Chciałem zrozumieć tajemnice psychologii, które wyjaśniałyby przyczyny ludzkiego nieszczęścia i tragedii.
Martin E. P. Seligman
1.
Psychologiczna immunizacja. Po opracowaniu teorii wyuczonej bezradności, po licznych badaniach nad fenomenem optymizmu, Martin E. P. Seligman, zachęcony przez Jonasa Salka, postanowił zająć się psychologiczną immunizacją i odpowiedzieć na pytanie: Czy wyrobienie psychologicznej cechy optymizmu może uodpornić dzieci na choroby fizyczne i umysłowe? Sprawa jest prosta. Jeśli chodzi o dzieci, to, jak pisze Seligman: „Marzymy o tym, żeby miały lepsze życie niż my, a w głębi duszy modlimy się, żeby odziedziczyły po nas wszystkie nasze mocne strony i jak najmniej słabości.” Czy to jest do zrealizowania? Czy to marzenie może się spełnić? Na jednej z pierwszych stron „W małym ciele…” Seligman obiecuje, że tak. „To wszystko jest możliwe do osiągnięcia – pisze. – Rodzice mogą nauczyć swoje dzieci pewności siebie, inicjatywy, entuzjazmu, uprzejmości i dumy.” Dzisiejsze dzieci w, przynajmniej w zamożniejszych rejonach świata, mają wiele możliwości, by rozwijać się, uczyć, a po osiągnięciu dojrzałości osiągnąć więcej niż poprzednie pokolenia. I jest tylko jedna przeszkoda, która mogłaby pogrążyć nasze nadzieje, twierdzi Seligman i wskazuje na ograniczenie naturalnej aktywności i optymizmu u dzieci.
2.
„Dlaczego chcemy, żeby nasze dzieci były optymistami?”, pyta Seligman. I odpowiada, charakteryzując zagrożenie płynące ze strony pesymizmu: „Jest to głęboko zakorzeniony nawyk, który niesie ze sobą poważne negatywne konsekwencje, takie jak depresja, rezygnacja, brak osiągnięć, a nawet problemy ze zdrowiem fizycznym.” Dlatego książka Seligmana ma jasno określony cel: „Ta książka opowiada o programie immunizacyjnym dla dzieci w wieku szkolnym – pisze Seligman – który powstał w efekcie tych rozważań. Jej głównym celem jest pokazanie rodzicom, trenerom oraz innym przedstawicielom systemu szkolnictwa, jak nauczyć dzieci optymizmu i przekonać je, że panują nad własnym życiem. Poznasz historię badań nad optymizmem i bezradnością, które przeprowadziłem razem z kolegami w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Dowiesz się, jakie są źródła pesymizmu i jakie zagrożenia niesie ze sobą ten stan. Wyjaśnię Ci, jakie sygnały w zachowaniu dziecka powinny wzbudzić Twój niepokój, a także doradzę, jak zmienić jego pesymizm w optymizm, a bezradność w poczucie kontroli.” Celem Seligmana jest więc nauczenie dzieci elastycznego, realistycznego optymizmu poprzez dotarcie z tą wiedzą do tych, którzy są najbliżej dzieci i którzy mogą im tę wiedzę przekazać.
3.
Trzy błędy, jakie najczęściej popełniają rodzice. Pocieszają, nie mówiąc prawdy oraz ignorując fakt, że dziecko wyczuwa, jaka jest prawda. Po drugie: oferują, że zrobią coś za dziecko, kiedy temu nie idzie, co odbiera dziecku poczucie kontroli i wzmacnia poczucie bezradności. Wreszcie po trzecie: uczą dziecko interpretować porażkę w sposób związany z pesymistycznym stylem wyjaśniania, przekazując w ten sposób dziecku informację, że „zawsze”, „w każdych okolicznościach” „nie uda się” i że „tak już po prostu musi być”, bo „taki jesteś, synku/taka jesteś, córko”. Przez to dziecko finalnie uczy się zakładać najgorszy możliwy scenariusz, pasywnie reagować na problemy, poddawać się i zamykać w sobie. A cały ten mechanizm, który można nazwać wyuczonym pesymizmem, staje się samospełniającą się przepowiednią. „Na szczęście – pisze Seligman – pesymizm jest cechą nabytą, którą można zmienić.” I, co ważne: „Techniki przekształcania pesymizmu w optymizm stanowią kluczowy element procesu uodparniania dzieci na depresję.” Stwierdzenia te poparte zostają przez Seligmana szeregiem przykładów, scenek z dziećmi i ich rodzicami, które pokazują, jak wyglądają reakcje nieprawidłowe, prowadzące do wyuczonej bezradności, oraz jak powinny wyglądać reakcje właściwe, uczące optymizmu i pomagające w rozwoju.
