Siedem wierszy jest w arkuszu „Durak” Piotra Macierzyńskiego i są to wiersze przeważnie bardzo dobre. Wiersze bardzo dobre mają to do siebie, że stanowią pewne skończone całości, w których słowa są tak ułożone po sobie, że nie ma potrzeby tych ułożeń poprawiać. Tak jest w otwierającym arkusz Macierzyńskiego liryku bez tytułu i tak jest w innych jego lirykach. Ten bez tytułu wygląda tak: „Justyna poszła do spowiedzi bo została matka / chrzestna Szymona któremu podniosła się temperatura / przed przyjęciem sakramentu / Justyna powiedziała księdzu żałuję / że kochałam się z Macierzyńskim / bez sakramentów za to z prezerwatywą / że całowałam się z nim z języczkiem / że godziłam się na oral i połykanie spermy / i chociaż było w tym wiele miłości / to przecież niczego nie usprawiedliwia”. Macierzyński ma swój styl. Widać to coraz wyraźniej. Rzecz nawet nie w tym, że cokolwiek by nie napisał można spodziewać się, że uczyni bohaterem „Justynę” albo „Macierzyńskiego” i ona, „Justyna”, będzie wielką, niespełnioną miłością, a on, „Macierzyński” będzie niczym trubadur skarżący się to na jej obojętność, to na jej niewrażliwość, rzecz nawet nie w tym, że ta dama i ten ten trubadur szydzący ze swoich uczuć, które w starciu z rzeczywistością przybierają wymiary groteskowe i tragikomiczne stają się coraz wyraźniejszymi figurami w poezji Piotra Macierzyńskiego – wszystko to jest znacznie bardziej skomplikowane i jestem pewien, że niebawem ktoś bardziej uczony ode mnie zajmie się tym po akademicku, ja tylko sygnalizuję problem. Mnie Macierzyński swoim lirycznym indywidualizmem, egotyzmem i postawą prześmiewcy wzniosłości trochę wzrusza, trochę bawi i nigdy nie nudzi, co samo w sobie powinno być już wystarczającą rekomendacją. Tak, Macierzyński jest kimś, kogo tomiki powinno się w księgarniach dodawać gratis do książek z wierszami Stachury, Poświatowskiej, Jonasza Kofty i tym podobnych liryków, by ci czytelnicy, którzy lubią kończyć lekturę z sercem spuchniętym od poczucia prawdy, dobra i piękna zaznali igły przekuwającej balon ich osobistych iluzji. Macierzyński jest jednym z tych autorów lirycznych, którzy, jak można przypuszczać, dobrze, uważnie i z pokorą przeczytali esej „Przeciw poetom” Witolda Gombrowicza. Dlatego jego poezja to nie jest cukier zbyt słodki, masło zbyt maślane, krupy zbyt krupne… A siedem wierzy z „Duraka” to nie jest estetyzm nadmiernie estetyczny, liryzm zbyt liryczny, metafora natrętnie metaforyczna czy poetyckość bez umiaru poetycka. I to jest tej poezji wartość i dlatego warto lirykę Macierzyńskiego czytać.
Piotr Macierzyński, „Durak”, „Kontrapunkty”, seria pod redakcją Pawła Lekszyckiego (arkusz 29), Młodzieżowy Ośrodek Pracy Twórczej, Dąbrowa Górnicza 2005.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.