Kafkowski artysta głodu z „Głodomora” umiera zapomniany. W klatce. Na przegniłej słomie. W ostatnim odruchu wyznając cyrkowemu dozorcy, który do niego zaszedł, że głoduje, ponieważ nie może inaczej. Głoduję, mówi, „ponieważ nie mogłem znaleźć potrawy, która mi smakuje”. Oto symboliczny, metaforyczny, a także, jeśli się dobrze przyjrzeć, realistyczny koniec artyzmu i artystostwa w rozumieniu sprzed XX wieku. Ponieważ jednak, zapewne na złość Fukuyamie, historia toczy się dalej, można się zastanawiać: rasa jakich istot zjawiła się w miejsce „głodomorów”? Kto zajął miejsce tych wszystkich artystów o podniebieniach tak wybrednych, że gust ich nie znajdował potrawy, która by im mogła smakować? Kto zjawia się w miejsce Kafki, Flauberta i reszty tego plemienia męczenników, tych wszystkich nawiedzonych artystów głodu, czyli stylu, czyli pięknego języka, po prostu jakości?
Odpowiedzi – nie wiem, czy ktokolwiek to zauważył – udzielił sam Kafka. Po uprzątnięciu truchła „artysty głodu” do klatki wprowadzona zostaje pantera. O której Walter Muschg w „Tragicznych dziejach literatury” (Aletheia, Warszawa 2010, przeł. Bogdan Baran) napisał – nie rozwijając jednak tego tematu i nie wyciągając wniosków – że jest jak „przeciwieństwo głodomora”. Ale… Po co się spieszyć? Warto przytoczyć ten opis z „Tragicznych dziejów literatury” w całości. Pisał Muschg w rozdziale „Wina”, podrozdziale „Zamilknięcie współczesnego pisarza”: „Dopiero Kafka rzeczywiście przeżył kres literatury. Pisał tylko fragmenty, które chciał zniszczyć. Samoświadomość pisarza skurczyła się w nim do poczucia niemocy. W przypowieściach Przemiana; Erstes Leid; Głodomór; Josefine; die Sängerin sprowadza ironicznie formę życiową artysty ad absurdum. W Głodomorze opowiada o niesławnym końcu artysty głodu i jego dziedziny. Jej czas przeminął, nikogo ona już nie interesuje. Nie podziwia się jej już na wielkich wystawach, najwyżej pokaże ją jakiś cyrk w formie dodatkowej atrakcji ledwie zauważanej przez publiczność. Dlatego najsłynniejszy z artystów głodu ma na koniec okazję do pokazania, że jego możliwości są nieograniczone. Głoduje nadal, ponieważ zapomniano o jego klatce. Umierając, wyjawia swoją tajemnicę dozorcy, który go odkrywa w zgniłej słomie: głoduje, ponieważ nie może inaczej, <<ponieważ nie mogłem znaleźć potrawy, która mi smakuje>>. Klatka zostaje opróżniona i wprowadza się tam panterę, przeciwieństwo głodomora.”
A zatem: pantera. Czy można mówić, że to właśnie jest nowy wzorzec podejścia do twórczości? Czy to dzisiejszy ideał pisarza, na miarę XXII wieku i kolejnych? I któż to jest ta „pantera”? Nie ktoś o smaku nie do zaspokojenia, nie żadna kolejna wersja głodującego męczennika, nie jakaś nowa postać dręczonego przez wymogi własnego gustu poszukiwacza estetyki absolutnej, lecz – myślę, że Kafka śmiał się, kiedy to sugerował – zwierzę. Dzikie, więc nieświadome. Za to na pewno zdrowe, sprężyste, czujne, łapczywe, drapieżne, a nawet – mordercze. A co najważniejsze, gotowe zaspokoić niewybredny smak choćby kawałkiem padliny. Dziś jednak nie mówi się o takich: pantera. Mówi się, że to autor lub autorka tzw. bestsellerów. Oto oni. Sprawni, giętcy, świetnie dostosowani do życia w warunkach rynkowej dżungli. Osobowości silne, bądź potrafiące imitować siłę. Zdrowe. Potrafiące wyczuć okazję i z niej skorzystać. Bez nadmiernie wyrafinowanego smaku, który kazałby im wyrzucać kolejne, niedoskonałe wersje tego, co stworzą, więc produktywni. Gotowi, jak to się mówi, zaspokoić potrzeby rynku. Bez kompleksów, chyba że wobec innych „panter”. Nieprzychylny portret? Niech się cieszą, że Kafka nie kazał zająć klatki po głodomorze skunksowi. Lub tchórzofretce. No dobrze, a co w takim razie z dzisiejszymi „głodomorami”? Są, na pewno gdzieś są. Niektórzy nawet mają się wcale nieźle. Nie traktuje się ich już tak, jak dawniej, ale czasem jeszcze organizuje się im nawet występy. W końcu potrafią, jaki ich kafkowski przodek, dawać popis nieograniczonych możliwości, jeśli chodzi o głodowanie. Tak się odbyła przemiana. Czy to dobrze czy źle?
W „Nie ma ‚ja’, nie ma problemu” (Advaita Press, Białystok 2013, przeł. Dariusz Adamowski), niedużej książce o buddyzmie, której autorem jest Anam Thubten, można przeczytać m.in. te zdania: „Prawdziwą porażką jest to, że straciliśmy jedność z naszą rzeczywistą naturą. Poza tym nie ma innych porażek. Wszystko inne to po prostu spostrzeżenie, myśl. Oczywiście możemy już zawsze żyć w tej iluzji porażki i dręczyć się nią dzień po dniu. Czasami to nasz umysł będzie naszym największym wyzwaniem, znacznie większym niż wszystko, z czym musimy się zmierzyć w zewnętrznym świecie. Nasz umysł może być bardzo destrukcyjny, bardzo niebezpieczny. Może być naszym największym przeciwnikiem, zwłaszcza gdy zdecyduje się postrzegać rzeczywistość w nieoświecony sposób. Możemy jeść pyszne potrawy, możemy mieć wspaniałe życie, ale nadal możemy nie być zadowoleni, ponieważ żyjemy nieoświeconą percepcją rzeczywistości. Więc porażka to tylko sposób postrzegania i tyle. Nie ma nic złego w tym, że wciąż zawodzimy. Tak naprawdę za każdym razem kiedy zawiedziemy, powinniśmy dać sobie w nagrodę czekoladę. Możemy odwrócić ideę porażki i nagrody. Czemu nie? Nie ma problemu, kiedy zawodzisz, bo i tak od samego początku wszystko jest porażką”.
Nie jestem pewien, czy to starczyłoby kafkowskiemu artyście głodu za pocieszenie. Choć, zdaje mi się, innych tłumaczeń nie będzie. „Możemy jeść pyszne potrawy, możemy mieć wspaniałe życie, ale nadal możemy nie być zadowoleni, ponieważ żyjemy nieoświeconą percepcją rzeczywistości.” Powtarzaj to, aż zrozumiesz. Innego końca literatury nie będzie.
Uwaga! Ostatnia książka Jakuba Winiarskiego to napisany wspólnie z Piotrem Ibrahimem Kalwasem „Archipelag islam. Czas Koranu, czas zmiany. Rozmowy bez cenzury”.
Książkę można zakupić na stronie wydawnictwa Błękitna Kropka:
http://www.blekitna.pl/tytuly/archipelag-islam/
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.