1.
Szczęście. Jedynie ono, jak zauważył Arystoteles, nie służy osiągnięciu czegoś innego. Szczęścia – czytamy w „Etyce nikomachejskiej” – pragniemy dla niego samego. Lecz jeśli szczęście naprawdę jest istotą życia, cóż o nim wiemy? I czy wiemy, że tak naprawdę szczęście nie jest jedynym wartym uwagi uczuciem? Prawdę mówiąc, zapewnia Mihaly Csikszentmihalyi, jeśli komuś naprawdę zależy na poprawie jakości własnego życia, niech lepiej nie zaczyna od poszukiwania szczęścia. Kim jest ów Mihaly Csikszentmihalyi? Otóż jest to obecnie bodaj najbardziej wpływowe nazwisko wśród badaczy szczęścia. Inni, jak Daniel Nettle (autor pracy pt. „Szczęście sposobem naukowym wyłożone”), Jonathan Haidt („Szczęście. Od mądrości starożytnych po koncepcje współczesne”), Paolo Legrenzi („Jak być szczęśliwym”), Ed Diener i Robert Biswas-Diener („Szczęście. Odkrywanie bogactwa psychicznego”), M.E.P. Seligman („Prawdziwe szczęście. Psychologia pozytywna a urzeczywistnienie naszych możliwości trwałego spełnienia”), czy Tal Ben-Shahar („W stronę szczęścia”), by wymienić tylko niektóre, popularne nazwiska i tytuły – odwołują się wprost lub pośrednio do prac Csikszentmihalyi’ego, polemizują z nim, bądź też traktują – nie mają wyjścia – jako istotny punkt odniesienia dla własnych, konkurencyjnych teorii. Mihaly Csikszentmihalyi jawi się zatem jako „silny poeta” (w sensie nadanym temu sformułowaniu przez Richarda Rorty’ego w „Przygodności, ironii, solidarności”), czyli taki oryginalny twórca, który zdolny był narzucić swój system myślenia, a zarazem stworzył dla tego systemu wpływowy słownik, którym inni chcą posługiwać się, ilekroć mówią na temat tego, czym się zajmował. Csikszentmihalyi stworzył taki system i taki słownik dla szczęścia i szczęście dało się opowiedzieć jego metaforami w sposób nowatorski, klarowny i, co najważniejsze, zdolny pobudzić każdego do własnych poszukiwań. W tym artykule postaram się przedstawić główne punkty koncepcji Mihaly’a Csikszentmihalyi’ego, posługując się w znacznej mierze fragmentami obu jego wydanych po polsku prac, wtrącenia własne traktując często jedynie jako łącznik między jedną a drugą myślą badacza. Cel mój jest zbieżny z celem „Przepływu”, głównej książki Csikszentmihalyi’ego. Chodzi o zbadanie metod, dzięki którym, jak uważa autor „Przepływu”, nawet rutynowe zajęcia mogą zostać przekształcone w znaczące wydarzenia, dostarczające nam doświadczeń optymalnych. Chodzi więc o opowiedzenie metody, która użyta w codziennym życiu w możliwie dużym stopniu gwarantowałaby szczęście.
2.
