Sylwetka: Gerald Murnane (ur.25.02.1939)
Writing never explains anything for me – it only shows me how stupendously complicated everything is.
(Pisanie nigdy niczego mi nie wyjaśnia – pokazuje jedynie, jak ogromnie skomplikowane jest wszystko.)
Gerald Murnane, Why I Write What I Write [w:] Invisible yet enduring lilacs
My own books are taken more seriously in Sweden.
(W Szwecji moje książki są traktowane poważniej.)
Gerald Murnane
My publishing history’s just so checkered with sudden reversals, ups and downs, confusions, wrong turnings, and at the end of my life, virtually, it seems like things are starting to work out.
(Historia moich publikacji jest tak usiana nagłymi zmianami, wzlotami i upadkami, pomyłkami, błędnymi zakrętami, i praktycznie na koniec tego mojego życia wydaje się, jakby sprawy wreszcie zaczęły się układać.)
Gerald Murnane, cytowany przez Marka Binelliego w The New York Times Magazine z 27.03.2018.
1.
Nie tak dawno w cyklu PISARZ 24/7 („Dzień 77” i „Dzień 80”) wspominałem nieznanego w Polsce Geralda Murnane. Autora, którego część światowej krytyki szczerze nie lubi i posądza o celowe zanudzanie czytelnika dziwnie konstruowanymi opowieściami, w których brak fabuły, za to mnóstwo jest wspomnień lub quasi-wspomnień oraz faktów łączonych w osobliwy sposób, podczas gdy druga, rosnąca w siłę grupa znawców podziwia go i coraz głośniej, a także z wyraźnym zdecydowaniem wyraża zachwyt, oceniając dorobek samotnika z Goroke. Ale nie tylko krytyka jest podzielona. Także wielu pisarzy wzrusza ramionami na nazwisko Murnane. Natomiast wśród tych, którzy Geralda Murnane czytają, cenią i uważają za jednego z największych żyjących pisarzy, są między innymi: J.M. Coetzee (poświęcił prozie Murnane’a tekst w „Late Essays 2006-2017”), Ben Lerner (napisał pełną pochwał przedmowę do „The Plains” wznowionej już jako klasyk) i Teju Cole (nie zawahał się zestawić Murnane’a z Samuelem Beckettem). Prawdopodobnie na fali tego wzmożonego zainteresowania, a także w związku z publikacją nowej (i ostatniej, jak twierdzi Murnane) powieści („Border Districts”) oraz tomu opowiadań zebranych („Stream System: The Collected Short Fiction of Gerald Murnane”) The New York Times Magazine z 27 marca 2018 w naprawdę dużym tekście pióra Marka Binelliego wręcz domaga się Nobla dla Australijczyka. Pisząc przy tym, że wedle bukmacherów przyjmujących zakłady w szwedzkim konkursie piękności autor „The Plains” ma większe szanse niż np. Cormac McCarthy, Salman Rushdie czy Elena Ferrante. I wiecie co? To nie jest wcale zła myśl. Oczywiście sztokholmskie ciotki kulturalne musiałyby mieć trochę rozeznania, co jest we współczesnej literaturze wartego uwagi (a nie tylko tych kilka starych płyt i wiedzę o tym, co akurat sprzedaje się w mainstreamowych księgarniach), ale na to, niestety, ostatnimi laty coraz trudniej liczyć. Dobrze jednak, że NYT Magazine już wie. Ameryka poinformowana. W Szwecji zresztą też, jak mówi Murnane (patrz drugie motto), niektórzy jednak o tej twórczości słyszeli. Zawsze to jakiś początek. A i was, to jest tych z was, którzy nie tylko ledwie po polsku czytają i nie tylko na kolejne odcinki „Gry o tron” albo innego „Homelandu” czekają, zachęcam do zainteresowania się tym pisarzem. Gerald Murnane. Awangardzista, który nie lubi awangardy. Australijczyk porównywany do Prousta, którego jeden stary egzemplarz „W poszukiwaniu straconego czasu” wyniósł na strych, gdzie trzyma książki, na jakie już nie chce patrzeć, ani po które nie zamierza sięgać, a drugie, nowsze wydanie ma w pokoju na półce. Porównywany do Prousta, ale nie ma węchu (taki się urodził). Musiał więc wymyślić własny system odzyskiwania „straconego czasu”, ponieważ wdychanie aromatu magdalenek czy nawet zapachów australijskiej prowincji nie wchodziło w grę. Z czym więc kojarzy mu się Proust? Z puszką sardynek (napisał o tym piękny tekst „Invisible yet enduring lilacs”). Lat 79, ale wygląda młodziej. Krzepki. Energiczny. Pod wieloma względami człowiek, chciało by się powiedzieć, zwyczajny, taki, jak my wszyscy. Ale też, jeśli się dobrze przyjrzeć tej twarzy, ruchom całego ciała, a zwłaszcza, kiedy wsłuchać się, kiedy mówi czy pisze – wyjątkowy. Czytajcie Murnane’a, zanim to stanie się modne. A stanie się już niebawem.
