Czas odcisnął na tej książce intrygujące piętno i „Chrystusa z karabinem na ramieniu” czyta się w kontekście współczesnym zapewne inaczej, niż kiedy dziełko to ukazało się po raz pierwszy. Był rok 1975, trzydziestotrzyletni Kapuściński wrócił z kolejnej wyprawy i opublikował właśnie te swoje reportaże, w których próbował uchwycić i ukazać puls świata. Pisał wtedy o krajach ogarniętych wojną, bądź przeżywających rewolucyjne zmiany. Palestyna, Boliwia, Gwatemala, Mozambik – to główni bohaterowie „Chrystusa…” Chociaż nie, trzeba powiedzieć inaczej: główni bohaterowie tej prozy to, jak zwykle u Mistrza, pojedynczy ludzie: fedaini Kamal Bakr, Hassan Khatib, Zuhair Saadek; Oscar Prudencio – rektor uniwersytetu San Andres, urzędujący pod biurkiem, gdy prawicowe bojówki strzelają się z trockistami. Dalej: rodzina Peredów, której sześciu synów zginęło w boliwijskiej partyzantce; zabity w świetle kamer, dla przykładu, jeden z południowoamerykańskich „Janosików” – Vistoriano Gomez; słynny hrabia i ambasador Karl von Spreti, porwany i zabity po niespełnieniu żądań porywaczy; czy wreszcie dwóch tak różnych i – w odczytaniu Ryszarda Kapuścinskiego – zarazem tak podobnych: Allende i Che Guevara. Uderza współczesny, choć tyle lat minęło, antyamerykanizm tej książki. Szczególnie pod koniec, w rozdziale o Mozambiku na każdej stronie pada nazwa CIA (i ani razu GRU) i sporo w tym zjadliwości. Lecz nie dlatego jest to literatura wielka. Jest to literatura wielka, ponieważ kiedy Kapuściński przestaje zajmować się tym, co przemijające, zaczyna zajmować się swoimi obsesjami: medialną ciszą wobec prawdziwego, codziennego życia świata i tematem, jak można go chyba nazwać, historii życia ukrytej w historii gospodarczej. „Wszyscy prorocy Starego Testamentu – pisze Kapuściński w jednym z pierwszych rozdziałów – przeklinali Palestynę, ziemię pechowych ludów. Wystarczy poczytać Biblię, Księgę Ksiąg. Palestyna jest przeklęta na początku Biblii i jest przeklęta na końcu Biblii. A biblia powstawała tysiąc lat. Więc jeżeli przez tysiąc lat ludzie nie zmieniają swojej opinii, to coś w tym musi być. To znaczy, że coś ważnego zostało zauważone i coś mądrego zostało powiedziane.” Dla takich fragmentów można tę książkę uznać za nie mniej ważną niż „Heban” czy „Imperium”. A jest ich sporo.
Ryszard Kapuściński, „Chrystus z karabinem na ramieniu”. Czytelnik, Warszawa 2007.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.