Wszystko zaczęło się od odkrycia, które sam Csikszentmihalyi ujmuje w cudzysłów, mając świadomość, że każdy mógłby „odkryć” to samo, gdyby chwilę nad szczęściem pomyślał. „Odkryłem” – opowiada Csikszentmihalyi w „Przepływie” – że szczęście nie jest czymś, co się wydarza. Nie jest wynikiem uśmiechu losu ani dziełem przypadku. Nie można go kupić za pieniądze ani uzyskać dzięki władzy. Nie zależy od wydarzeń zewnętrznych, ale raczej od naszej ich interpretacji. Szczęście jest stanem, do którego należy się przygotować, a gdy się go osiągnie, trzeba go starannie kultywować. Każdy z nas musi bronić własnego szczęścia. Ludzie, którzy posiądą umiejętność kontrolowania wewnętrznych doświadczeń, będą w stanie sami decydować o jakości swojego życia – a to jest stanem najbliższym szczęściu, jaki możemy osiągnąć. – W tym miejscu sprawa wydaje się prosta i oczywista, warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden, utrudniający badanie, aspekt szczęścia. Otóż, co każdy stwierdzić może na przykładzie własnego życia, szczęścia nie znajdziemy, poszukując go w sposób świadomy. „Zadaj sobie pytanie, czy jesteś szczęśliwy – pisał John Stuart Mill, cytowany w „Przepływie” – i natychmiast przestaniesz nim być”. Na tym etapie myślenia o szczęściu konkluzja psychologa sprowadzała się zatem do twierdzenia, że nie sposób znaleźć szczęście, poszukując właśnie jego. Ale – i to było odkrycie niezwykle stymulujące – jest szczęście możliwe do uzyskania przez całkowite zaangażowanie we własne życie, w każdy jego najdrobniejszy szczegół, dobry czy zły. Pytanie: jak osiągnąć takie zaangażowanie? Jak żyć, aby osiągnąć szczęście (zadowolenie, satysfakcję, spełnienie)? Trzy założenia leżą u podstaw koncepcji Csikszentmihalyi’ego. Pierwsze, że prorokom, poetom i filozofom udało się na przestrzeni wieków zgromadzić prawdy o doniosłym znaczeniu dla naszego przetrwania, rozwoju i szczęścia. Drugie założenie głosi, że nauka dostarcza obecnie wiedzy najważniejszej dla ludzkości, musimy więc, badając szczęście, posiłkować się na ile to możliwe metodami naukowymi. Trzecie wreszcie założenie sprowadza się do twierdzenia, że jeśli pragniemy zrozumieć, na czym polega prawdziwe „życie”, powinniśmy wsłuchać się w głosy przeszłości i zintegrować ich przesłanie z wiedzą, jaką stopniowo dzięki nauce gromadzimy. A co to jest „życie” według twórcy teorii „przepływu”?„Życie” jest – pisze Csikszentmihalyi w „Uroku codzienności” – wszystkim, czego doświadczamy od świtu do zmierzchu, siedem dni w tygodniu, przez – jeśli dopisze nam szczęście – jakieś siedemdziesiąt lat, a nawet dłużej, jeśli szczęście dopisze nam naprawdę.
3.
Za pierwszymi obserwacjami i odkryciami Csikszentmihalyi’ego, który ponad dwadzieścia lat badał zagadnienie szczęścia nim wystąpił z wnioskami, poszły kolejne. Oto nietrudno zauważyć, że chociaż szczęście nie jest dostępne na zawołanie, to jednak – jak czytamy w „Przepływie” – wszyscy przeżywamy takie chwile, w których – zamiast ulegania anonimowym siłom – czujemy, że kontrolujemy nasze działania, że jesteśmy panami swojego losu. W tych rzadkich momentach odczuwamy uniesienie, uskrzydlenie (tak niektórzy tłumaczą angielskie flow), głębokie zadowolenie, które przechowujemy w sobie przez długi czas i które w naszej pamięci staje się miarą tego, jakie powinno być nasze życie. Są to bez wątpienia – zauważa Csikszentmihalyi – chwile najlepsze, zawierające najwięcej i ofiarujące nam najwięcej, a uznajemy je za takie, ponieważ ciało lub umysł napięte są w nich do ostatecznych granic, w dobrowolnym wysiłku, by wykonać coś trudnego i wartościowego. Tak więc – taka była kolejna konkluzja badacza – optymalne doświadczenie jest czymś, co sami stwarzamy. Skupiając się na tych wcale nie takich rzadkich stanach, z opowieści o tym, jak się czują podczas wykonywania swoich zajęć artyści, muzycy, sportowcy, oraz wszyscy, którzy zajmują się tym, co lubią i czemu oddają się z pasją, wypracował Csikszentmihalyi teorię optymalnego doświadczenia. A właściwie więcej niż „teorię” – filozofię życia opartą na koncepcji „przepływu”. Tego stanu, kiedy człowiek jest tak pogrążony w swoim zajęciu, że nic innego nie ma znaczenia. Owa filozofia życia i jej propagowanie stały się idee fixe Csikszentmihalyi’ego, z czego obecnie korzystają nie tylko psychologowie, lecz także filozofowie, menedżerowie, sportowcy, artyści, a przede wszystkim zwykli ludzie, poruszeni prostotą, elegancją i skutecznością nowego spojrzenia na szczęście.
