Czas nie jest dla mnie czymś mętnym, nieokreślonym, niemożliwym do zdefiniowania. Nie jest czymś, o czym wiem, czym jest, jeśli mnie nikt nie pyta, ale nie wiem, czym jest, jak tylko mnie ktoś zapyta. Stwierdzenia tego rodzaju ignoruję. A dokładniej: tego rodzaju ćwiczenia retoryczne zostawiam św. Augustynowi i tym, którzy lubią marnować czas. Ja nie mam na to czasu.
W kontekście pisania czas jest więc dla mnie tylko i wyłącznie tym, co konieczne: zegarową godziną albo dwiema, których potrzebuję na napisanie, sprawdzenie i poprawienie tekstu. Godzina lub dwie dziennie, tyle potrzebuję, przez tyle jestem w stanie pracować skutecznie, pomijając sytuacje wyjątkowe, jak na przykład ostatnie tygodnie pracy nad książką, kiedy w stanie wyższej konieczności zdarza mi się pracować i po 10-12 godzin, zapominając o śnie i jedzeniu. Ale normalnie to godzina-dwie, nie więcej. Muszę w tym czasie napisać, przeczytać na głos i doprowadzić do ładu to, co chcę powiedzieć. To, co wydaje mi się najważniejsze do powiedzenia. Godzina czy nawet dwie to mało, nie mogę więc marnować tego czasu. A ponieważ nie mogę tego czasu marnować, muszę myśleć o każdej minucie, że jest cenna i że to ważne, ile w tym czasie uda mi się napisać. Takie myślenie sprawia, że mogę wydać się nieobecny, opryskliwy, złośliwy i rozdrażniony. W zasadzie jestem wtedy nieobecny, opryskliwy, złośliwy i rozdrażniony. Staram się tego nie okazywać, ale gotów jestem bronić tej godziny czy dwóch przeznaczonych na pisanie i rozumiem każdego, kto w podobny sposób będzie bronić swojej pisarskiej godziny bądź dwóch. Nie zależy mi, czy ktoś to zrozumie czy nie. Są rzeczy ważniejsze od bycia rozumianym, lubianym i akceptowanym. Ludzie, którzy organizują sobie życie wokół takiej godziny czy dwóch potrzebnych na pisanie, wiedzą, jaka jest cena, jeśli by tej godziny czy dwóch nie obronili przed zakusami innych. To cena zawsze wyższa od tego, co mogą powiedzieć ludzie, którzy nie rozumieją, jak ważny jest dla osoby piszącej czas, który przeznacza ona na pisanie.
Wszystko to kwestia skupienia. W słowie „skupienie” jest część odnosząca się do „kupowania” – i to jest skojarzenie, które warto zapamiętać, nawet jeśli historycy języka uznają je za przypadkowe. Podoba mi się, jak ujął to Carl Sandburg, poeta: „Czas jest monetą twojego życia. Ty ją wydajesz. Nie pozwól innym, by wydawali ją za ciebie”. („Time is the coin of your life. You spend it. Do not allow others to spend it for you.”) Możesz nie mieć wiele innej waluty, możesz być nawet nędzarzem, ale jeśli masz czas – tę wywalczoną godzinę lub dwie, których pilnujesz – twoje pisanie ma szansę.
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.