Najkrótsza historia kobiecości przełomu XX i XXI wieku
Zastanawiałeś się może nad historią kobiecych metamorfoz w literaturze na przełomie XX i XXI wieku? Bo ja tak. Do rozmyślań sprowokował mnie niewyobrażalny sukces Pięćdziesięciu twarzy Greya, książki, którą większość czytelników i czytelniczek ma za – delikatnie mówiąc – badziewie. Mówi się o niej, że to lekka pornografia z elementami BDSM dla spragnionych wrażeń gospodyń domowych (wiem, „spragniona wrażeń gospodyni” to masło maślane; ale czasem trzeba rzecz uwypuklić). Mówi się, że ta sprzedaż idąca w miliony to tylko wynik świetnie przeprowadzonej kampanii reklamowej. Nie wiem, czy rzeczywiście chodziło tutaj jedynie o sprytny marketing. Wiem, że czytelnicze gusta i potrzeby wędrują innymi szlakami niż myśli i oceny recenzentów, krytyków i wszelkiej maści „znawców”. Fenomen tej książki jest przy tym tak intrygujący i tak złości niektórych, a szczególnie wyrafinowane feministki, że postanowiłem zanotować – na własny użytek, a teraz także dla ciebie – kilka uwag odnośnie do kobiecości w literaturze współczesnej. Oto moja Najkrótsza historia kobiecości przełomu XX i XXI wieku.
Były lata dziewięćdziesiąte XX wieku. Nasza protagonistka miała trochę ponad dwadzieścia lat, nazywała się Bridget Jones, prowadziła dziennik i żyła głównie „w pogoni za rozumem”. Ciągła walka z mniej lub bardziej wyimaginowaną nadwagą, ciągłe próby rzucenia palenia i jeden wielki bałagan w życiu uczuciowym – oto dokonania Bridget. Po swojej stronie miała poczucie humoru – ono zapewne pomogło jej przetrwać, nie oszaleć i pójść dalej.
Później przez moment jako Carrie Bradshaw zażywała seksu w wielkim mieście, robiąc tak zwaną karierę. Takich kobiet było w tym mieście więcej, były więc przyjaźnie, rozstania i powroty – nic specjalnie pikantnego, ale też i bez nudy.
W okolicach 2006 roku nasza bohaterka miała około czterdziestki. Nazywała się Elizabeth, jej związki szlag trafił, małżeństwo okazało się niesatysfakcjonujące (choć on, Pan Porzucony, twierdził coś innego), praca także nie była już dla niej tak ekscytująca, więc trzeba z tym było coś zrobić. Elizabeth myślała krótko, po czym postanowiła „jeść, modlić się, kochać”. Najlepiej na Bali lub w Indiach, z kimś w typie, jak okazało się dzięki magikom z Hollywood, Javiera Bardema. Dzięki tym doświadczeniom dowiedziała się między innymi, że jako kobieta oprócz ciała ma także duszę i że medytowanie jest zdrowe i odprężające. Tylko nie spala tylu kalorii, co seks.
Obecnie nasza protagonistka ma dwa wcielenia. W pierwszym, za którego rozpowszechnienie odpowiedzialna jest E.L. James, to gospodyni domowa mająca niespełna pięćdziesiąt lat, kobieta marząca już tylko o tym, by mieć znów dwadzieścia jeden lat, nazywać się, powiedzmy, Anastasia Steele, być studentką ostatniego roku literatury i żeby obrzydliwie bogaty miliarder, ale nie jakiś staruch, lecz dwudziestosiedmioletni byczek imieniem, powiedzmy, Christian, chciał być jej „panem”. Żeby, jeśli go nie zadowoli, zabrał ją do „czerwonego pokoju bólu” i tam zniewolił, wcześniej (i później) zasypując drogimi prezentami. A potem żeby jej jeszcze pozwolił, by wyszorowała podłogę. Myślicie, że tak właśnie umarł chick lit, czyli literatura pisana przez laseczki o laseczkach dla laseczek? Myślicie, że został nam tylko tak zwany mommy porn o paniach w typie MILF dla ludzi, którzy chętnie o tym poczytają? Otóż nie.
Ponieważ w drugim wcieleniu, za które odpowiedzialna jest Sylvia Day, protagonistka damskiej wyobraźni nazywa się tak jak biblijna pramatka, czyli Eva, a jej poczynania bez wątpienia zaintrygowałyby biblijnego praojca. Eva ma znów koło trzydziestki i fantazjuje nie o uległości, lecz o totalnym zdominowaniu najwspanialszego samca w stadzie, jednak nie Adama. Powiedzmy: Gideona. Rzecz jasna miliardera i przystojniaka. Eva chce dzielić z nim szaleństwo niezmordowanej kopulacji, w której to ona często, jeśli nie zawsze, będzie stroną narzucającą wolę i wymuszającą – fochami, niezrozumiałymi ucieczkami i jeszcze mniej zrozumiałymi zmiennymi nastrojami – posłuszeństwo: czy to w sypialni, czy w każdym innym miejscu, na którym daje się złożyć spragnione pieszczot lub klapsów pośladki. Eva jest momentami bardziej zmienna niż Bridget, pracuje ciężko jak Carrie, ale to seks jest jej priorytetem i dla seksu zrobiłaby wszystko. Choć uparcie łudzi się, że to nie tak i że jest w niej coś więcej, oddając tym samym hołd poprzedniemu wcieleniu – Elizabeth.
Na razie, czyli na koniec 2014 roku, tak to wygląda. Taka jest krótka historia kobiecych postaci w literaturze drugiej połowy XX i początku wieku XXI. Co dalej? Jaka będzie następna bohaterka zbiorowej wyobraźni kobiet?
Powyższy tekst to fragment rozdziału „Jak pisać sceny miłosne i erotyczne” z „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller” (Prószyński Media, Warszawa 2015). (Książkę znajdziesz tutaj).)
A Ty, jak myślisz: jaka będzie następna bohaterka, w której kobiety współczesne odnajdą siebie, swój świat, wrażliwość i doświadczenia? Czy będzie bardziej jak ofiary #MeToo, czy może bardziej jak skrzyżowanie mającej zawsze własny punkt widzenia Lisbeth Salander z wojowniczą Lara Croft albo może jak grana przez Sofię Helin, przypominająca AI detektyw Saga Norén z serialu „Most nad Sundem”? Pomyśl. Wziąwszy pod uwagę, że większość czytelników to dziś czytelniczki, od tego, jaką Ty wykreujesz postać kobiecą może zależeć sukces Twojej książki.
Uwaga! Ostatnia książka Jakuba Winiarskiego to napisany wspólnie z Piotrem Ibrahimem Kalwasem „Archipelag islam. Czas Koranu, czas zmiany. Rozmowy bez cenzury”.
Książkę można zakupić na stronie wydawnictwa Błękitna Kropka:
http://www.blekitna.pl/tytuly/archipelag-islam/
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.