4.
Dobrze, ktoś powie, skoro to takie proste, eleganckie i skuteczne wytłumaczenie, czym jest szczęście, czemu tak mało poczyniliśmy postępów, jako gatunek, w byciu szczęśliwymi? Także Csikszentmihalyi pytał, jak to jest, że ludzie wiedzą od tysięcy lat, co jest potrzebne, by stać się wolnymi i kontrolować własne życie, wiedzą z rozmaitych źródeł – od Arystotelesa przez starożytnych Rzymian, aż do święcącego dziś tryumfy buddyzmu, oferującego techniki prowadzące do wyzwolenia – i tak niewiele z tej wiedzy wynika. Dlaczego – pytał – jesteśmy tak samo lub bardziej nawet bezradni niż nasi przodkowie w obliczu chaosu, który przeszkadza nam w byciu szczęśliwym? Odpowiedź okazała się prosta. Istnieją, czytamy w „Przepływie”, przynajmniej dwa wyjaśnienia naszej porażki. Przede wszystkim wiedza lub mądrość, jaka jest konieczna do uwolnienia świadomości, nie kumuluje się. Wiedza, jaka jest trwała i jako taka jedynie dla naszego życia ważna, jest czymś, co każdy zdobywa latami, metodą prób i błędów. Po drugie, wiedza o tym, jak kontrolować świadomość, zmienia się wraz ze zmianami kontekstu kulturowego – inaczej zatem, z grubsza rzecz ujmując, będą wyglądać poszukiwania szczęścia w wykonaniu człowieka Zachodu, inaczej Wschodu. Poza tym, istotnym i zarazem negatywnym biegunem doświadczenia optymalnego jest biorąca się z umysłowego zamętu entropia psychiczna. Ma ona na nasze życie mentalne wielki wpływ, ponieważ – z czego wiele osób nie zdaje sobie sprawy – chaos w umyśle to norma. W rzeczywistości – pisze Csikszentmihalyi – osiągnięcie uporządkowanego stanu umysłu nie jest tak łatwe, jak się wydaje. W przeciwieństwie do naszych wyobrażeń, normalnym stanem umysłu jest chaos. Bez odpowiedniego treningu i znalezienia obiektu w świecie zewnętrznym, na którym można koncentrować uwagę, ludzie nie są w stanie skupić myśli na okres dłuższy niż kilka minut. Łatwiej to zrozumieć komuś, kto miał do czynienia z formami medytacji, każdy jednak może przekonać się, jaki bałagan panuje w jego umyśle, jeśli tylko znajdzie się sam w cichym miejscu, gdzie nie będzie atakowany bodźcami z zewnątrz. Wystarczy usiąść na moment i poobserwować własne myśli, jak tłoczą się bez ładu i składu, bez hierarchii i sensu – tak wygląda codzienna, mentalna entropia, tak wyglądają procesy mentalne każdego, kto nie potrafi kontrolować swojego umysłu. A mało kto to potrafi.
5.
