Miałem dwanaście, może trzynaście lat, kiedy w moje ręce wpadła spora książka w twardej oprawie, z wielką czerwoną gwiazdą wybitą na grubej, płóciennej okładce, obwolutą także z czerwonymi gwiazdami (mniejszymi, ale za to dwoma), i tytułem, którego jedno słowo nic mi nie mówiło: „Mój Dagestan”. Autor, Rasul Gamzatow – to też mi nic nie mówiło. Ale książkę polecał ktoś, kogo wyborom ufałem, nawet gdy dotyczyły książek wydanych jak aneks do dzieł Lenina, wziąłem więc tajemnicze dzieło i przeczytałem. Nie żałuję. Po trzydziestu latach pamiętam z „Mojego Dagestanu” tylko jedną opowieść Gamzatowa, ale to i tak więcej niż pamiętam z tysięcy książek, jakie miałem od tamtej pory w rękach. Z „Mojego Dagestanu” pamiętam opowieść o tym, jak przychodzili do znanego już i szanowanego Gamzatowa (ur. 1923 – zm. 2003) młodzi, dagestańscy pisarze i mówili, że oni to by napisali wszystko, i napisali wspaniale, tylko niech ktoś im da temat godny ich talentu, zapału, i błyskotliwości. Mówili też zdaje się, że codziennie modlą się o to, żeby trafił im się taki temat, dzięki któremu ich pisarski kunszt będzie mógł objawić się w pełni. „Temat. Wielki Temat. Wspaniały Temat. Niech pojawi się Temat. Dajcie nam Temat na Wielką Książkę. Potrzebujemy jedynie Tematu” – rozlegało się z każdej strony i mimo że nie myślałem jeszcze wtedy o pisaniu prozy (a na lirykę własnej produkcji z tamtego czasu spuszczam dziś litościwie wodę milczenia i wszystkich, którzy z moimi tekstami mieli w tamtym okresie styczność, proszę o wyrozumiałość) rozumiałem te okrzyki młodych pisarzy, poetów i prozaików. Młodych, niecierpliwych, a przede wszystkim – to było jasne – zrozpaczonych, że czas ucieka, a oni nie zabrali się jeszcze do Wielkiego Dzieła, jakie na pewno zjawi się wraz z Wielkim Tematem, jeśli tylko ten będzie im dany. Gamzatow – i to zapamiętałem najlepiej – chłodził rozpalone głowy, koił znerwicowane dusze i uspokajał młodocianych geniuszy i grafomanów. Nie czyniąc przy tym między jednymi i drugimi różnicy, bo byli w wieku, kiedy trudno powiedzieć, kto się kim okaże i kto jest naprawdę coś wart. Na problem „tematu” machał w ogóle ręką. Gamzatow radził im, młodym Dagestańczykom, spuchniętym od pragnień i liryzmu oraz pragnącym jak najszybciej wykazać się w literaturze, żeby nie modlili się o temat, tylko o oczy i uszy. Tylko oczu i uszu – mówił Gamzatow, i było to dla mnie, nastoletniego, objawieniem – potrzebuje pisarz. Patrzeć i słuchać – nic więcej. Z tego bierze się wielka literatura. Nie z „tematów”, które może tylko zdają się być wielkie i ważne, a naprawdę mogą być przemijające i nieistotne. Nie wiem, ile razy wracałem do tego fragmentu, ale przesłonił mi on resztę książki. Czułem, że to prawda, co o poszukiwaniu tematu mówił nieznany mi wcześniej poeta, i że myliłem się do tej pory, patrząc na świat i literaturę, jak jego podopieczni i przyjaciele, młodzi Dagestańczycy. Dotarło do mnie też wtedy po raz pierwszy, że i ja mogę coś napisać, pod warunkiem, że nie będę czekać na Wielki Temat, tylko rozejrzę się i posłucham, o czym ludzie mówią, co ich boli, cieszy, zajmuje.
Trafiałem potem na podobne myśli jeszcze kilkakrotnie. H.L. Mencken, pamiętam, pisał coś w stylu, że: „Nie istnieją nudne tematy. Istnieją tylko nudni pisarze.” Też niezłe. Dla mnie jednak ta bardzo prosta, jak dziś to widzę, myśl już na zawsze pozostanie „prawdą Rasula Gamzatowa”. Naprawdę dobrego pisarza, który dwukrotnie otrzymał Order Lenina i Order Rewolucji Październikowej, został odznaczony Medalem Sierp i Młot Bohatera Pracy Socjalistycznej oraz licznymi innymi komunistycznymi nagrodami i którego autobiografię z okładką, na której straszyła czerwona, dumna, bolszewicka gwiazda, wstydziłem się wziąć na miasto, czy choćby pokazać matce.
.
.
Uwaga! Ostatnia książka Jakuba Winiarskiego to napisany wspólnie z Piotrem Ibrahimem Kalwasem „Archipelag islam. Czas Koranu, czas zmiany. Rozmowy bez cenzury”.
Książkę można zakupić na stronie wydawnictwa Błękitna Kropka:
http://www.blekitna.pl/tytuly/archipelag-islam/
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.