1.
W oryginale ten słynny początek (być może drugi tak popularny to tylko ten z „Ewangelii” św. Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo.”) jest taki (nie porównuję, niech każdy sam sobie w duchu porówna):
Nel mezzo del camin di nostra vita
Mi ritrovai per una selva oscura;
Che la diritta via era smarrita.
Eh quanto, a dir qual era, e cosa dura,
Questa selva selvaggia ed aspera e forte,
Che nel pensier rinnova la paura!
U Edwarda Porębowicza wygląda on tak:
W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
Jak ciężko słowem opisać ten srogi
Bór, owe stromych puszcz pustynne dzicze,
Co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi.
A tak u Aliny Świderskiej:
W połowie drogi żywota naszego
nagle się w gęstym obłąkałem lesie.
Już ścieżki prawej oczy nie dostrzegą,
o, jak wyrazić ciężko… słowo rwie się…
bory zaborcze, las dziki i ciemny,
który wspomnieniem samym trwogę niesie (…)
I wreszcie u Agnieszki Kuciak:
W środku wędrówki żywota naszego
w wielkim i ciemnym się zgubiłem lesie,
z właściwej drogi zejścia się nie strzegąc.
Ach, ciężko mówić, słowo w ustach rwie się,
jak bór się burzył dziki; nie pisanie,
lecz już myślenie o nim trwogę niesie!
2.
W artykule pt. „O Boskiej Komedii nie strasząc”, stanowiącym wstęp do wydania osobnego „Piekła” w edycji Biblioteki Telgte (Poznań 2002) i niestety nieprzedrukowanym w obecnym jednotomowym wydaniu tłumaczenia Kuciak, ta młoda tłumaczka i doskonała poetka pisała: „O Dantem i Boskiej Komedii napisano już wiele i zawsze z należnym respektem. Zachwycano się nim jako wielkim poetą religijnym, do którego „świętego poematu” przyłożyły ręki niebo i ziemia, i który umiał wyrazić zarówno słodycz rajskiej ekstazy jak surową prawdę dogmatu. Podziwiano matematykę Komedii, której 100 pieśni wyrażać ma doskonałość, 33 pieśni każdego z pośmiertnych królestw odpowiada wiekowi Chrystusa a tercyna, dotychczas popularna strofa poezji satyrycznej, zyskuje nową godność wyrażania tajemnicy Trójcy św. – jedności w troistości. Pisano o Dantem, że jest Noem poezji, który w nowej arce swego dzieła ocalił przed potopem barbarzyństwa najwartościowsze elementy starożytności i średniowiecza. Szukano w Komedii palącej aktualności: przeczucia obozów koncentracyjnych i łagrów, i końca naszego świata. Ceniono dantejski realizm, cielesny i figuralny. Sławiono uniwersalizm wielkiej summy i mikroskopizm barwnego szczegółu. Najczęściej jednak czyta się Komedię dla dobrodusznej grozy „dantejskich scen”. Gdyby jednakże zapytać o wskazówki do lektury „Danta”, mówiono by nam o konieczności posiadania na początek dobrych butów na wysokogórskie wyprawy (to Mandelsztam), i dobrych skrzydeł entuzjazmu. Wymagano by od nas świetnej znajomości włoszczyzny, teologii scholastycznej i historii Florencji, żądano owego lungo studio i grande amore (Inf. 1, 83), z którymi Dante zgłębiał Wergiliusza. Twierdzono, że zrozumieć Danta może tylko Włoch, katolik i mieszkaniec Florencji (to Papini). Ostrzegano, że do zrozumienia Komedii czasem nie wystarcza i całego życia (to Eliot). Słowem: straszono by bardziej niż sam Dante piekielnymi mękami. A przecie czytanie Dantego to wielka przygoda ducha i intelektu, łącząca przyjemność lektury pięknej mowy wiązanej z przyjemnością wertowania nieco staroświeckiej, przeciekawej encyklopedii, jaką są do Danta komentarze. Bo poeta, nawet w Raju, nie buja nigdy w obłokach, lecz dostarcza nam precyzyjnych i konkretnych informacji, czy to o zwyczaju używania zgaszonych i odwróconych w dół świec przy pogrzebach heretyków i ekskomunikowanych (Purg 3, 132), czy to o praktyce umieszczania więźniów skazanych na śmierć głodową w klatce zwanej muda, zawieszanej na szczytach wież (Inf. 33, 22). Niemałą frajdą jest więc dowiedzieć się z komentarza Natalina Sapegno, że zagadkowe