Wracając do szczęścia i przepływu. Doprawdy – to westchnienie z „Uroku codzienności”, kolejnej już książki Csikszentmihalyi’ego – nieczęsto odczuwamy błogość wynikającą z tego, że serce, wola i umysł pozostają ze sobą w zgodzie. Porządek w świadomości, uważa badacz, równa się przepływ. Zatem przepływ to efekt porządku w świadomości. Jak jednak uzyskać porządek w umyśle, w którym króluje chaos i który z chaosem musi sobie radzić? Po pierwsze – taką radę daje Csikszentmihalyi – musimy zdać sobie sprawę, że aby móc prowadzić jakiekolwiek operacje psychiczne, trzeba posiąść umiejętność koncentrowania uwagi. Bez niej, co już wiemy, świadomość znajduje się w stanie chaosu. Bałagan informacyjny to naturalny stan umysłu: jedna przypadkowa myśl goni drugą, zamiast układać się w logicznie powiązane ciągi. Zatem bez umiejętności koncentracji niemożliwe jest inwestowanie wysiłku, bo myśli rozsypią się, nie prowadząc do żadnych wniosków. Po drugie, warto, byśmy sami dokonali małego odkrycia. Czyż nie jest tak, że kiedy działamy „na pełnych obrotach”, wszystko, co robimy, wydaje się warte zachodu i – jak czytamy w „Uroku codzienności” – sensu nabiera życie dla samego życia? W harmonijnym skoncentrowaniu energii fizycznej i psychicznej – pisze Csikszentmihalyi – życie zaczyna jawić się nam wreszcie w swej pełnej krasie. I raczej to głębokie zaangażowanie, będące nierozłączną cechą uczucia przepływu, nie zaś szczęście, jest czymś, co decyduje o pięknym życiu. Kiedy doznajemy tego uczucia, nie czujemy się szczęśliwi, bo żeby poczuć szczęście musielibyśmy skoncentrować się na naszym stanie wewnętrznym, a to odciągnęłoby naszą uwagę od wykonywanego zadania. Gdyby alpinista – to jeden z ulubionych przykładów Csikszentmihalyi’ego – pokonując trudny odcinek trasy, zrobił sobie przerwę we wspinaczce, by dać się ponieść szczęściu, naraziłby się na odpadnięcie od ściany. A zatem, dopiero kiedy zadanie jest zakończone – czytamy w konkluzji – przychodzi czas na luksus obejrzenia się za siebie i dopiero wtedy ogarnia nas fala wdzięczności za to, że dane nam było czegoś takiego doświadczyć. To jest też moment, kiedy czujemy się szczęśliwi. Można być jednak szczęśliwym – zauważa badacz – nie doświadczając uczucia przepływu. To prostsze szczęście, nierozwijające, mające źródło w przyjemności. Szczęście wyższe, rozwijające, jest zawsze wynikiem doświadczenia uczucia przepływu i jest w znacznym stopniu naszą własną zasługą. Ten rodzaj szczęścia prowadzi do komplikowania się struktur świadomości, czyli do jej rozwoju.
6.
Szczęście i rozwój? Czyli szczęście i praca nad sobą? A więc nie chodzi o błogie spoczywanie na laurach, relaks, odpoczynek, przyjemnostki i dolce far niente? Nie, nie chodzi. Przynajmniej w koncepcji Csikszentmihalyi’ego, która w tym miejscu intrygująco koresponduje z wielopoziomową teorią zdrowia psychicznego Kazimierza Dąbrowskiego, twórcy koncepcji dezintegracji pozytywnej. Mihaly Csikszentmihalyi w subtelny sposób koresponduje, sam jednak nie wikła się w budowanie teorii piętrowej. Amerykański uczony sprowadza wszystko do odkrycia czegoś, co nazywa jaźnią złożoną i rozwijającą się. Złożoność, będąca cechą dodatnią jest – jak pisze w „Uroku codzienności” – wynikiem dwóch procesów psychologicznych – różnicowania i integracji. Różnicowanie oznacza ruch w kierunku unikalności, oddzielanie siebie od innych. Integracja oznacza proces przeciwny – jedność z innymi ludźmi, z ideami oraz istnieniami wykraczającymi poza jaźń. Jaźń złożona to taka, która potrafi łączyć te dwie przeciwstawne tendencje. W tym miejscu przypomina się także Richard Rorty z jego podziałem potrzeb jednostki na potrzebę autokreacji, czyli tworzenia siebie unikalnego, niepodobnego do innych, oraz potrzebę afiliacji, a więc przyłączenia do społeczeństwa. Kto ciekaw, jak daleko sięgają podobieństwa, może zajrzeć do „Uroku codzienności” oraz „Przygodności, ironii, solidarności”.
7.