4.
W rozdziale trzecim Seligman przedstawia nowoczesną teorie depresji wraz z terapiami, którymi można depresję leczyć. Koncentruje się zwłaszcza na odkryciach Aarona T. Becka, który dokonał „niesamowitego”, jak pisze Seligman, odkrycia w dziedzinie teorii psychologii. „Objawy depresji – streszcza Seligman to odkrycie Becka – dzielą się na cztery klasy: zły nastrój, apatia, problemy fizjologiczne i katastroficzne myślenie. Beck stwierdził, że ten ostatni czynnik jest czymś więcej niż tylko zwykłym objawem depresji – jest on w rzeczywistości główną przyczyną wszystkich pozostałych symptomów.” To rewelacyjne odkrycie doprowadziło do powstania nowej terapii leczenia depresji, opierającej się na twierdzeniu, że jeśli nauczymy chorego zmiany nawyków myślenia i dekatastrofizacji, pozostałe objawy powinny zniknąć. Współpracowniczka Seligmana, Jane Gillham miała pomysł, jak zastosować tę terapię u dzieci. Od tego, można powiedzieć, wszystko na dobre się zaczęło. Za tym odkryciem przyszło kolejne. W trakcie badań przeprowadzonych już na dzieciach okazało się bowiem, że to, czego uczą je psychologowie pozytywnie od Seligmana znacząco różni się od tego, co przekazują rodzice i szkoła. Na horyzoncie pojawił się problem poczucia własnej wartości.
5.
O swoim szokującym odkryciu tak pisze Seligman na początku rozdziału czwartego: „Armie amerykańskich nauczycieli wspólnie z amerykańskimi rodzicami próbują zwiększyć poczucie własnej wartości u dzieci. Wydaje się, że to nic szkodliwego, jednak te działania często przynoszą skutek przeciwny do zamierzonego. Kładąc nacisk na to, jak dziecko się czuje, przy jednoczesnym ignorowaniu tego, co robi (doskonalenie się, wytrwałość, walka z nudą i frustracją, podejmowanie wyzwań), rodzice i nauczyciele sprawiają, że dzisiejsze pokolenie dzieci jest bardziej podatne na depresję.” Jak to możliwe, że pompowane w dzieciaki poczucie własnej wartości miast pomóc, przyczyniło się do wzrostu liczby zachorowań na depresję? Seligman odpowiada na to pytanie najpierw prezentując krótką historię poczucia własnej wartości ,a następnie, w podrozdziale „Dobre samopoczucie kontra odnoszenie sukcesów”, stwierdzając wprost: „Szczęście (ogólnie) i poczucie własnej wartości (bardziej szczegółowo) są efektami ubocznymi takich działań jak pokonywanie wyzwań, sukcesy w pracy, walka z frustracją i nudą oraz odnoszenie zwycięstw. Wysoka samoocena jest produktem ubocznym sukcesów. (…) Nie ulega wątpliwości, że wysoka samoocena to wspaniały stan, jednak próba osiągnięcia go w sposób bezpośredni, przed uregulowaniem własnych kontaktów ze światem, utrudnia osiągnięcie założonego celu.” To fanaberia naszych czasów, pisze dalej Seligman, i warto pamiętać, że Arystoteles miał w tej materii poglądy rozsądniejsze. Dla niego szczęście nie było nigdy emocją, dającą oddzielić się od tego, co robimy. Szczęście jest – przypomina te myśli Arystotelesa Seligman – jak „gracja w tańcu – nie coś, co tancerz czuje po jego ukończeniu, lecz niezbywalny akompaniament dobrze wykonanego tańca. Szczęście nie jest odrębnym stanem uczuć, który można osiągnąć niezależnie od podejmowanych działań.” Dla rodziców w tym miejscu też ważna wskazówka: „Próby wywołania dobrego samopoczucia podejmowane bez jednoczesnej walki z pasywnością i poczuciem