Z dziennika Mavis Gallant, fragmentów opublikowanych na stronie The New Yorker:
„No one is as real to me as people in the novel. It grows like a living thing. When I realize they do not exist except in my mind I have a feeling of sadness, looking around for them, as if the half-empty café were a place I had once come to with friends who had all moved away.” („Nikt nie jest dla mnie tak rzeczywisty jak postacie w powieści. Każda rośnie niby coś żywego. Kiedy dociera do mnie, że nie istnieją poza moim umysłem, odczuwam smutek, rozglądam się za nimi, jak gdyby w połowie pusta kawiarnia była miejscem, do którego kiedyś przychodziłam z przyjaciółmi, z których wszyscy powyjeżdżali.”)
Nie zawsze pisarze mają taki stosunek do bohaterów, których wymyślają. Być może jednak ci pisarze, dla których postać z powieści jest nie tylko że nie mniej żywa, ale wręcz bardziej obdarzona życiem niż istniejący ludzie, przeżywają w ciągu życia coś, o czym nawet napisać nie sposób. Widzą oni bowiem zarówno te zachowania postaci literackich, które opisali, prezentując je czytelnikom w powieściach czy opowiadaniach, jak również mnóstwo takich, które nigdy nie zostały opisane. Nie zostały zaś opisane nie dlatego, że nie można ich było opisać, ale dlatego, że pisarz musiałby nic innego nie robić, tylko pisać o tym, co jedna czy druga postać zrobiła, gdzie była, z kim się spotkała i co powiedziała. A to jest fizycznie niemożliwe. Mavis Gallant mówi o chwili, kiedy dociera do pisarki, że te postacie tak naprawdę nie żyją – i jakie to przygnębiające. Nie mówi jednak nic o tym, ile czasu nie dopuszczała do siebie tej myśli. Ani o tym, jak była szczęśliwa, że ma dla siebie ludzi, o których tylko ona wie to, co najintymniejsze i nieopowiedziane. To, co zostało powierzone jedynie jej wyobraźni.
Ponieważ jednak pisanie jest często jedynie zawoalowanym i cichym, to znaczy wyzbytym histerii myśleniem o śmierci, fragment z dzienników Gallant przypomina mi o jeszcze innym kawałku literatury. W „Inland” Geralda Murnane (Dalkey Archive Press, 2012), pisarza, który od początku kariery wymyka się klasyfikacjom (powieści, jakie pisze, w zasadzie nie zawierają akcji, będąc raczej medytacjami nad kondycją ludzką, parabolami losu, przypowieściami, a w ostateczności: esejami osobistymi do tego stopnia, że – paradoksalnie, lecz w zgodzie z logiką tego dzieła – wszelka indywidualność autora zostaje nieomal zatarta) czytamy: „When I wrote the letter which was the first of all my pages, I was thinking of a young women who was, I thought, dead while I was still alive. I thought the young woman was dead while remained alive in order to go on writing what she could never read.
Today while I write on this last page, I am still thinking of the young woman. Today, however, I am sure the young woman is still alive. I am sure the young woman is still alive while I am dead. Today I am dead but the young woman remains alive in order to go on reading what I could never write.” („Kiedy pisałem literę będącą pierwszą ze wszystkich, myślałem o młodej kobiecie, która była, myślałem, martwa, podczas gdy ja byłem wciąż żywy. Myślałem, że młoda kobieta jest martwa, podczas gdy ja pozostaję żywy, aby kontynuować pisanie tego, czego ona nigdy nie przeczyta. Dziś, kiedy piszę tę ostatnią stronę, wciąż myślę o tamtej młodej kobiecie. Dziś jednak jestem pewien, że młoda kobieta jest wciąż żywa, podczas gdy ja jestem martwy. Dziś ja jestem martwy, ale młoda kobieta pozostaje żywa, aby kontynuować czytanie tego, czego nie mogę napisać.”)
Kto jest bardziej żywy od postaci literackich? Albo: kto może powiedzieć, że postacie z książek nie są żywe? Oczywiście, może zdarzyć się, że będą tak nieudane, że powiemy o nich, iż są martwe. Ale to już zupełnie inna historia. W tej historii, w opowieściach, jakie niezależnie od siebie snują Mavis Gallant i Gerald Murnane, a które ja tutaj bardzo swobodnie łączę, nie ma nic bardziej żywego, nic bardziej wypełnionego życiem niż postać, która zrodziła się z wyobraźni i zamieszkała w książce. Zresztą, podobno wszystko istnieje jedynie po to, aby znaleźć się w książce. Ale to jeszcze inna opowieść.
.
.
.
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.