Mamy zatem koncepcję jaźni złożonej i rozwijającej się. Co jednak wpływa na rozwój i złożoność? Jeśli miałoby nas rozwijać szczęście, jeśli miałaby nas dobrze i na bogato kształtować błogość, to powinny nam sprzyjać przyjemności, przyjemnostki, wszystko to, co relaksujące i miłe. Otóż – to miejsce uważam za istotny punkt koncepcji Csikszentmihalyi’ego – wcale nie chodzi o przyjemności. Co więcej, musimy, jeśli naprawdę zależy nam na własnym szczęściu i rozwoju, nauczyć się odróżniać rzeczy i sytuacje dostarczające nam przyjemności, od tych, które dostarczają nam wysokokalorycznej i jedynie rozwijającej satysfakcji. Przyjemność – pisze Csikszentmihalyi – to uczucie zadowolenia, jakie osiągamy, kiedy informacje w świadomości mówią nam, że spełnione zostały oczekiwania, narzucone nam przez program biologiczny lub warunki społeczne. Przyjemność – dodaje – jest istotnym składnikiem jakości życia, ale sama w sobie nie daje szczęścia. Przyjemność – tak brzmi konkluzja – stabilizuje umysł, ale nie przyczynia się do naszego rozwoju. Co innego wydarzenia satysfakcjonujące. Wydarzenia satysfakcjonujące definiuje Csikszentmihalyi jako takie, w których nie tylko realizujemy oczekiwania czy potrzeby, ale dzięki którym wykraczamy poza to, co zaplanowane i osiągamy coś nieoczekiwanego. Coś, czego nie spodziewaliśmy się wcześniej. Satysfakcję – pisze Csikszentmihalyi – charakteryzuje ruch naprzód: poczucie nowości, osiągnięcia. Wiemy – pisze – iż zmieniamy się po satysfakcjonującym doświadczeniu, że nasza jaźń się rozwija. W pewnym sensie, w wyniku takich doświadczeń stajemy się ludźmi o bardziej złożonej osobowości. Jaki stąd wniosek? Dla autora „Przepływu” jednoznaczny: osiągnięcie złożoności wymaga inwestowania energii psychicznej w nowe cele, które stanowią wyzwanie. Proszę zwrócić uwagę na słownik tego zdania. Oto jego główne terminy: inwestowanie, energia psychiczna, cele, wyzwanie. A w efekcie: złożoność. Czyli przepływ. Oraz, być może, szczęście.
8.
Według Csikszentmihalyi’ego jest osiem składników satysfakcji. Po pierwsze, stwierdza Csikszentmihalyi, doświadczenie to na ogół występuje, kiedy zabieramy się do zadań, które mamy szansę ukończyć. Po drugie, dodaje, musimy być w stanie skoncentrować się na swoich czynnościach. Po trzecie i po czwarte, koncentracja jest na ogół możliwa, gdy zadanie wyznacza jasne cele i dostarcza natychmiastowej informacji zwrotnej. Po piąte – ta uwaga psychologa nie zdziwi nikogo, kto ma jakąś pasję – należy działać w stanie głębokiego, lecz nie wymagającego wysiłku zaangażowania, eliminującego ze świadomości problemy i niepokoje codziennego życia. Po szóste – na ten efekt zwróci uwagę psycholog, ale już niekoniecznie ktoś spoza dziedziny, a jest to niezwykle istotne – doświadczenia sprawiające satysfakcję dają jednocześnie poczucie kontrolowania własnych działań. Po siódme – znają to sportowcy, artyści i wszyscy, którzy umieją się skoncentrować – znika niepokój i zastanawianie się nad sobą. Równocześnie, po doświadczeniu przepływu zyskuje się niezwykle silne poczucie jaźni. Wreszcie – punkt ósmy – zmienia się poczucie czasu – godziny mijają jak minuty, te zaś mogą rozciągać się na całe godziny. Połączenie tych wszystkich elementów – puentuje Csikszentmihalyi – wywołuje poczucie głębokiej satysfakcji, które jest tak wspaniałe, że ludzie uważają, iż warto poświęcić wiele energii tylko po to, by go doświadczyć. Czasowe zapomnienie o tym, kim jesteśmy, wydaje się sprawiać nam ogromną satysfakcję. Wynika stąd, że kiedy nie jesteśmy zajęci rozmyślaniem o sobie, możemy rozszerzyć własne pojęcie siebie. Utrata samoświadomości może – w sytuacjach ekstremalnych – doprowadzić do autotranscendencji, możemy doświadczyć uczucia, że przesunęliśmy dalej granice własnej istoty. W tym miejscu Csikszentmihalyi mógłby zacytować któregoś z mistyków, książki jego są jednak programowo świeckie, dalekie od metafizyki.
