomo często po krótkiej prozie zostaje jedynie dobry pomysł – więc niby powinno wystarczyć. Tyle że jakoś nie wystarcza. Być może czuję niedosyt, ponieważ tamta powieść Szydy kazała mi dostrzec w tym autorze kogoś z niebanalnymi pisarskimi ambicjami, kogoś, kto mógłby w polskiej prozie sporo, jak to się mówi, „namieszać”. A tymczasem zbiór próz, który przeczytałem teraz, okazał się w bardzo niewielu miejscach niepokojący, intrygujący i zwyczajnie ciekawszy od wydawanych równolegle zbiorów innych autorów. Nie można zaprzeczyć: Wojciech Szyda zna liczne konwencje, schematy, gatunki. Ale kto dziś z piszących ich nie zna? I co z tego, że rzemieślniczo jest proza Szydy obrobiona poprawnie, skoro nie ma w niej – przynajmniej ja nie dostrzegam tym razem – tego błysku, polotu, maestrii, które gwarantowałyby czytelnikowi coś więcej niż kilka straconych na lekturze godzin. Ma ten prozaik bez wątpienia potencjał, lecz jak gdyby nie potrafił uruchomić go na wielką skalę w swoich opowiadaniach. Być może w dłuższej prozie łatwiej było autorowi „Riffu” (wcale zabawne opowiadanie, co z tego, skoro zabite banalnymi dialogami muzyka z diabłem, który niczym bystry licealista tłumaczy etymologię swojego imienia). Szyda jest oczytany, co strona niemalże daje dowody tego swojego oczytania, a jednak mało co z tego zostaje w „Szlaku cudów”, kiedy bierze się on za własną narrację, kiedy sam musi sprawić, by fabuła zaczęła iskrzyć, a postacie – żyć. Nie wiem, być może za szybko chciał Szyda opublikować książkę, która by potwierdzała i utwierdzała prawdę o jego talencie. Opublikował szybko i zamiast potwierdzić swój talent i ugruntować dobrą opinię o sobie – poddał to pierwsze wrażenie w wątpliwość. Na pewno, chciałbym w to wierzyć, w kolejnej powieści Szyda wróci do dawnej, lepszej formy. Byle się tylko nie spieszył.
Wojciech Szyda, „Szlak cudów”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2006.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.