Na jednej ze stron (kliknij tu), wśród tekstów z książki „Loose shoes. A life story of sorts” znajduje się proza Raymonda Federmana „Plajeu”. Jest ona interesującą obroną praktyki artystycznej którą Federman radzi nazywać plagraniem lub plagrą (franc. neologizm plajeu) w odróżnieniu od „plagiatowania”. Nie każda pożyczka od innego autora, nie każde zacytowanie bez podania źródła jest sztuką, Federman, postmodernista z przekonania i pisarskiej praktyki, wie o tym dobrze. Ale wie też, że plagraniem, czyli pożyczaniem cudzych słów, a nawet całych książek dla własnych artystycznych celów bawili się najwięksi pisarze, odkąd istnieje literatura. Homer, Shakespeare, Rabelais, Diderot – wylicza Federman najwybitniejszych plagraczy. A mógłby dodać: Stendhal, Montaigne, James Joyce i wielu innych. Po czym elegancko, dowcipnie i, co najważniejsze, przekonująco argumentuje Federman, że czasem plagiat, a raczej plagra może być jak najbardziej sztuką, i to przez duże S. Oto całość „Plajeu” Federmana:
To answer the question once and for all. I cannot explain how Playgiarism works. You do it or you don’t. You’re born a Playgiarizer or you’re not. It’s as simple as that. The laws of Playgiarism are unwritten. Like incest, it’s a taboo. It cannot be authenticated. The great Playgiarizers of all time — Homer, Shakespeare, Rabelais, Diderot, Rimbaud, Lautréamont, Proust, Beckett, Federman — have never pretended to do anything else. Inferior writers deny that they playgiarize because they confuse Plagiarism with Playgiarism. It’s not the same. The difference is enormous, but no one has yet been able to explain it. Playgiarism cannot be measured in weight or size. It is as elusive as what it playgiarizes.
Plagiarism is sad. It whines. It cries. It feels sorry for itself. It apologizes. It feels guilty. It hides behind itself.
Playgiarism on the contrary laughs all the time. It exposes itself. It is proud. It makes fun of what it does while doing it. It denounces itself.
That does not mean that Playgiarism is self-reflexive. How could it be? How can something reflect itself when that itself has, so to speak, no itself, but only a borrowed self. A displaced self.
If this is getting too complicated, too intellectual, too abstract, then let me put it in simpler terms – on the Walt Disney mental level: Playgiarism is above all a game whose only rule is the game itself. The French would call that Plajeu.
(Załatwmy to raz i na dobre. Nie potrafię wyjaśnić, jak działa Plagranie. Robisz to albo nie. Urodziłeś się Plagraczem albo nie. Tylko tyle. Prawa Plagrania są niespisane. To takie samo tabu jak kazirodztwo. Nie można tego uwierzytelnić. Wielcy Plagracze wszechczasów – Homer, Shakespeare, Rabelais, Diderot, Rimbaud, Lautréamont, Proust, Beckett, Federman – nigdy nie udawali, że robią cokolwiek innego. Gorsi pisarze zaprzeczają, że plagiatują, ponieważ mylą Plagiatowanie z Plagraniem. To nie to samo. Różnica jest gigantyczna, tyle że do tej pory nikt nie był w stanie wyjaśnić jej. Plagranie nie może być mierzone pod względem wagi czy rozmiaru. Jest równie nieuchwytne jak to, czym plagra.
Plagiatowanie jest smutne. Jęczy. Płacze. Użala się nad sobą. Przeprasza. Czuje się winne. Ukrywa za samym sobą.
Plagranie wręcz przeciwnie: śmieje się cały czas. Wystawia się na widok. Jest dumne. Naśmiewa się z tego, co robi, w momencie, kiedy to robi. Samo na siebie donosi.
Nie znaczy to, że Plagranie jest autorefleksyjne. Jakże by mogło? Jak coś mogłoby rozważać samo siebie, jeśli to coś nie ma, by tak rzec, żadnego „siebie”, a jedynie pożyczone „ja”. „Ja” przemieszczone.
Jeśli to staje się zbyt skomplikowane, zbyt intelektualne, zbyt abstrakcyjne, pozwólcie, że ujmę to prościej, na poziomie mentalnym Walta Disneya: Plagranie jest przede wszystkim grą, której jedyną zasadą jest samo granie. Francuzi nazwaliby to Plajeu.) (Przeł. J.W.)
Co teraz? To chyba jasne.
Przywłaszczaj sobie wszystko, co daje ci inspirację albo pobudza twoją wyobraźnię.
Pochłaniaj filmy, książki, muzykę, obrazy, wiersze, zdjęcia, rozmowy, sny, drzewa, architekturę, znaki uliczne, chmury, światło i cienie.
Kradnij tylko te rzeczy, które rzeczywiście trafiają ci do serca. Wtedy twoje prace (i twoja kradzież) będą autentyczne.
Autentyczność jest bezcenna.
Oryginalność nie istnieje.
Nie staraj się ukryć swojej kradzieży – napawaj się nią, jeśli masz na to ochotę.
Pamiętaj, co powiedział Jean–Luc Godard: „Nieważne, skąd czerpiesz pomysły – ważne, dokąd cię zawiodą.”
Ściągnąłem to od Jima Jarmusha. – Tak w „Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie” (przeł. Olga Siara, Insignis, Kraków 2008) napisał Paul Arden, kiedyś dyrektor kreatywny agencji Saatchi & Saatchi, legenda i guru reklamy.
Biorę to bez wahania.
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.