9.
Osobowość autoteliczna. Kolejne pojęcie wprowadzone przez Csikszentmihalyi’ego. Mianem osobowości autotelicznej – czytamy w „Uroku codzienności” – określa się kogoś, kto rozmaite zadania wykonuje właśnie dla nich samych, nie zaś po to, aby osiągnąć jakieś odległe, zewnętrzne cele. Nikt nie jest, oczywiście, osobowością w pełni autoteliczną, ponieważ wszyscy musimy – czy to z poczucia obowiązku czy z konieczności – wykonywać pewne czynności, nawet jeśli nie mamy na nie ochoty. Istnieje jednak pewna gradacja – od ludzi, którzy niemal nigdy nie mają poczucia, iż wykonywane przez nich czynności są warte zachodu dla samych siebie, po takich, którzy są przekonani, iż niemal wszystko, czego dotkną, ma swoją wagę i wartość. Tych drugich Csikszentmihalyi określa mianem „osobowości autotelicznych”. Jakie są zalety bycia autotelicznym? Ludzie autoteliczni – twierdzi autor „Przepływu” – cieszą się większą autonomią i niezależnością, ponieważ nie można nimi łatwo manipulować za pomocą gróźb czy obietnic. Jednocześnie, zanurzeni w sam nurt życia, bardziej niż inni angażują się w otaczającą ich rzeczywistość. Słowa Csikszentmihalyi’ego brzmią jak bajka, trzeba mieć jednak świadomość, że bycie osobowością autoteliczną nie jest równoznaczne z byciem osobą szczęśliwą. Usatysfakcjonowaną – tak. Spełniającą się w pracy i życiu – tak. Lecz niekoniecznie szczęśliwą. Sam Csikszentmihalyi widzi to w ten sposób, że osoby autoteliczne niekoniecznie są szczęśliwsze od innych, lecz angażują się w bardziej złożone działania i dzięki temu osiągają lepsze samopoczucie. Zwraca też uwagę, że aby mieć udane życie, nie wystarczy „czuć się szczęśliwym”. Rzecz w tym – pisze – by mieć poczucie szczęścia podczas wykonywania czynności, które wymagają mobilizacji wszystkich naszych umiejętności, sprzyjają naszemu rozwojowi i wykorzystaniu naszych możliwości. Taki stan, co ważne, możliwy jest w dużej mierze dzięki temu, że człowiek o osobowości autotelicznej mniej przejmuje się sobą samym, dzięki czemu ma więcej energii psychicznej, by doświadczać życia. Dla każdego człowieka, zauważa na marginesie Csikszentmihalyi, główną przeszkodą na drodze ku udanemu życiu jest on sam. Charakterystyczna i potwierdzająca tę obserwację jest wypowiedź pewnego pisarza, który zapytany o to, co uważa za największą przeszkodę, jaką musiał pokonać na drodze do kariery, powiedział, że była to głównie taka „byle jaka” strona jego samego: próżność, duma, poczucie zasługiwania na coś więcej, skłonność do porównywania się z innymi ludźmi. Csikszentmihalyi cytuje tę wypowiedź, po czym w dalszej części wywodu udziela, jak to nazywa, buddyjskiej rady, jak postępować: „Działaj zawsze tak, jakby od tego, co robisz, zależała przyszłość Wszechświata, śmiejąc się jednocześnie z siebie za tę zuchwałą myśl, że cokolwiek uczynisz, może mieć jakiekolwiek znaczenie.” Komentarz Csikszentmihalyi’ego: Przy takim podejściu do życia nie trzeba wcale wygrywać, by czuć się zadowolonym; wysiłek na rzecz utrzymania porządku we Wszechświecie jest sam w sobie nagrodą, bez względu na skutki.
