To bez wątpienia najłatwiejsza w lekturze książka Umberto Eco, co wcale nie znaczy, że najpłytsza. Problem, który tym razem wziął na warsztat słynny profesor Eco, jest problemem niezwykle istotnym i dotykającym każdego: chodzi o pamięć i wspominanie. A punktem wyjścia jest w tym przypadku oczywiście zapomnienie, czyli utrata pamieci. Oto antykwariusz z Mediolanu, Giambattista Bodoni, zwany Jambo, ma wypadek, zapada w śpiączkę i budzi się z niej nie pamiętając niczego. Jego umysł to jak gdyby tabliczka, na której wszystko, co było zapisane, trwa, ale pod warstwą pyłu czy kurzu, niewidoczne, trudne do odczytania. Musi liczyć na żonę, musi liczyć na przyjaciela z dzieciństwa i musi liczyć Bodoni na siebie, jeśli chce dowiedzieć się czegoś więcej o tym, kim był, zanim przytrafił mu się feralny wypadek. Taka jest sytuacja początkowa w „Tajemniczym płomieniu…”, powieści starającej się dociec, czym jest pamięć, czym są ludzkie wspomnienia, a w końcu, czym tak naprawdę jest i z czego składa się owo„ja”, które tak łatwo, tracąc wspomnienia, zniszczyć. Trzeba przyznać, że rzecz całą opowiada Eco po profesorsku, nie pozostawiając właściwie miejsca na przypadek. Ta książka daje się czytać sama, ale jeszcze lepiej czyta się ją mając w pamięci książki Eco i te, o których Eco pisał, bowiem autor „Wyspy dnia poprzedniego” na każdej stronie „Tajemniczego płomienia…” bawi się piętrzeniem odniesień, tworzeniem konstrukcji z cytatów, kryptocytatów i autocytatów, oraz takim budowaniem fabuły, by tylko w pierwszej lekturze wydawała się ona łatwa do ogarnięcia. Wszystko jest więc tu precyzyjnie obmyślane, nawet obsesja, motyw mgły, której Bodoni poświęcał znaczną część swych przemyśleń, do której opisu zbierał cytaty, która w końcu okazała się być tym stanem umysłu, w jakim zbudził się z powypadkowej śpiączki – nawet ten motyw, choć obsesyjny, nie jest niczym więcej niż częścią, jak to nazywa Bodoni, „papierowej pamięci”, to jeszcze jeden cytat, łatwo rozpoznawalny dla wszystkich, którzy w pamięci mają choćby szkic profesora Eco o Nervalu „Mgły Valois” z tomu „O literaturze”. I tak jest w tej pięknej książce ze wszystkim, wszystko jest tu z literatury i literaturą jest tu wszystko. Jednak ta literatura, począwszy od znalezionych na strychu komiksów o królowej Loanie, będących rzecz jasna Schulzowskim Autentykiem, pierwszym źródłem olśnienia Bodoniego, aż po „Przygody Artura Gordona Pyma” i inne arcydzieła literatury światowej, okazuje się czymś najbardziej żywym, czymś, bez czego życie nie tylko antykwariusza Bodoniego i jego twórcy, profesora Umberto Eco, byłoby, zapewne wiele osób zgodzi się z tą opinią, czymś niepełnym, może nawet nieludzkim. „Tajemniczy płomień królowej Loany” czyta się łatwo, ale tak łatwo jak się tę książkę czyta nie daje się jej zapomnieć. Może to nie jest arcydzieło w sensie ścisłym, może to nie jest strzał tak mocny jak „Imię róży”, na pewno jednak jest to powieść, która mówiąc o wymyślonym mediolańskim antykwariuszu, mówi w istocie o każdym, kto zechce poświecić temu dziełu trochę czasu.
Umberto Eco „Tajemniczy płomień królowej Loany. Powieść ilustrowana”, przeł. Krzysztof Żaboklicki, Noir sur Blanc, Warszawa 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.