nieco słowa trzeciej pieśni Piekła o potępieńcach: ch’ anno perduto il ben dell’intelletto, „którzy stracili dobro intelektu”, odnoszą się do Arystotelesowskiej definicji prawdy (inf. 3, 18), i że kiedy Guido da Montefeltro nazywa samego siebie „formą ludzkiej gliny”, czyni to nie dla jakiejś poetyckiej licencji, ale używając tego słowa w sensie scholastycznym, w którym dusza jest formą substancjalną ciała. Nie mówiąc już o tym, że dzięki komentarzom można Dantemu wiele rzeczy nawet jeśli nie wybaczyć, to zrozumieć. Bo np. inaczej się odbiera, tak oburzające niedawno temu Zygmuna Kubiaka, drastyczne szczegóły przedstawienia proroków Islamu, kiedy się wie, o czym mówi nam D’Ancona, że prawdopodobnie Dante przyjął za dobrą monetę średniowieczną legendę, według której Mahomet był chrześcijaninem apostatą, wręcz kardynałem, który zawiedziony w nadziei, że zostanie wybrany na papieża, założył nową sektę i dał początek prawdziwej schizmie, w kanonicznym sensie tego słowa. Mają też swój urok owe wykłady, które robią Dantemu Wergili i Beatrycze, jak np. doktryna miłości i hermeneutyka jej deformacji jako podstawy podziału grzechów głównych z Czyśćca (Purg. 16, 76-139 i 17, 1-39), a także przesławna, odwołująca się do Arystotelesa definicja sztuki jako Bożej wnuczki. Nie mówiąc o tym jaki ciekawy z tej Komedii „słownik biograficzny” – pełen ludzkich historii opowiedzianych od końca, mam tu na myśli choćby tę pyszną, skandaliczną biografię Guida da Montefeltro, którego już po nawróceniu, z powrotem na złą drogę sprowadził papież (Inf. 27, 58-136), nie mówiąc już o dziejach ostatniej podróży Ulissesa, który jakoś nie mógł wysiedzieć w domu przy Penelopie (Inf. 26, 85-142)… Pełni respektu dla wielkiego poety, zapominamy też często, że przy swojej ogromnej pryncypialności jest on także zdolny do uśmiechu, że dzieło nosi tytuł „komedii”. A definiował Dante komedię, w kontraście do wzniosłej tragedii, jaką była dla niego Eneida, jako kompozycję o skromnym temacie i stylu i charakterystycznym pogodnym zakończeniu. Czyż może coś się kończyć pogodniej niż ta kontemplacja w Raju „Miłości, co słońce wprawia w ruch i gwiazdy” (Par 33, 146)? U nas, niestety, zwykle uważano Dantego za ponuraka i jako takiego go przekładano. Słowacki nazywał go „księciem ponurych wieszczów”, Gombrowicz ostentacyjnie niedbale przełożył, dla potrzeb prześmiewczych, słynne citta dolente jako „smętną krainę”, bywało też, iż tłumaczono poemat białym wierszem (Kraszewski, Stanisławski, Łubieński), co odejmowało mu tę porcję radości, jaką zawsze daje dobry rym. Na opinię o Dantem wpływa też często banalny fakt, że zwykle kończy się jego lekturę na Piekle… A przecie Dantejskiego komizmu byli doskonale świadomi średniowieczni miniaturzyści, którzy malowali go z upodobaniem w owej chwili w kręgu heretyków, kiedy zatyka sobie nos, by nie czuć smrodu buchającego z grobowców papieży, albo na tle góry czyśćcowej, na którą świecą cztery gwiazdy, gdy z dziury w ziemi wystają… paskudne nogi Lucyfera. I był go świadomy Norwid, który zauważał sarkastycznie, że dość przeczytać w salonie siedemnastą pieśń Piekła a panie zaraz podeszwy pokazują… A przecie, jeśli Wergili Dantejski jest postacią tragiczną, to Dante – bohater poematu jest nieraz nieodparcie komiczny. Pisze Osip Mandelsztam, że to „duchowy raznoczyniec, który w piekle nie umie się zachować”, bezradny jak dziecko, mimo trzydziestki piątki na karku, zwraca się do Wergilego per „tato” i pozwala mu się nosić na biodrze. Nie mówiąc już o tym, jaka to gapa, dziwiąca się najprostszym teologicznym prawdom i tak nieśmiała, że dolce maestro musi czytać jej w myślach. A przecie mogą bawić nas diabły mieszające swymi harpunami w smole pełnej potępieńców. A także Minos, sędzia piekielny, który wyznaczając potępieńcom