„Mogę więc z całą szczerością i uczciwością powiedzieć, że nie widzę różnicy między moją prozą, moim myśleniem o mojej prozie, i moim życiem. Jest to dla mnie tak ważne, jak niemal nic innego w tym życiu. I, jak komuś żartem powiedziałem kilka lat temu – to było w powiązaniu z literackimi stypendiami… Ktoś powiedział, że to musi być miłe, otrzymać pisarskie stypendium – było to w latach ’70. – To musi być miłe, mieć przyznane takie stypendium, bo wtedy jesteś w stanie kontynuować pisanie. Odpowiedziałem, że kontynuowałbym pisanie, nawet gdyby karali mnie za to grzywną, zamiast przyznawać mi siedem tysięcy rocznie, czy ile tam to było. Nawet gdyby zmuszali mnie do płacenia tej sumy. Jak długo byłbym w stanie znaleźć takie pieniądze, kontynuowałbym pisanie, tak ważne jest ono dla mnie.” (Gerald Murnane)
So I can say in all honesty and sincerity that I can’t tell the difference between my fiction, my thinking about my fiction, and my life. It’s as important to me as almost anything else in my life. And as I jokingly said years ago to somebody – it was in connection with literature board grants. Somebody said it must be nice to have a literature board grant – this was back in the 1970s – it must be nice to have a literature board grant now, you’ll able to go on with your writing. I said, I’d go on with my writing if they fined me for writing, instead of giving me seven thousand a year or whatever it was. If they made me pay that amount. So long as I could find the money I would go on writing, that’s how important it was to me. (Gerald Murnane w wywiadzie pt. „Fiction as Alchemy”. Przeczytasz tutaj.)
Pisarz, który gotów jest płacić, byle tylko pozwolono mu pisać? Niecodzienny widok. Może nawet wariat. Na pewno sporo osób tak by go określiło. Trochę żartem to piszę, bo chciałbym jednak wierzyć, że sprawy finansowe w świecie literatury są wyolbrzymiane, rozdmuchiwane na potrzeby promocji i rynku, podczas gdy tak naprawdę więcej jest takich piszących, którzy gotowi byliby poświęcić coś dla pisania, zamiast myśleć, ile mogą na nim zarobić. „Nie pytaj, co pisanie może zrobić dla ciebie. Pomyśl, co ty możesz zrobić dla własnego pisania”? Coś w tym stylu. Taką postawę uważam za właściwą. Pytanie, czy sam gotów byłbym do takiego poświęcenia. Mam nadzieję, że tak. Ale cieszę się, że nigdy nie musiałem podejmować decyzji tego rodzaju.
.
Jedna historia z przeszłości podpowiada mi, że może jednak dałbym radę. (A na pewno wyjawia coś o moim stosunku do życia i literatury.) Oto pewnego dnia w kilka miesięcy po ślubie żona (obecnie ex-, ale chyba nie w związku z tamtą sytuacją?) powiedziała stanowczo przy kolacji: „Musimy kupić wycieraczkę”. Spojrzałem na nią znad talerza zaintrygowany, przełknąłem, i odpowiedziałem: „Świetnie. A kto to napisał?”.
Więc może jednak poświęciłbym te kilka złotych dla literatury, gdyby było trzeba.
A ty?
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.