Jak umierający do umierających. (Rada Annie Dillard.)
„Write as if you were dying. At the same time, assume you write for an audience consisting solely of terminal patients. That is, after all, the case. What would you begin writing if you knew you would die soon? What could you say to a dying person that would not enrage by its triviality?” („Pisz, jak gdybyś był umierający. W tym samym czasie załóż, że piszesz dla publiczności składającej się wyłącznie z pacjentów w stanie terminalnym. Zresztą dokładnie tak jest. O czym zacząłbyś pisać, gdybyś wiedział, że wkrótce umrzesz? Co takiego możesz powiedzieć do kogoś, kto umiera, aby nie rozwścieczyć go trywialnością?”)
Annie Dillard, „Writing Life”, Harper & Row, Publishers, 1989
Autorka „Pielgrzyma nad Tinker Creek” to maksymalistka. Jest jak ten bezimienny bohater „A Million Windows” Geralda Murnane, o którym narrator mówi, że zdarzało mu się twierdzić, iż pogardza wszystkimi, którzy czytają prozę jedynie po to, aby dowiedzieć się rzeczy, których z łatwością dowiedzieliby się podsłuchując kłócących się sąsiadów, bądź umawiając się na popijawę z kolegami z pracy. Dillard robi podobne wrażenie. I także nie bierze jeńców. Nie ma co do tego wątpliwości. I gdyby potraktować zacytowane zdania z „Writing Life” jako test na istotność literatury i zastosować go, mierząc wartość światowej produkcji literackiej, większość tej produkcji, nie tylko współczesnej, ale w ogóle każdej, jaka pojawiła się od chwili wynalezienia pisma, oblałaby go. Z tego powodu nie nalegam, aby każdy i w każdych okolicznościach pamiętał o tym, co tu powiedziane. Czasem jednak, kiedy kolejny bestseller pobije rekord sprzedaży, podczas gdy ty siedzisz w domu z książką, o której niemal nikt nie wie, choć jest jak „Writing Life” Annie Dillard, „The Physics of Sorrow” Georgi Gospodinova, „Barley Patch” Geralda Murnane, „Europeana” Patrika Ouředníka, „Wakacje / Możliwe, że odchodzimy” Jana Balabána, albo „Zapiski myśliwego” Turgieniewa, to znaczy: bije na głowę pod względem istotności, głębi i literackiej doskonałości wszystkie bestsellery z listy The New York Times w kategorii „fikcja”, jakie ogłaszano „arcydziełami” na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat – warto słowa Dillard przypomnieć i pomyśleć o nich.
Śmierć to nie jakieś niezwykłe wydarzenie w życiu, lecz proces, którego tzw. życie jest częścią i to wcale nie najdłużej trwającą. Wszyscy przechodzimy ten proces, to znaczy wszyscy umieramy. Każdy z nas jest w fazie terminalnej, po prostu po niektórych jeszcze tego nie widać. (Spróbuj myśleć o słowie „jeszcze”, aż poczujesz dreszcz.) Prawdą jest również to, że już w momencie narodzin człowiek jest wystarczająco stary, by umrzeć. Nie ma także powodu ukrywać, że ci, dla których piszemy, umierają, choć większość spędza życie nie zdając sobie z tego sprawy i nie dramatyzując, kiedy o tym pomyśli. Dlatego – tak rozumiem radę, jakiej Dillard udziela piszącym – przynajmniej raz na jakiś czas warto zmienić perspektywę. To znaczy warto spróbować nie być w pisaniu banalnym, opowiadającym w błahy sposób o błahych sprawach. Warto spróbować wyjść poza „bestsellerowy” frazes, ogólnik i schemat. Przemówić głosem kogoś, kto wie, czym kończy się życie, do kogoś, kto także powinien zdawać sobie z tego sprawę. Raz na jakiś czas, powiedziałem. Potem, jeśli jeszcze będziemy w stanie, możemy wrócić do pisania tekstów nieistotnych, napędzających rynek i dostarczających jakże potrzebnej rozrywki.
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.