bezradności nie przyniosą żadnego skutku. Jeśli Twoje dziecko czuje się bezwartościowe, nienawidzi samego siebie albo cierpi na brak pewności siebie, oznacza to, że jego współpraca ze światem przebiega nieprawidłowo. Gdy ten aspekt ulegnie poprawie i dziecko zda sobie sprawę, od razu poczuje się lepiej.” Warto przy tym pamiętać, że nie ma żadnych badań, potwierdzających, że poczucie własnej wartości wpływa na cokolwiek. „Jest ono raczej – tak komentuje ten fakt Seligman – konsekwencją całego zbioru sukcesów i porażek w relacjach ze światem. Jeżeli – dodaje badacz – samoocena jest skutkiem, a nie przyczyną, trudno budować ją w sposób bezpośredni.” Z poczuciem własnej wartości wiąże się jeszcze coś, co jest Seligmanowi szczególnie bliskie: styl wyjaśniania. Ponieważ jednak o stylach wyjaśniania – pesymistycznym i optymistycznym – pisałem już obszernie przy okazji omawiania innych książek Seligmana – tutaj jedynie sygnalizuję temat.
6.
„Nasze społeczeństwo – kontynuuje swój atak i swoją krytykę Seligman w rozdziale piątym pt. „Epidemia depresji” – zmieniło priorytet: z odnoszenia sukcesów na dobre samopoczucie. Aż do początku lat sześćdziesiątych XX wieku odnoszenie sukcesów było najważniejszym celem, jaki wpajano dzieciom od maleńkości. Potem zastąpiły go dwa równorzędne cele: szczęście i wysokie poczucie własnej wartości. Na tę fundamentalną zmianę złożyły się dwa trendy. Jeden jest skierowany na osobistą satysfakcję i wolność jednostki: konsumpcjonizm, okazjonalne zażywanie narkotyków, opieka dzienna, psychoterapia, satysfakcja z seksu, otrzymywanie lepszych ocen za takie same wyniki. Drugi koncentruje się na sprawach większych niż samozadowolenie, takich jak Bóg, Naród, Rodzina czy Obowiązek. Niektóre przejawy tych trendów – konkluduje Seligman – stanowią odzwierciedlenie tego, co jest w naszej kulturze najcenniejsze, ale inne znacząco przyczyniają się do rozwoju epidemii depresji.” W tym miejscu Seligman odwołuje się do swojej teorii dysforii. Ponieważ opisywałem tę teorię dokładnie w artykułach o innych książkach Seligmana, tu zacytuję jedynie wniosek wynikający z opisywanej przez Seligmana przemiany: „Kampania na rzecz dobrego samopoczucia i wysokiego poczucia własnej wartości sprawiła, że Amerykanie zaczęli wierzyć, iż powinni unikać wszelkich zaburzeń nastroju – złości, smutku i zmartwień. Uczucia te uznano za niedogodność, którą należy wyeliminować, a przynajmniej zminimalizować. Unikając za wszelką cenę złego samopoczucia, odrzucono korzyści, jakie ono ze sobą niesie.” A przecież złe emocje pełnią ważne funkcje, z których trzy, jak przypomina Seligman, są niezbędne. Niepokój ostrzega człowieka przed niebezpieczeństwem. Smutek informuje o zagrożeniu utratą zasobów. Złość alarmuje, że ktoś wtargnął na nasze terytorium. Ważna funkcja dysforii objawia się też w momencie, kiedy chcemy doświadczyć przepływu, uczucia opisanego przez Mihalyia Csikszentmihalyi’ego (osobny tekst o jego pracach dostępnych po polsku znajduje się na literaturajestsexy.pl). „Przepływ ma miejsce wtedy – pisze Seligman – gdy najlepiej wykorzystujemy swoje umiejętności i realizujemy wyzwanie, które jest naprawdę trudne. Zbyt małe wyzwanie wywołuje nudę. Zbyt duże wyzwanie albo takie, które wykracza poza nasze możliwości, wywołuje uczucie