O głośnym czytaniu, wiarygodności i byciu wyłącznie sobą
We wszystkich poradnikach pisarskich, także w „Po bandzie”, jedna z głównych rad, może nawet najważniejsza, dotyczy głośnego czytania tego, co się napisało. Pierwszym powodem, dla którego początkującym i w ogóle wszystkim autorom zaleca się głośne czytanie tego, co się napisało, jest oczywiście to, że przy głośnym czytaniu łatwo o wyeliminowanie błędów, powtórzeń (jeśli nieplanowane), a także wyłapanie i usunięcie przysłówków, przymiotników, zaimków, gdy zaciemniają tekst, niczego intrygującego ani ważnego nie dodając. Czyta się także głośno to, co się napisało, aby sprawdzić, czy tekst ma właściwy rytm, melodię, płynność. Niekoniecznie musi chodzić o uczynienie prozy gładką, często priorytetem jest coś przeciwnego, zawsze jednak chodzi o rytm i melodię, zamierzone i utrzymywane w kształcie zdań, jakie pasują do formy i treści. Jest jednak coś jeszcze, na co warto zwrócić uwagę, jeśli zastanowić się głębiej nad tym, po co czytamy nasze teksty na głos i czemu to takie ważne. Najlepiej, jak mi się zdaje, napisał o tym Gerald Murnane w artykule „Why I Write What I Write” z tomu „Invisible yet enduring lilacs” (Giramondo Publishing Company, Artarmon (Australia), 2005):
„Gdy czytam na głos, wsłuchuję się w coś jeszcze… Wsłuchuję się, by się upewnić, że głos, który słyszę, jest moim własnym, a nie kogoś innego. Nie zawsze mi się to udaje, rzecz jasna. Czasem, kiedy czytam swój tekst sprzed kilku lat, słyszę, że w pewnych miejscach naśladowałem głosy innych. A słucham, żeby usłyszeć mój własny głos, ponieważ pamiętam coś, co powiedział irlandzki poeta, Patrick Kavanagh: „Oto geniusz: człowiek, który jest po prostu i szczerze sobą”.
Jest jeszcze jedna rzecz, jaką mam nadzieję usłyszeć w moich zdaniach: nuta wiarygodności. John Gardner powiedział, że wiarygodność pojawia się w głosie pisarza, w brzmieniu jego zdań, kiedy pisarz wie, co robi. Ulubionym przykładem prozy brzmiącej wiarygodnie, który cytował, był słynny początek znanej powieści: „Imię moje: Izmael. Przed kilku laty – mniejsza o ścisłość jak dawno temu – mając niewiele czy też nie mając wcale pieniędzy w sakiewce, a nie widząc nic szczególnego, co by mnie interesowało na lądzie, pomyślałem sobie, że pożegluję nieco po morzach i obejrzę wodną część świata.”* (Herman Melville, „Moby Dick”, przeł. Bronisław Zieliński, Zielona Sowa, Kraków 2002.)”
Murnane nie daje przepisu na to, jak można zapewnić własnemu narratorskiemu głosowi to, co za Gardnerem określił jako „authority”, a co ja, naginając sens angielskiego słowa spolszczyłem jako „wiarygodność”. Być może nikt nie jest w stanie tego zrobić, można jedynie „na słuch” stwierdzić, że niektóre teksty, niektórzy narratorzy brzmią wiarygodnie (Humbert Humbert z „Lolity”, Adso z „Imienia róży”, czy pierwowzór Adso – doktor Watson, opowiadający o Sherlocku Holmesie), podczas gdy większość narratorów zmaga się z utrzymaniem wiarygodnego tonu opowieści (na szczęście dla nich, czytelnicy w większości nie są wybredni i słuchają jednym uchem). Jeszcze trudniejsze jest – jestem o tym przekonany nawet bez słów Murnane’a – bycie w tym, co by się chciało napisać, „po prostu i szczerze – sobą”. Czyli dopracowanie się takiego narratora czy narratorów, aby za każdym razem to, co się napisze, brzmiało tak, jakby nikogo się nie podrabiało. Wiem, że w „Kronice złudzeń złudnych” (przeczytasz tutaj), gdybym ją teraz czytał (czego ze zrozumiałych powodów nie robię), usłyszałbym ważnych dla mnie w tamtym czasie: Thomasa Bernharda, Witolda Gombrowicza, Bruno Schulza, Milana Kunderę i (także „zarażonego” Bernhardem, Gombrowiczem, Schulzem i Kunderą) Jerzego Pilcha, a w „Loqueli” (przeczytasz tutaj) wiele innych głosów, które w trakcie pisania usiłowałem stopić w jeden – własny – nie mnie jednak oceniać, czy się to powiodło. Takie są więc zalety głośnego czytania tego, co się napisało, o których warto pamiętać, kiedy czytać tego, co się napisało, się nie chce. To jedyny sposób, by samemu ocenić, czy to, co napisaliśmy, brzmi wiarygodnie i czy mamy już własny głos, czy tak nam się tylko zdawało.
*Oryginał tekstu Geralda Murnane’a:
„Something else I listen for when I read aloud… I listen to make sure that the voice I’m hearing is my own voice and not someone else’s voice. I don’t always succeed in this, of course. Sometimes when I read my writing of a few years ago I recognise that I’ve imitated in a few places the voices of others. I listen for the sound of my own voice because I remember something the Irish poet Patrick Kavanagh once said: ‘This is genius – a man being simply and sincerely himself.’
And still another thing I hope to hear in my sentences is the note of authority. John Gardner said authority is the sound of a writer who knows what he’s doing. He cited as his favourite example of prose ringing with authority this opening passage from a famous novel.
Call me Ishmael. Some years ago – never mind how long precisely – having little or no money in my purse, and nothing particular to interest me on shore, I thought I would sail about a little and see the watery part of the world.”
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.