2.
Kilka anegdot, bo pisarz to anegdotogenny. Gerald Murnane nie ogląda filmów (dawno temu widział kilka, nie wciągnęło go), o serialach nie wspominając. Lubi grać w golfa z kolegami, którzy pojęcia nie mają o literaturze, ponieważ dzięki temu są, jak twierdzi, „bezpretensjonalni”. Pisać na maszynie nauczył się późno i tylko jednym palcem. Twierdzi, że tempo tego pisania doskonale odpowiada prędkości myśli, jakie mu chodzą po głowie. Nie umie pływać i ma ataki paniki, kiedy woda dostanie mu się do oczu. Nie ma komputera, ale wszystko kataloguje fiszkami i zbiera w drobiazgowo opisanych skoroszytach. Przy pomocy fiszek nauczył się też sam węgierskiego, naukę zaczął w okolicach sześćdziesiątki, a jak do tego doszło i dlaczego węgierski opisał w jednym z tekstów. Nieustannie ćwiczy pamięć, wymyślając ćwiczenia mnemotechniczne. Po przeprowadzce do Goroke synowie namówili go na posiadanie telefonu komórkowego. (Nie, żeby jakoś obficie korzystał.) Na literackie imprezy nie jeździ, bo pisarze, mówi, opowiadają bzdury. W ogóle jest zapalonym antypodróżnikiem – krytycy z całego świata, którzy bardzo chcieli, aby wziął udział w konferencji poświęconej jego książkom, musieli tę konferencję zorganizować właśnie w Goroke w Australii (populacja: 623), gdzie mieszka od śmierci żony (z którą przeżył 43 lata). Konferencja była bardzo udana, choć niektórzy goście nie dali rady dopatrzeć się znamion geniuszu i wielkości w stojącym za barem i żwawo podającym piwo twórcy, który zachowywał się tak, jakby paneliści z profesorskimi tytułami, uważający go za jednego z żyjących bogów literatury, byli po prostu jak jego kumple od gry w golfa na pobliskich polach. Nic dziwnego, że jeden z badaczy miał w tych okolicznościach stwierdzić z zakłopotaniem: „To jednak osobliwe uczucie, kiedy piwo serwuje ci facet, o którym wiesz, że już w przyszłym roku może dostać Nobla.” Gerald Murnane nie widział w tym nic osobliwego. Osobliwe może być natomiast to, że wymyślił krainę, o której mieszkańcach, historii i geografii potrafi mówić godzinami, jak o istniejącym świecie. Niektórzy twierdzą, że upodabnia go to do odkrytego niedawno wielkiego artysty i jeszcze większego samotnika, Henry’ego Dargera. Murnane potrafi zresztą przyznać, że choć wygląda na zupełnie zdrowego psychicznie, wierzy w rzeczy, w jakie wierzą ludzie szaleni. Serdeczny, przyjazny, tyle że raczej się nie uśmiecha. Najbliżej uśmiechu jest wtedy – mówią ci, którzy go spotkali – kiedy patrzy na ciebie tak, że nie boisz się, że wybuchnie.
3.
Być może, aby pisać teksty wyjątkowe, nie trzeba niezwykłego życia. Pełnego, dajmy na to, planowanych i nieplanowanych przygód, dalekich, egzotycznych podróży i na przykład, jeśli komuś trzeba więcej adrenaliny, skoków na bungie, wspinaczki bez zabezpieczeń, czy innych sportów ekstremalnych. Być może takie życie, jakie przywykliśmy uważać za niezwykłe, jest tylko dowodem na brak wyobraźni. Może tak być, ponieważ, jak każdą kolejną książką czy nawet każdą kolejną stroną udowadnia Murnane, wyobraźnia pozostawiona samej sobie na odludziu wyczarowuje światy, o jakich ludzie za ciężkie pieniądze kupujący przeżycia i doświadczenia, nie mają i nigdy nie będą mieć pojęcia. Sam Gerald Murnane mówi, że najbardziej lubi te słowa Franza Kafki: „Nie jest konieczne, byś wyszedł z domu. Pozostań przy stole i słuchaj. Nawet nie słuchaj, czekaj tylko. Nawet nie czekaj, bądź całkiem cicho i sam. Świat sam się przed tobą odsłoni, nie może być inaczej, będzie wił się przed tobą w ekstazie.” I dodaje, że przed nim świat wije się cały czas. Gdy się go czyta widać, że to nie przechwałki.
.
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.