bezradności i depresję. Przepływu nie można osiągnąć bez popadnięcia we frustrację. Pasmo sukcesów, nieprzerwane żadną porażką, przegrupowaniem i wznowieniem prób, nie wywoła przepływu. Liczne nagrody, wysokie poczucie własnej wartości, pewność siebie i tryskanie energią nie wywołają przepływu. Uciszanie frustracji, przedwczesna walka z niepokojem i unikanie najtrudniejszych wyzwań uniemożliwiają osiągnięcie przepływu. Życie bez zmartwień, frustracji, współzawodnictwa i wyzwań nie jest dobrym życiem, ponieważ jest ono pozbawione przepływu.” Wreszcie zaletą negatywnych uczuć jest to, że uczą one walki z bezradnością. To przecież oczywiste, że „dziecko odniesie sukces – ale tylko wtedy, gdy będzie potrafiło podnieść się po każdej małej porażce i zacząć od nowa.” Dla rodziców jest w tym miejscu kolejna ważna wskazówka: „Gdy Twoje dziecko czuje się przygnębione, ma do wyboru tylko dwie taktyki: albo podejmie nową próbę i pozbędzie się negatywnych emocji, zmieniając całą sytuację, albo się podda i pozostawi sytuację bez zmian. Ta druga taktyka również prowadzi do wyeliminowania negatywnej emocji poprzez odsunięcie się od całej sytuacji. Pierwszą nazywam kontrolowaniem, a drugą – bezradnością.” I wniosek ostateczny z tego rozdziału: „Aby dziecko nauczyło się kontroli, musi poznać smak porażki – musi poczuć się źle i podjąć kolejne próby, aż nie odniesie sukcesu. Żadnego z tych kroków nie można pominąć. Porażka i negatywne emocje są niezbędne do tego, żeby osiągnąć ostateczny sukces i poprawić swoje samopoczucie. (…) W rzadkich przypadkach posiadanie wyjątkowego talentu albo zwykłego szczęścia może skrócić naszą drogę do sukcesu. Jednak zazwyczaj wytrwałość jest niezbędna do tego, żeby cokolwiek osiągnąć. (…) Kładąc nacisk na łatwe sukcesy, stworzyliśmy pokolenie, które gorzko przeżywa każdą najmniejszą porażkę.”
7.
„Czy Twoje dziecko jest optymistą, czy pesymistą”. Taki tytuł ma trzecia część „W małym ciele…”. W części tej Seligman występuje przeciwko twierdzeniu, jakoby pesymizm był tylko niegroźną pozą, która nie ma większego wpływu na świat wokół nas. „Niestety nie – stwierdza kategorycznie już na wstępie. – Zgłębiam to zagadnienie od dwudziestu lat. Ponad tysiąc badań przeprowadzonych na pięciuset tysiącach dzieci i dorosłych dowiodło, że pesymiści radzą sobie gorzej w życiu niż optymiści pod trzema względami: dużo częściej popadają w depresję, osiągają gorsze wyniki w szkole, na boisku sportowym i w pracy, a także mają większe problemy ze zdrowiem.” W dalszej części rozdziału Seligman opisuje style wyjaśniania, dając jednocześnie rodzicom, nauczycielom i trenerom ważną wskazówkę, jak należy krytykować dziecko. Po pierwsze należy wiedzieć i pamiętać, że dziecko uczy się od dorosłych stylu wyjaśniania. „Jeśli skarcisz dziecko za to, że jest leniwe – Seligman podaje przykład – a nie za to, że tym razem za mało się postarało, utwierdzasz je w przekonaniu, że nie tylko jest leniwe, ale również, że jego porażki są skutkiem trwałych i niezmiennych czynników.” Dlatego zawsze trzeba krytykować dziecko za pomocą optymistycznego stylu wyjaśniania. Czyli wskazując na lokalny i tymczasowy charakter problemu, podając tymczasowe i konkretne czynniki, przez co dziecko zaczyna dostrzegać szansę poprawienia tego, co nie wyszło.