10.
Osobowość autoteliczna, jak można się domyślić, doświadcza życia, a zwłaszcza tych jego aspektów, które są częścią życiowej pasji, czy, jak mówi Csikszentmihalyi, które są „tematami życia” danej osoby – inaczej niż większość. Dlatego o doświadczeniu kogoś takiego Csikszentmihalyi mówi jako o doświadczeniu autotelicznym, nazywając je również – optymalnym. Główną cechą doświadczenia optymalnego – czytamy w „Przepływie” – jest to, że jest ono celem samo dla siebie. Nawet jeżeli podjęliśmy jakąś czynność początkowo dla innego powodu, kiedy wciągamy się w nią, zostajemy faktycznie nagrodzeni. W innym miejscu Csikszentmihalyi dodaje, że doświadczenie autoteliczne – lub przepływ – przenosi nasze życie na wyższy poziom. Wyobcowanie ustępuje zaangażowaniu, satysfakcja zajmuje miejsce nudy, bezradność zamienia się w poczucie kontrolowania sytuacji, a energia psychiczna wzmacnia jaźń, zamiast być marnowaną na realizację celów zewnętrznych. Kiedy doświadczenie przynosi nam korzyści, życie w czasie teraźniejszym zyskuje uzasadnienie, nie będąc już uzależnione od przyszłych celów. Dla takich chwil chcemy żyć, takiego życia pragniemy doświadczać. Jednak by było to możliwe, konieczne jest wydatkowanie energii, skoncentrowanie się, a przede wszystkim – podjęcie konkretnych działań, chęć dokonania czegoś, stawianie przed sobą zadań. Kiedy decydujemy się skupić uwagę na jakimś zadaniu – czytamy w „Uroku codzienności” – mówimy, że określiliśmy zamiar lub wytyczyliśmy sobie cel. Jak długo i z jakim entuzjazmem wytrwamy przy nim, zależy od motywacji. Stąd zamiary, cele i motywacje uważa się również za przejawy negentropii psychicznej (i istotną cześć słownika „Przepływu”). Skupiają one energię psychiczną, ustanawiają priorytety, zaprowadzając tym samym ład w naszej świadomości. Bez nich procesy psychiczne stają się przypadkowe, a samopoczucie gwałtownie się pogarsza. Csikszentmihalyi dodaje także, iż powzięcie zamiaru pozwala skupić energię psychiczną tylko na krótką metę, wytyczenie sobie celu natomiast ma działanie bardziej długofalowe i w rezultacie to dzięki celom, które przed sobą stawiamy, stajemy się w końcu tym, czym jesteśmy. Coś, co sprawia, że zakonnica Matka Teresa tak bardzo różni się od piosenkarki Madonny – ten przykład jest niezwykle obrazowy – to cele, na których kobiety te przez całe życie skupiają swoją uwagę. Bez systemu konsekwentnie realizowanych dążeń – twierdzi badacz – trudno jest rozwinąć spójną osobowość. Tylko dzięki celowemu zainwestowaniu energii psychicznej jednostka wprowadza ład do własnego świata przeżyć. Ład ów, który przejawia się w przewidywalności działań, emocji i wyborów, z biegiem czasu staje się rozpoznawalnym jako mniej lub bardziej „niepowtarzalne ja”. Czy można stać się osobowością autoteliczną? Csikszentmihalyi twierdzi, że tak. I dodaje, że wybór określonego działania oddziałuje w sposób niezwykle istotny na nasze poczucie szczęścia.
11.
