O naśladownictwie i sile własnego stylu
„Tylko mierny pisarz może pisać po prostu kronikę i opisywać wiernie (cóż za kłamliwe słowo!) zewnętrzną rzeczywistość epoki czy narodu. Wielki posiada taką moc wyobraźni, że nie zdoła tego uczynić, choćby nawet zamierzał. Powiadają, że Van Gogh chciał kopiować obrazy Milleta. Nie mógł, rzecz jasna: wychodziły mu te straszliwe słońca i drzewa, drzewa i słońca, które są przecież tylko opisem jego olśnionego ducha.” (Ernesto Sábato „Abaddón – anioł zagłady”, przeł. Helena Czajka, Znak, Kraków 2011.)
Van Gogh usiłujący kopiować malarza, którego nazwisko mówi dziś coś chyba jedynie specjalistom – co za przedziwna myśl. A jednak. Van Gogh mógł chcieć naśladować kogoś, kogo potomni uznają za malarza o niebo słabszego od Van Gogha. Marek Hłasko – przypominam sobie i wciąż mnie to dziwi – mógł uważać Bohdana Czeszkę za wirtuoza. Shakespeare uznawał podobno (przynajmniej przez pewien czas) Marlowe’a za niedoścignionego. I można by tak wyliczać, dość jednak będzie powiedzieć, że i dziś wielu początkujących albo nawet już nie tak bardzo początkujących autorów szuka wzorców w osobach i stylistykach, które być może, nie, nie być może, z pewnością zostaną uznane przez przyszłe pokolenia czytelników za – w najlepszym razie – osobliwość. Ale nie ma się co niepokoić. Jeśli narrator najlepszej powieści Ernesto Sábato ma rację, jeśli jest się w posiadaniu silnego pisarskiego głosu, to znaczy, jeśli ma się tak zwany własny styl – próby naśladowania skazane są na fiasko. Nie znaczy to jednak, że nie warto ich podejmować. Warto chociażby po to, aby przekonać się, czy cudzy głos i cudze pisanie wchłoną nas z naszym głosem i pisaniem, czy też nie dadzą rady. A jeśli nie dadzą rady, to czy zostaniemy (jak Van Gogh z jego „straszliwymi słońcami”) z obrazami, scenami, rozdziałami, które są przecież tylko opisem naszego i niczyjego innego olśnionego ducha? To przerażająca i kusząca perspektywa, zależy jak na to spojrzeć. Przerażająca, ponieważ jeśli ktoś ma tak wyrazisty styl, iż pisze jedynie pod wpływem wewnętrznego głosu i może odtwarzać wyłącznie własną rzeczywistość, to musi naprawdę uważać, jeżeli zechce opisywać „zewnętrzną rzeczywistość epoki czy narodu”. Choć także w tym wypadku warto spróbować. Być może – i to jest to, co kuszące – świat, jaki się z takiej wizji wyłoni będzie bowiem precyzyjniejszym ukazaniem wszystkiego tego, czego tzw. realizm nie sięga i nie jest w stanie odtworzyć. Szalony i monstrualny „Abaddón – anioł zagłady”, „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza, „Sklepy cynamonowe”, czy „Nocilla Dream (Nocilla Project #1)” Agustína Fernándeza Mallo – to tylko niektóre z dzieł, jakie by można podać za przykład, że czasem opis epoki może być dokładniejszy, jeśli autor poniesie klęskę jako naśladowca.
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.