Przypowieść o oliwce zaszytej w kwiczoła
„W dawnym Nankinie – czytamy w „Śladach” Ernsta Blocha – zbierali się dwa razy do roku młodzi literaci i każdy z nich w wielkim skupieniu i z wielkim smakiem spożywał po trzy oliwki, niewiele zatem, ale w specjalny sposób przyrządzone. Starannie wybrane owoce zaszywano mianowicie każdy z osobna w kwiczoła, kwiczoła następnie w gęś, gęś w indyka, indyka w prosiaka, prosiaka w barana, barana w cielę, cielę w wołu. Następnie całość pieczono, obracając na ruszcie nad małym ogniem. Wreszcie odrzucano wołu, cielę, barana, prosię, indyka, gęś, kaczkę, przepiórkę, oliwkę wyjmowano z kwiczoła i razem z dwiema innymi, przyrządzonymi w podobnie wyszukany sposób podawano na stół. A w trakcie odbywającej się następnie konsumpcji jeden z literatów popadł w ostentacyjne znieruchomienie, ale nie zatopił się wyłącznie w myślach, tylko bardzo powoli rozcierał jadło w ustach, cały zamieniony w koniuszek języka i podniebienie, z wzrokiem utkwionym w sufit, aż wreszcie wyrzekł: „Nie, nie mogę się mylić, wydaje mi się mianowicie, że indyk przy tej oliwce nie był całkiem młody”. A przyjaciele wokół stołu chwalili język nie tylko wyszukany w słowach, ale i w smaku nieomylny, mimo, że to ten właśnie język przerwał ciszę, a chwalili za to zwłaszcza, że wychwycił decydujący o ostatecznym smaku aromat ze środka, a nie zatrzymał się na bliższej, chociaż mniejszej przepiórce, ani też na potężnym, ogarniającym wszystko wołu.” (Przeł. Anna Czajka, Wyd. Uniwersytetu Jagielońskiego, Kraków 2012.)
Co mnie w tym obrazie tak porusza? Czemu uważam go za wart rozważenia przez każdego, kto myśli o pisaniu, kto pisarzem naprawdę chciałby zostać? Być może tym jest, tym właśnie powinien być pisarz: kimś „zamienionym w koniuszek języka i podniebienie, z wzrokiem utkwionym w suficie”. A dobrym pisaniem byłoby zatem – to może banał, lecz ważny, wart przypomnienia – „wychwycić to, co decydujące”. To po pierwsze. Po drugie: mamy tu także lekcję dostrzegania i wchłaniania zmysłowej rzeczywistości w jej licznych odsłonach i przebraniach. Naukę o jej trudnym do uchwycenia jądrze. Tym, które jest zawsze niby ta oliwka zaszyta w przepiórkę zaszytą w kaczkę zaszytą w gęś zaszytą w indyka zaszytego w prosię zaszyte w barana itd. Potrzeba kogoś wytrwałego w dążeniu do jak najwierniejszego oddania rzeczywistości (choćby środkiem po temu miała być skrajna deformacja), aby dotrzeć do jej tak ukrytego jądra. Potrzeba kogoś, kto nie zatrzyma się na tym, co bliższe i łatwiejsze w ujęciu, lecz wychwyci decydujący o ostatecznym smaku aromat ze środka. I to opisze.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.