Szalenie dowcipny, czasem w najlepszym tego słowa znaczeniu rubaszny, a miejscami nawet subtelnie liryczny jest opis Poziomu Minus Jeden, czyli piekła w „Czerwonych oczach” Jerzego Nowosada. Ale to nie jedyne zalety tej książki. Ta historia młodej pary, Anny i Kamila, którzy w przeddzień ślubu zginęli w wypadku samochodowym i trafili w podziemne zaświaty, gdzie czekała na nich pokaźna ilość przygód i niespodzianek, jest tak bezpretensjonalna i lekka, że łatwo można pomyśleć, iż nic w niej poza tą lekkością i bezpretensjonalnością w niej nie ma. A to błąd, ponieważ wszystko tutaj jest bardzo ładnie ze wszystkim powiązane i kiedy przyjrzeć się tej opowiastce lepiej, widać wyraźnie sieć subtelnych aluzji literackich, mnogość kulturowych odniesień, a nawet pewną ilość swego rodzaju moralnych pouczeń, których autor w dobrej wierze nie poskąpił swoim potencjalnym czytelnikom. Tak, „Czerwone oczy” to nie tylko ciąg zmyślnych anegdot, farsowych przygód i gagów wyciskających łzy z oczu. Choć proza Nowosada opiera się w gruncie rzeczy na niezwykle prostych pomysłach, autor ten wie bardzo dobrze, jak sprawić, by te proste pomysły odżyły w narracji, tworząc klimat dziełka tyleż zabawnego, co frapującego. Trzeba więc zwrócić uwagę na kreacje piekła – nietypową, całkiem inną od popularnych wyobrażeń. Warto poznać też lepiej bohaterów powieści Nowosada – ich kreacje są naprawdę pierwszorzędne. Na przykład Boruta Łęczycki, wicegubernator Terytorium Sekcji Polskiej Poziomu Minus Jeden, pięknie wystylizowany wedle najlepszych wzorów demonologii ludowej. Albo taki Buldo Kowolek, stale narażający skórę diabeł stróż, jeśli tak można powiedzieć, od początku powieści opiekujący się parą pechowych narzeczonych. Czy poeta Pepe (skrót od: pijany poeta), tutejszy zaświatowy, było nie było, Wergili, a przy tym karciany szuler i sentymentalny do szpiku kości alkoholik. Nie mówiąc już o wszystkich postaciach drugiego planu, też świetnie odmalowanych, zabawnych i poruszających. Zaiste, piękną galerię typów i kawał porządnej literatury lżejszego kalibru sprezentował czytelnikom Jerzy Nowosad. Który, na marginesie mówiąc, nawet nie bardzo kryje się z tym, że w „Czerwonych oczach” zależało mu również na ukazaniu szeregu polskich wad, przywar i obsesji narodowych. Z mistycznym i romantycznym, najsłynniejszym Mickiewiczowski „czterdzieści i cztery” na czele, które… Kto chciałby wiedzieć, niech sięgnie.
Jerzy Nowosad, „Czerwone oczy”, Fabryka słów, Lublin 2006.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.