Dziś ludzie też noszą w sobie splot wstydu i bezradności.
Nie wiedząc, co było pierwsze; wiedząc, że arcyludzkie
Przeżyją ich te uczucia; być może, że tylko to pewne.
Zakładam, że wiem o nich mało, dlatego to, co tu piszę,
Nie może być niczym więcej niż ciągiem przypuszczeń i wahań.
Ich życie to trochę wspomnień – i przykrych, i ekstatycznych.
Ich rozpacz nie może być głębsza, od dawna szoruje już brzuchem
Po dnie kamienistym i zimnym. Nie mówić im nic o miłości.
Ocalić ich może życzliwość, lecz wpierw muszą zdobyć się na nią.
Dostrzegam brak większych różnic, gdyż wielu by mogło powiedzieć:
„Budzę się późno i przejść się wychodzę
I taką rozrywką staram się ukoić” –
Jak dwa tysiące lat temu wędrujący Chińczyk,
Który dodawał zwięźle, ćwicząc się w dokładności:
„Lecz przybity cierpieniem znów ciężko oddycham.
Gniew dech mi zapiera, ale nie przechodzi.”
Też budzę się późno, wstaję i odmykam,
Słysząc znajomy szelest, okryte kurzem żaluzje:
Warstwa szronu na szybie po nocy spokojnej
Topnieje, gdy zbliżam usta do lodowatego błękitu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.