Nabokov obruszyłby się widząc, iż jego „Ada” czytana jest jako dzieło science fiction. Nie o to mu pewnie chodziło, kiedy 30 listopada 1959 zanotował w dzienniku: „Zacząłem L. na T.” „L. na T.”, czyli „Listy na Terrę”, książkę istniejącą w jego umyśle od roku 1957, a która ukazała się w maju 1969. Książkę, w której elementów swoiście (wszak to Nabokov) pojmowanego science fiction dopatrzyć się można sporo. Miejsce akcji to „Antyterra”. W każdym razie, jeśli uznamy narratora, Vana Veena, za opowiadacza wiarygodnego. Jeśliby uznać go za narratora niewiarygodnego – co proponuje Leszek Engelking – wtedy wszystko trzeba by umiejscowić w obłąkanym umyśle. Posunięcie, które tłumaczyłoby, zdaniem Engelkinga, dlaczego pojawia się tu też inna jeszcze planeta, Demonia, przypisywana przez Vana jego ojcu – Demonowi. Mimo wątpliwości dotyczących statusu świata przedstawionego w „Adzie”, trzeba przyznać, że Antyterra opisana została z wielką pieczołowitością, a prawa nią rządzące są zdecydowanie fantastyczne. Antyterrański Bóg to Log, o elektryczności nie wolno tu mówić, a słowo „telegraficzny” okazuje się nieprzyzwoite – to tylko drobne przykłady. Dziwna to powieść, na pewno jedna z bardziej skomplikowanych. Dodatkowo ją udziwniając i komplikując, Nabokov cały czas powieściowy charakter podkreśla, sugerując czytelnikowi, iż „Ada” poza wszystkim innym ma być też samą historią powieści. W pewnym sensie tak też zresztą jest. „Ada” to dzieło czerpiące garściami z biblioteki, w której na honorowym miejscu stoją tomy m.in. Chateaubrianda, Austen, Dickensa, Flauberta, Joyce’a, Prousta, Tołstoja i stale ośmieszanego, ideologicznego przeciwnika – Freuda. O czym jest „Ada”? Książka ta, mówiąc w skrócie, składa się z pięciu części opisujących życie, kazirodczy związek, a wreszcie liczne rozstania i powroty narratora i tytułowej bohaterki, oraz „Not do „Ady”” autorstwa Vivian Darkbloom, czyli przypisów samego Nabokova. Akcja jest szczątkowa, fabuła nikła, a całość trzyma się siłą kwiecistego, wyrafinowanego stylu pisarza. Trzyma, można powiedzieć, lub rozlatuje. Nie braknie bowiem takich czytelników, którzy uznają, że sam styl to za mało, a brak porywającej fabuły to grzech śmiertelny. Nie trzeba dziwić się tym skrajnościom. „Ada” zawsze dzieliła czytelników. Zachwycony Kazin napisał, że w języku, który nazywa się teraz Vladimir Nabokov, wszystkie oddzielne elementy jego pamięci przekształcają się w tworzącą jedną całość fantazję. I porównał „Adę” do „Guliwera” oraz „Alicji w Krainie Czarów”. Inny krytyk stwierdził jednak, że to książka przeceniona, rozdęta i pretensjonalna. „Ulisses” dla ubogich. A zatem: apogeum czy wielka porażka? Nie wiadomo. (Rację miał za to ten, który napisał, że to bestseller nieczytany przez najszersze kręgi odbiorców.) Tym, którzy po „Adę” sięgną, proponuję czytać ją jako kontynuację „Lolity”. Jak bowiem zrobić, by raz jeszcze opisać drżenie na widok dojrzewającej dziewczynki i nie zostać postawionym pod pręgierz opinii publicznej? Otóż trzeba opisać dziecięcy raj, w którym ta dziewczynka bawi się erotycznie z rówieśnikiem. Bratem. Na wymyślonej planecie. Wtedy to jest niewinne. Sprytne?
Vladimir Nabokov, „Ada albo Żar. Kronika rodzinna”. Przekład, komentarz i posłowie – Leszek Engelking. Muza, Warszawa 2009, s. 843. Cena 64, 90 zł.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.