miejsce przeznaczenia, jako narzędzia miary używa… swego ogona. A także owi papieże – świętokupcy, którzy umieszczeni i unieruchomieni w okrągłych dziurach do góry nogami, mogą wyrażać swoje uczucia jedynie dolną częścią swego ciała. A także ów początek dwudziestej drugiej pieśni Piekła, gdzie z heroikomiczną powagą Dante mówi nam o pewnej grającej diabłom na odmarsz „dziwnej dudzie” – czy będzie wielkim nietaktem, jeżeli powiem, że jest nią… nieparlamentarny odgłos diabelskiego kupra. I nawet jeśli komuś nie pozwalałaby się śmiać w Piekle wrażliwość moralna i empatia, to musi się uśmiechnąć subtelniejszym uśmiechem cieni z Czyśćca, którym wydaje się nieco zabawne – z tej ostatecznej perspektywy – to wszystko, czym się kiedyś przejmowały. Nie mówiąc już o radości rajskiej, o owej uśmiechniętej teologii, jaką uosabia Beatrycze, która wyjaśnia Dantemu jak dziecku różne przemądre zawiłości. W niebie Saturna musi ona nawet litościwie powstrzymać swój etruski, mieszczący się w oczach uśmiech, bo tak wielkie jest tu natężenie piękna, świętości i łaski, że mógłby on spalić Dantego jak widok Zeusa w pełnym blasku jego boskości spalił biedną Semele (Par. 21, 1-5). I są tej radości powody, lecz jakie – powie teolog (z tego raju poczciwa filologia musi jak wierny Wergili ulotnić się po angielsku…).” (Podstawą cytatów, także z dantologicznych komentarzy, jest wydanie Boskiej Komedii w opracowaniu Natalina Sapegno (Dante Alighieri, La divina commedia, Florencja 1994.)
3.
Co można dodać do tego? Niby wiele, a mało. Na przykład słowa T.S. Eliota z jego „Szkiców krytycznych”: „Kultura Dantego nie była kulturą jednego z krajów europejskich, lecz kulturą Europy.” I to zaskakujące zdanie autora „Ziemi jałowej” o wyobraźni wzrokowej Dantego, która jest „wizualna w tym sensie, że poeta żył w okresie, kiedy ludzie ciągle jeszcze miewali widzenia” i było takie widzenie „rodzajem przyzwyczajenia psychicznego”, „bardzo zdyscyplinowanym rodzajem snu”. Można postawić sprawę – to też Eliot uczynił – na ostrzu noża, stwierdzając: „Dante i Szekspir podzielili między siebie cały współczesny świat: nikogo trzeciego nie było.” Można też zacytować Eliota, który w innym jeszcze Dantejskim szkicu, zastanawiając się „kim jest dla mnie Dante”, tak opisywał lekcję, jakiej genialny florentyńczyk udziela wszystkim poetom, gdy uczy, że „wielki poeta powinien odbierać i rozróżniać dokładniej nie tylko kolory i dźwięki dostępne zwykłemu widzeniu i słyszeniu, ale również sygnały niewidoczne i niesłyszalne dla zwykłych ludzi, a także pomagać zwykłym ludziom w rozszerzenie w obie strony skali odbieranych przez niego wrażeń.” Przydaje się także wiedza, że Dante „był panem metamorfozy, Owidiuszem do n-tej potęgi” – o tym napisał Citati w eseju ze „Światła nocy”. Wypada również pamiętać o wzniosłej uwadze Emersona: „Źródłem sławy Dantego jest odwaga, z jaką spisał swą biografię olbrzymimi głoskami na tle nieba.” I czyż trzeba dodawać Becketta, Pounda i Auerbacha (by wymienić tylko te pierwsze z brzegu nazwiska)? Tych może nie tak koniecznie, lecz przynajmniej niech będzie jeszcze nasz Vincenz: „Świat ludzki bez spojrzenia ku umarłym – jest jak gdyby płaskim obrazem, bez głębi, bez trzecie dymensji. Jak gdybyśmy byli otoczeni wyłącznie płaskimi obrazami, bez przeszłości, bez przyszłości i żyli tak wciśnięci w ścianę, nie mogąc zrobić kroku w przestrzeń.” „Wskazówka Dantego zwrócona jest do tysiącleci.” (Stanisław Vincenz, „Dante” [w:] „Z perspektywy podróży”.)
Dante Alighieri, „Boska Komedia”. Przeł. Agnieszka Kuciak, wstęp Paweł Lisicki, seria Biblioteka christianitas, tom 18, Fundacja św. Benedykta.
Skorzystałem z licznych, jak zwykle, książek i ze strony:
http://www.verbasacra.pl/boskompoz-f.htm
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.