8.
Są cztery główne źródła pesymizmu, ustalił Seligman. Warunki genetyczne, pesymizm rodziców, pesymistyczna krytyka doświadczana ze strony rodziców i innych ważnych dla dziecka postaci życia codziennego, a wreszcie doświadczanie porażek i, co może być zaskoczeniem, sukcesów. Kiedy już to wiemy, pojawić się muszą pytania: „Jak możemy interweniować?”, „Jak przekształcić pesymizm w optymizm?”, „Jak wzmocnić i zachować optymizm u dziecka?” Na uwarunkowania genetyczne nie można wiele poradzić. Ale już nad stylem wyjaśniania daje się pracować skutecznie. A to wystarczy, by wzbudzić w dziecku optymizm i dać mu poczucie kontroli – o czym też mówi część czwarta „W małym ciele…”. A konkretnie mówi on o Programie Prewencyjnym Uniwersytetu w Pensylwanii, mającym na celu opracowanie i sprawdzenie terapii, która uczyłaby dzieci i młodzież optymizmu. „Dwa główne komponenty Programu Prewencyjnego Uniwersytetu Pensylwanii – opowiada Seligman – dotyczyły umiejętności poznawczych oraz rozwiązywania problemów społecznych. Dostosowując te dwa fundamenty terapii poznawczej do poziomu zrozumienia uczniów podstawówki, próbowaliśmy przekonać dzieci, że myśli mają charakter zmienny, a ich sensowność nieraz można podważyć. Nie trzeba wierzyć w pierwszą myśl, która przyjdzie nam do głowy. (…) Dlatego pierwszym celem naszego projektu było nauczyć dzieci monitorować własne myśli.” By to osiągnąć, badacze wciągnęli dzieci do zabawy, wymyślając dwóch detektywów, znanego i świetnego Sherlocka Holmesa oraz jego marną kopię, Hemlocka Jonesa. Pokazując dzieciom, jak prawdziwy detektyw nie słucha pierwszych myśli, rozwiązując problem, uczyli je znajdywania lepszych, optymistycznych wyjaśnień tego, co się stało. Program, jak pisze Seligman, przyniósł wspaniałe efekty w zapobieganiu depresji uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych. Żeby jednak jego dobroczynne skutki dało się upowszechnić, potrzeba było programu zakrojonego na większą skalę. Potrzeba było, aby rodzice nauczyli się, jak pomóc dziecku. O tym, jak nauczyć dziecko głównych technik optymizmu, traktują kolejne cztery rozdziały.
9.
Pamiętaj: „Jeśli chcesz nauczyć swoje dziecko poznawczych umiejętności optymizmu, musisz najpierw zmienić własny sposób myślenia.” Jeżeli już to osiągniesz, możesz przystąpić do uczenia dziecka czterech podstawowych umiejętności optymizmu. Pierwszą techniką jest tzw. łapanie myśli. Czyli przyłapywanie się na myślach pesymistycznych, niekorzystnych, niepozwalających na rozwój i pójście dalej. Druga umiejętność to ocenianie tych automatycznych myśli, traktowanie ich jak hipotez, a nie pewników, z którymi nic się nie da zrobić. Trzecia umiejętność, jaką warto dziecku przekazać, polega na formułowaniu dokładniejszych wyjaśnień w momencie, gdy przydarzają nam się złe rzeczy, oraz na kwestionowaniu automatycznych myśli, co jest niejako cennym efektem ubocznym zastosowanej procedury. Wreszcie czwarta technika: dekatastrofizacja. To jest sprowadzanie efektów wydarzeń do właściwej miary, nie uleganie chęci widzenia skutków wydarzeń, choćby najtrudniejszych, w najciemniejszych barwach. Dekatastrofizacja przydaje się każdemu, kto lubi fantazjować o tym, jak to będzie strasznie, kiedy się coś nie uda. Owszem, może się i nie uda, w końcu nie wszystko w życiu się udaje – nie ma co jednak katastrofizować, nie warto. Lepiej dostrzec to, co jest, w sposób obiektywny, znajdując nie tylko złe, ale i dobre strony. Po opanowaniu przez dziecko tych podstawowych technik można przejść do uczenia go „modelu ABC” – terapii poznawczej opracowanej przez Alberta Ellisa i Aarona Becka, której skrót składa się ze słów: niepowodzenie (ang. adversity), przekonania (ang. beliefs) i konsekwencje (ang. consequences). Użycie tej techniki pozwala na przeciwstawienie się dwóm potężnym mechanizmom wspierającym pesymizm: samospełniającemu się proroctwu i stronniczej akceptacji dowodów, co Seligman pokazuje na przykładach.
