1.
W enigmatycznym, przeplatanym cytatami z tekstów Bożeny Boby-Dygi i ewangelicznych „Ośmiu Błogosławieństw” posłowiu, zatytułowanym „Słońce jest czerwone na wschodzie”, Eryk Ostrowski (poeta, krytyk, przyjaciel Bożeny Boby-Dygi i autor koncepcji tomu „Kropla”) napisał m.in. tak: „Czy Bożena Boba-Dyga jest poetką, o tym decyduje jej dusza. Poezja to pojemne słowo, wiersz – również. Lecz nie chciałbym nazywać jej kropli wierszami. Tak wiele jest i przybywa wciąż wierszy, a tak niewiele jest łez. Wśród zapisów poetyckich znajdujemy zazwyczaj pojedyncze strugi. Książka Bożeny Boby-Dygi nie zawiera nic poza tymi strugami.” W zasadzie – po tych kilku zdaniach – wszystko jest jasne i trąba ten, kto doszukiwałby się w „kroplach”, „strugach” i „łzach” Bożeny Boby-Dygi banalnych, dobrze zrobionych wierszy. A skoro tak, skoro gatunki, w jakich spełnia się pisarstwo liryczne Bożeny Boby-Dygi to „kropla”, „struga” i „łza” można jedynie uznać – i ja to przyznaję od razu – iż Bożena Boba-Dyga nie tylko stworzyła, ale od razu wyczerpała te kilka nowatorskich gatunkowo konwencji, pisząc „krople”, „łzy” i „strugi” absolutnie w swojej kroplowatości, łzawości i strugowatości niedoścignione.
2.
Tomik Bożeny Boby-Dygi otwiera utwór pod tytułem – tak jest – „Pierwsza kropla…”. Warto poznać ten tekst, tak niedbały, a tak przy tym głęboki: „Krople łez / krople gwiazd / mała malutka maleńka / zgasła / łza zaszkliła się i wyschła / zamykam oczy / dobranoc noc ciemna”. Czyż nie urocze? Bardzo. I – żeby poczuć, jak konsekwentna jest ta autorka w swych „kroplach” – warto w tym miejscu zacytować jeszcze tekst tytułowy z „Kropli”: „Kropla cierpienia, kropla szczęścia / Kropla tak mała jak ukłucie / Kropla w morzu, kropla rosy wody łzy…” Śliczności… Jak widać, kropel w tym zbiorku nie brakuje – jest jeszcze, na koniec, a jakże, „Ostatnia kropla”, w której Bożena Boba-Dyga stwierdza wprost niczym jakiś Gustaw Flaubert w spódnicy: „jestem kroplą // (czystą) wody dla smutnych pociechy spragnionych / (ciemną) krwi zakrzepłej na ranie sercowej / (żółtą) moczu i tą rosy porannej na liściach i trawie / przeglądajcie się we mnie jak w lusterku”. Prawdę powiedziawszy nigdy do tej pory nie przyszło mi do głowy przeglądać się w kropli moczu, ale – skoro autorka „Kropli” sugeruje, że to możliwe i przynoszące ulgę, to czemu nie – może jeszcze kiedyś spróbuję.
3.
Dość o „kroplach”. Są przecież w tomiku Bożeny Boby-Dygi jeszcze „łzy” i „strugi”. Mnie najbardziej urzekły te quasi-erotyczne, w których autorka strofuje ukochanego, wyraźnie niewiedzącego, co z sobą począć, jak np. w tekście „Świeca i Pan”, gdzie pisze: „od płomienia byś się / zajął / i byłbyś wreszcie / zajęty”. Bądź też te, w których z brutalną damską szczerością wyrzuca ukochanemu, czego to, jej zdaniem, w ich związku zdecydowanie zabrakło – i pisze: „potłuczone naczynie serca / sączyło nieszczelnie // nie dopełniłeś przymierza / krwi i spermy”. Niezwykle groźnie brzmią także kasandryczne proroctwa i ostrzeżenia, jakie w porywie poetyckiego szału rzuca nie bacząc na wszystko Bożena Boba-Dyga. Najmroczniejsze jest chyba to: „gdybym zaczęła / mówić / może byłyby to / narzekania / a nie / opowieści co się wydarzyło / od 8 (do) 22 / a ja opowiadam / tylko to co było / na piątym peronie”. Ciarki mi chodzą po plecach, jak pomyślę, że mógłbym, tak znienacka, zupełnie na to nieprzygotowany, dowiedzieć się od Bożeny Boby-Dygi czegoś więcej niż to, co dzieje się „na peronie piątym”. Przedsmak mam już w chwili, gdy czytam jej lapidarną medytację historiozoficzną (bo chyba tym ma ten kawałek – w zamyśle autorki – być): „Epoki / nadchodzą milczeniem / Mijają”. Zgroza wiedzieć takie rzeczy, zgroza i popłoch wielki.
4.
Jak daleko jeszcze w swoim poezjowaniu może posunąć się Bożena Boba-Dyga – nie wiem. Ona sama widzi swoje dzieło tak: „nieporuszenie / znieśmiertelniasz orgazmy żalu / potrafisz / podlewać przykrości // rosną zdrowo i duże”. Ile jeszcze takich „orgazmów żalu”, będących oczywiście zdawaną na gorąco relacją „z peronu piątego”, zanotuje Bożena Boba-Dyga w swoim kajeciku, który przez jednego z blurbistów, Marka Wawrzyńskiego, nazwany został „udaną kreacją wszechdziennika” – nie wiem. Sama autorka daje jednak wyraźny, ostrzegawczy znak, gdy pisze: „jak długo tak można / w nieskończoność / w nicość”. Z tym akurat, niestety, trudno mi się nie zgodzić. W nieskończoność. W nicość. Tak, niestety można.
Bożena Boba-Dyga, „Kropla”, Signo, Kraków 2007.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.