W wierszu pt. „Sobowtór” Piotr Matywiecki (ur. 1943) pisze: „Chodzę po Warszawie. Trzymam fason majacząc. / Niedopałki, budowle, wspomnienia – odróżniają się / od surowej ziemi. Odróżniam się od siebie. Wolę snuć / między sobą a sobą wizje niejasne, niż umierać.” Ta wypowiedź wydaje mi się charakterystyczna dla postawy bohatera tomu „Ta chmura powraca”, bohatera – dodać należy – bardzo pieczołowicie konstruowanego przez poetę: trochę flaneura (niespiesznego przechodnia), trochę bacznego obserwatora miejskich sytuacji. Kogoś, kto po wejściu do metra umie np. natychmiast dokonać drobnej, ciekawej obserwacji: „Każde miasto ma w metrze inny przeciąg / w Warszawie to jest bezbarwny huk czasu / Tampon na długą ranę żeby się zagoiła.” („Metro”) Ale bohater wierszy Piotra Matywieckiego nie tylko spaceruje i oddaje się urokom kontemplacji miasta. On także stara się znaleźć punkt wspólny miedzy sobą a miastem, ten drobiazg, który łączy człowieka i kamień. Co znajduje bohater Matywieckiego? Prawdę o tym, że – jak pisze w „Legendzie”: „To miasto urąga sumieniu / ale kocham je, bo godzi się na moje istnienie.” Okazuje się więc, że to, co łączy człowieka i np. miasto, to istnienie, bycie. Ten łącznik jest bardzo ważny, ponieważ druga część książki Matywieckiego to niemal w całości poezja religijna. Zanim jednak do spraw wiecznych przejdzie napisze o sobie w „Autoportrecie”: „zobaczyć jedno: // żebym był prześwietlony / widzialny i niewidzialny, / każdy.” I wyzna w „Elegii”: „Porzucałem przyjaciół w dzieciństwie, / w młodości i w średnim wieku. / Dziecięca niechęć różni się od młodzieńczego wzburzenia, / a najgorsza jest złość stateczności. / A żal i strata – podobne.” Wiersze religijne w tomie Matywieckiego to przede wszystkim wyznania i poetyckie, dyskretne modlitwy. Wyznania są np. takie, jak w „Kuszeniu”: „Rzeczywistość jest rzeczywista, / bo aniołowie oczywiści / sprawiają, że widzę i rozumiem.” Lub takie, jak w wierszu „Msza”: „Klękam, zapominam o sobie.” A modlitwy czy też quasi-modlitwy przyjmują czasem tak niezwykły wyraz, jak np. w wierszu o wymarłym gatunku gołębia „Dront na Maskarenach”: „Jestem duchem. Ale czy Twoim, Boże? Czy ludzkim? / Ludzie wyżerają czerń moich liter z encyklopedii. / Jestem duchem nijakim – ale jestem…” Ten problem – istnienie – musi być dla Matywieckiego bardzo ważny, skoro w wierszu „Istota” pisze, jakby rzucał zaklęcie: „Byłem i będę rzeczywisty.” Musi to robić, musi Matywiecki zaklinać rzeczywistość, ponieważ cały czas niepokoi go, że mogłoby stać się z nim to, co z Drontem lub, co przytrafiło się niejakiemu Ćwikilńskiemu, autorowi zapomnianej dziś książki z początku zeszłego wieku. Ów Ćwikiliński, jak żartobliwie, ale i także z lękiem piesze Matywiecki w wierszu pt. „Ćwikliński” istniał: „Autorstwem nicości / nakładem świata”. Być może stąd tak silna potrzeba zakorzenienia się w wierze. O czym pisze Matywiecki w licznych wierszach. Np. w „Nawróceniu”: „Budując chrześcijański dom, / do fundamentów wkładano Ewangelię. / Cokolwiek miało dziać się z mieszkańcami / dom stał na Słowie.” Bądź w wierszu bez tytułu, gdzie zastanawia się, „Jaki będzie kolor zmartwychwstania?” Ciekawie brzmi puenta tego liryku: „(…) to będzie / kolor zmartwychwstały / każdego spojrzenia / w oczy.” Obok wierszy o mieście, Bogu i sobie samym, są w tym tomie utwory o zachwycie światem takim, jaki jest i jaki można sobie wyobrazić. Z tych tekstów mnie najbardziej przypadł do gustu tekst, w którym Matywiecki pisze: „Dzień jak kopalnia bursztynu / podziemna, przejrzysta, niewidzialna, słoneczna. // (…) // Tu chciałbym przebywać. I przebyć.” I tytułowy: „Ta chmura powraca co roku – / została żebraczką proszącą o czyjeś oczy. / Nikt jej nie widzi.” To na pewno najlepsza z dotychczasowych książek Piotra Matywieckiego i jeden z ważniejszych tomów poetyckich tego roku.
Piotr Matywiecki, „Ta chmura powraca”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.