10.
Kiedy dziecko zrozumie już powiązanie myśli i uczuć, można skupić się na najważniejszym aspekcie, czyli stylu wyjaśniania. Ponieważ jest to niezwykle ważne, Seligman radzi, by najpierw dorosły, który chce pomóc dziecku, nauczył się dobrze sam używania optymistycznego stylu wyjaśniania. Kiedy to już nastąpi, można wyjaśnić dziecku, że „tak jak ludzie mają określony styl ubierania, tak samo mają określony styl myślenia. Jeśli ktoś widzi same minusy w każdej sytuacji, to czuje się źle. Może to naprawić, szukając pozytywnych tron, które zrównoważą te minusy.” Kiedy dziecko nauczy się już odróżniać optymizm od pesymizmu, czemu w „W małym ciele…” służy szereg ćwiczeń i przykładów, można przejść do zagadnienia trafności i omówić dwie ważne kwestie. Po pierwsze: osobistą odpowiedzialność. Po drugie: zagadnienie „pustego optymizmu”, co wiąże się z przekazaniem dziecku informacji o tym, że bycie optymistą nie polega na stosowaniu afirmacji, lecz na podejmowaniu konkretnych działań w konkretnych, bywa że trudnych sytuacjach. Że de facto bardziej liczy się zachowywanie jak optymista, który walczy z przeciwnościami i nie poddaje się bezradności, niż myśleniu jak optymista i nicnierobieniu. To drugie zachowanie nie ma nic wspólnego z inteligentnym, elastycznym optymizmem.
11.
„Negatywne emocje – pisze Seligman w podsumowaniu książki – są częścią bogactwa świata. Zazwyczaj są to zdrowe reakcje, które budzą w nas chęć zrozumienia lub zmiany tego, co je wywołało.” Nie znaczy to jednak, że nie warto uczyć dzieci i siebie optymizmu. „Rzeczowy optymizm – argumentuje badacz – wyczula nas na przesadę, panikowanie i nihilizm, które ostatnio zastąpiły rozsądny dialog w życiu politycznym.” I nie tylko, jak łatwo zauważyć. Optymizm nie jest przy tym lekarstwem na wszystko – to także podkreśla Seligman. I dodaje: „Optymizm jest tylko narzędziem, ale ma on potężną moc. W połączeniu z silnymi wartościami i ambicjami umożliwia odnoszenie osobistych sukcesów, a także wspomaga walkę o sprawiedliwość społeczną.”
12.
UWAGA! Książka zawiera też testy i tabele umożliwiające pomiar optymizmu u dziecka oraz szereg ćwiczeń i plansz poglądowych, będących pomocą przy uczeniu dziecka optymizmu.
UWAGA! Książka „Optymistyczne dziecko” i „W małym ciele duży zuch” to ta sama książka, której tytuł oryginalny to „The optimistic child”. Po prostu jeden wydawca chciał być oryginalny.
Martin Seligman i współautorzy: Karen Reivich, Lisa Jaycox, Jane Gillham, „W małym ciele duży zuch. Skuteczny program zapobiegania depresji u dzieci”. Przeł. Joanna Sugiero, Helion 2010.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.