Prywatność nie istnieje. Przynajmniej dla tych, którzy biorą się za pisanie. Przynajmniej dla niektórych z nich (o wyjątkach, a właściwie jednym, za chwilę). Czy dla autorów prywatność powinna istnieć? Czy powinno być jakieś tabu prywatności, którego piszący nie powinni naruszać. Cóż, każdy sam wyznacza granice tego, co napisze i tego, o czym nie napisze. Nie da się jednak nie zauważyć, że czytelnicy cenią pisarzy odważnych, jadących po bandzie, dla których każda, nawet najbardziej przykra, żenująca i trudna do opowiedzenia sytuacja to potencjalnie znakomity materiał, niezależnie od tego, kto jest w to zaangażowany i jak bardzo poruszone czy nawet zranione mogą zostać czyjeś emocje. Pisano o tym sporo. W „The Courage to Write. How Writers Transcend Fear” („Odwaga, by pisać. Jak pisarze przekraczają strach”, wyd. Henry Holt and Company, New York, 1995) Ralph Keyes przytacza m.in. anegdotę o Philipie Rothcie, dla którego żadna świętość nie była nigdy dość święta, żaden rodzinny czy inny sekret dość sekretny, żadne tabu wystarczająco drastyczne, aby nie wykorzystać go jako materiał w pisaniu. Keyes relacjonuje: „Kiedy robiąca z nim wywiad radiowy Susan Stamberg powiedziała Rothowi o pisarzu pozwanym przez własną matkę, Roth stwierdził: „To cudowna historia! Facet powinien o tym napisać!” „No, może i napisze”, odpowiedziała Stamberg. „Jeśli tylko wyjdzie z traumy po tym, jak został pozwany przez własną matkę.” Roth ripostował: „Cóż, jeśli nie dojdzie do siebie, to nie powinien być pisarzem. Tego typu skrupuły tylko wchodzą mu w drogę. Wiesz, to jest profesja bardzo wyzbyta skrupułów.”
(W oryginale: When radio interviewer Susan Stamberg told Roth about a writer whose mother had sued him, Roth said: “That’s a wonderful story! He should write that story!”
“Yeah, maybe he will” – replied Stamberg, “- If he can recover from the trauma of his mother having sued him.”
Retorted Roth: “Yes, well, if he can’t recover, then oughtn’t to be a writer. These scruples only get in his way. It’s a very unscrupulous profession, you know.”)
Każdy, powtórzę, sam wyznacza granicę i nie da się nikogo zmusić, by pisał o czymś, czego się bardzo wstydzi, bądź uważa za potencjalnie bolesne dla ludzi, na których mu zależy. Czy można coś na to poradzić? To znaczy, czy można jednocześnie zadośćuczynić własnej potrzebie bycia szczerym, prawdziwym i na ile to tylko możliwe autentycznym (jeśli to słowo cokolwiek znaczy) wobec kartki i własnego doświadczenia, a jednocześnie nie urazić tych, których nie chcemy urazić. Jest na to sposób, choć jak każdy kompromis rozwiązanie to nie wszystkim się spodoba. Można mianowicie jak Gerald Murnane publikować jedynie te teksty, co do których ma się pewność, że nie spowodują bólu i zamieszania, a jednocześnie pisać do szuflady. Murnane ma już takich szuflad podobno dwadzieścia kilka, z pedantycznie uporządkowanymi i opisanymi skoroszytami, w których znajdują się m.in. dzienniki z czasów choroby i umierania żony na raka (nie publikuje ze względu na rodzinę, zwłaszcza synów), zapiski a propos głównie nieudanych zalotów i nieskonsumowanych romansów (ten sam powód nie ułożenia tego w książkę; plus szacunek dla wciąż żyjących bohaterek tych stronic), do tego dochodzą teksty rozważające takie tematy, jak „masturbacja”, „masturbacja kobieca”, „nagrody literackie” (których nie dostał) i inne, mniej lub bardziej wstydliwe rozważania. Ich tytuły można odczytać z kart, jakie udostępnił na potrzeby magazynu „Music and Literature” i już sama lektura tej listy daje obraz, jak wiele rzeczy pisarz ten dawno temu postanowił zachować na czas, kiedy ani jego, ani tych, którzy mogli by poczuć się urażeni i zasmuceni, nie będzie już na świecie. Jeden z tytułów na liście brzmi „If I were a coward, I would burn this file” („Spaliłbym ten plik, gdybym był tchórzem”), inny, zapewne nie mniej smakowity: „I’m vengeful bastard” („Jestem mściwym sukinsynem”); jeszcze inne to: „My brother was a fool” („Mój brat był głupcem”) i „My brother’s obsession: darkies” („Obsesja mojego brata: czarnulki”). No, tu przynajmniej jest jasne, kto na pewno nie chce widzieć tej prozy w druku.
Kto ma rację, stary wyga Roth, znany literacki fighter, który nie raz i nie dwa musiał bronić się przed zarzutami o obrazoburstwo i pornografię, czy dopiero od niedawna odkrywany na świecie samotnik z Goroke? W uprawianiu literatury to jest dobre, że nikt za nikogo nie rozstrzygnie takiego dylematu. Nikt nikogo nie może do niczego zmusić. Zechcesz, to będziesz pisać o gwałceniu surowej wątróbki z brawurą młodego Rotha – i od razu, nie bacząc na konsekwencje i murowany zawał bogobojnej matki, pójdziesz z tym do wydawcy. Nie zechcesz, a uważasz, że masz nie mniej wstydliwe historie do opisania, zawsze możesz jak Murnane kupić metalową szafkę biurową i zostawić instrukcję najbliższym, co i w jakiej kolejności przedstawiać czekającemu na twój zgon wydawcy. Zawczasu przygotuj może tylko listę, czego się może spodziewać. Nikt nie lubi kupować kota w worku.
Uwaga! Ostatnia książka Jakuba Winiarskiego to napisany wspólnie z Piotrem Ibrahimem Kalwasem „Archipelag islam. Czas Koranu, czas zmiany. Rozmowy bez cenzury”.
Książkę można zakupić na stronie wydawnictwa Błękitna Kropka:
http://www.blekitna.pl/tytuly/archipelag-islam/
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.