Temat dnia:
Przypadki narratorów niewiarygodnych
„Typ prostszy i bardziej praktyczny roztropnie trzymałby się rozmaitych dostępnych na rynku namiastek – bo niektórzy wiedzą, gdzie szukać, ale nie ja. Mimo męskiej prezencji jestem straszliwie nieśmiały. Moja romantyczna dusza cała się poci i trzęsie na myśl, że mogłaby jej się przytrafić jakaś okropnie nieprzyzwoita przykrość. Te sprośne potwory morskie. Mais allez-y, allez-y! Annabel podskakuje na jednej nodze, wciągając szorty, ja, z furii bliski torsji, usiłuję ją zasłonić.” (Vladimir Nabokov, „Lolita”, przeł. Michał Kłobukowski)
„Chcę wiedzieć, co się stało, żałuję, że nie wiem, za co musiałam go przepraszać. Rozpaczliwie próbuję rozwikłać ten ulotny fragment pamięci. Jestem pewna, że się z kimś pokłóciłam albo że byłam świadkiem kłótni. Z Anną? Dotykam palcami rany na głowie, dotykam rozciętej wargi. Niemal to widzę, niemal słyszę te słowa, lecz obraz znowu się oddala. Nie mogę tego rozgryźć. Ilekroć myślę, że zaraz schwytam tę chwilę, wszystko ucieka w cień, poza zasięg wspomnień.” (Paula Hawkins, „Dziewczyna z pociągu”, przeł. Jan Kraśko)
Komentarz. Przy narracji prowadzonej w pierwszej osobie, czytelnik od pierwszych stron ma do rozstrzygnięcia zagadkę: wierzyć temu narratorowi czy nie. Jeśli narrator jest wiarygodny, to znaczy, jeśli czytelnik ani nie przyłapie go na przeinaczaniu faktów, ani nie zacznie podejrzewać, że czegoś mu się nie mówi, coś przed nim ukrywa i jakieś drugie dno opowiadanej historii czeka na odkrycie – fabuła może być nawet bardzo skomplikowana, ale nie będzie w niej nic o przepaści między pozorami a rzeczywistością. Inaczej w prozie z narratorem niewiarygodnym. Weźmy „Lolitę” i „Dziewczynę z pociągu”, powieści – każda w swojej klasie – wybitne. Humbert Humbert, narrator „Lolity”, jest pedofilem. Nie należy o tym ani przez moment zapominać, choć on sam chciałby o tym zapomnieć i nas, czytelników jego zwierzeń, także próbuje do tego skłonić. Ale nie, nie można mu wierzyć. Fakty są bowiem takie, że nie jest niewiniątkiem, nie jest platonikiem, jest predatorem i aktywnie szuka ujścia dla swoich żądz, czym ostatecznie rujnuje życie nieletniej Dolores Haze. Wykorzystuje ją, odbiera dziewczynce dzieciństwo, sprowadza ją do roli erotycznego fetyszu, maskotki i seksualnej niewolnicy jednocześnie. A jednak ten bezwzględny przestępca w swoich zapiskach dziennikowych, prowadzonych jeszcze w domu pani Haze, matki Lolity, snuje na swój temat fantazje, jaki to on jest „romantyczny”, „nieśmiały”, i że to inni „wiedzą, gdzie szukać”, ale nie on. Cała sytuacja przeczy jego słowom, HH upierałby się jednak, że jest tak, jak mu się wydaje i jak to przedstawia. Jakże on, taki wyrafinowany czytelnik poezji i koneser sztuki, miałby być po prostu przestępcą wykorzystującym dzieci. To śmieszne i straszne jednocześnie, bo mimo przebłysków samoświadomości, Humbert Humbert właściwie do końca uważa siebie za kogoś, kto w najlepszy możliwy sposób zajął się, zaopiekował małą Lo, dając jej wszystko, co najlepsze. Humbert Humbert powiedziałby wam, że Guilty, nastający na niewinność małej Lo, jest zły. Mąż, którego w końcu Lo znalazła, może być dla niej niedobry. Ale przecież nie on! Nie jej czarujący HH, o którym powinna myśleć, że dobrze by było, gdyby jeszcze trochę z nią pobył. Jeśli się to wszystko weźmie pod uwagę, można uznać, że Humbert Humbert jest typowym, a jednocześnie najdoskonalszym przykładem narratora niewiarygodnego o profilu notorycznego kłamcy. Takiego kłamcy, który nie tylko kłamie innym, ale także sobie – i tak się w swoich kłamstwach zatracił, że nie dostrzega zła, które wyrządza. Oto zły mężczyzna, zły człowiek, który cały swój krasomówczy kunszt wkłada w to, byśmy przyznali mu rację: on po prostu nie mógł zachować się bardziej wstrzemięźliwie i lepiej. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z Rachel Watson, jedną z trzech narratorek „Dziewczyny z pociągu” Pauli Hawkins. Rachel także jest niewiarygodna, ale nie dlatego, że kłamie, ale dlatego, że nie pamięta, co się wydarzyło. A nie pamięta, ponieważ pije, po alkoholu traci świadomość wydarzeń i nie jest w stanie powiedzieć, co się z nią działo, co robiła i z kim rozmawiała. A zatem, o ile Humbert Humbert i większość narratorów niewiarygodnych usiłuje ukryć prawdę, czasem nawet przed samymi sobą, Rachel uporczywie dąży do prawdy, konfrontując własne fantazje, wyobrażenia i będące efektami pijaństwa „czarne dziury” w pamięci – z mozolnie zbieranymi i poddawanymi skrupulatnemu badaniu faktami. Humbert Humbert, można powiedzieć, jest przykładem narratora niewiarygodnego, któremu nie przeszkadza, że nie mówi prawdy i że tworzy opowieść tkaną z pozorów, pół-prawd, przemilczeń. Rachel Watson jest przez większą część opowieści zdruzgotana, że nie tylko inni jej nie wierzą, ale i ona sama dla siebie stała się kimś, kto nie odróżnia już prawdy od kłamstwa, rzeczywistości od pozoru, faktów od wyobrażeń. To powoduje, że debiutancka powieść Pauli Hawkins jest nie tylko znakomitym thrillerem, w którym dociekać możemy „kto zabił?”, ale też intrygującą powieścią obyczajową. O tym, jak często ludzie żyją złudzeniami i fantazjami – na własny temat i na temat życia innych. Użycie figury narratora niewiarygodnego może więc, jak widać, służyć bardzo różnym celom. Pisząc, możecie wykreować postać, która będzie kłamać, dążąc do ukrycia prawdy i przedstawienia siebie w lepszym świetle niż na to zasługuje, bądź możecie spróbować stworzyć postać podobną do Rachel: kogoś, kto chce znać i mówić prawdę, chce pamiętać prawdę, lecz z powodu słabości, wad i okoliczności – nie jest w stanie. Jeden rodzaj narratora niewiarygodnego nie jest lepszy od drugiego. Oba typy nie są też lepsze ani gorsze od narratorów wiarygodnych.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.