Jak zatem stać się osobowością autoteliczną? Jest na to sposób. Istnieją, twierdzi Csikszentmihalyi, dające się zaobserwować zasady rozwoju osobowości autotelicznej. Po pierwsze osobowość taka posiada sztukę wyznaczanie celów. Zatem i my powinniśmy wprawiać się w tej sztuce, wyznaczając sobie cele, stawiając wyzwania. Po drugie, człowiek o osobowości autotelicznej dokłada starań, by być jednostką jak najbardziej zaangażowaną w wykonywaną czynność i nie rozpraszać się. Zatem i my powinniśmy dokładać starań, by koncentrować się na tym, co robimy. Po trzecie: człowiek o osobowości autotelicznej lub taki, który chciałby wyrobić w sobie cechę autoteliczności powinien nauczyć się zwracać zawsze większą uwagę na samo wydarzenie (wydarzenia), a nie na swoje „ja” czyli „ego”. Tu znów pojawia się motyw pełnego zaangażowania, koncentracji, skupienia. Po czwarte wreszcie, człowiek pragnący przeżywać intensywniej i z większym poczuciem satysfakcji powinien starać się posiąść umiejętność cieszenia się z bezpośrednich doświadczeń, jakie by one nie były. Dla wielu osób brzmi to pewnie szalenie naiwnie, odkrycia współczesnej psychologii, a zwłaszcza tzw. psychologii pozytywnej potwierdzają i to odkrycie Csikszentmihalyi’ego. Warto nauczyć się cieszyć z tego, co jest. O tym cieszeniu się i o problemie wyborów, które przed nami stoją, pisze autor „Przepływu”, przywołując koncepcję amor fati, czyli umiłowania losu – centralną ideę filozofii Nietzschego. Rozważając, czego nam trzeba, abyśmy żyli pełnią życia – stwierdza Csikszentmihalyi w „Uroku codzienności” – Nietzsche pisał: „Moja recepta na osiągnięcie wielkości przez istotę ludzką to amor fati: kiedy nie pragnie się, aby cokolwiek było inne, niż jest, ani w przód, ani w tył, ani przez całą wieczność. Nie tyle znosić to, co konieczne, ile to pokochać.” I dalej: „Chcę nauczyć się postrzegać jako piękne to, co jest w rzeczach konieczne; wówczas stanę się jednym z tych, którzy sprawiają, że rzeczy stają się piękne.” Do podobnych wniosków, zauważa Csikszentmihalyi, dochodzili Maslow (autor koncepcji harmonii między „chcę” a „muszę”), oraz np. Carl Rogers, który tak opisuje kogoś, kogo nazywa „osobą w pełni aktywną”: „Ktoś taki chce i wybiera sobie linię działania, która jest najekonomiczniejszą wypadkową wszystkich bodźców wewnętrznych i zewnętrznych, ponieważ tylko takie zachowanie może w rezultacie przynieść najgłębsze zadowolenie. Osoba w pełni aktywna nie tylko doświadcza, ale również czyni użytek ze swojej najpełniejszej wolności, kiedy spontanicznie i dobrowolnie dokonuje wyboru i chce tego, co jest już absolutnie przesądzone.” To, jak pisze Csikszentmihalyi, jest droga do osobistego rozwoju jednostki oraz krok w stronę poczucia dobrostanu, uwalniający naszą codzienność od brzemienia entropii. Wniosek? Jakość życia ulega znacznej poprawie, kiedy nauczymy się kochać to, co robimy. A zatem – taka myśl powinna zjawić się w puencie rozważań o tym, co autoteliczne – „osobowość autoteliczna” to taka, która z łatwością zamienia potencjalne zagrożenia na dające satysfakcję wyzwania, i w ten sposób zachowuje harmonię wewnętrzną. Przykładem takiej osobowości może być wg Csikszentmihalyi’ego Bertrand Russel, jeden z największych filozofów naszego stulecia. Myśliciel ten tak opisał sposób, w jaki osiągnął osobiste szczęście: „Stopniowo nauczyłem się obojętności wobec siebie i własnych braków. Nauczyłem się koncentrować uwagę na zewnętrznych obiektach: na stanie świata, różnych dziedzinach wiedzy, ludziach, którzy byli mi bliscy.” To chyba najlepszy skrótowy opis metody tworzenia własnej osobowości autotelicznej. W ogóle, jak zauważa Csikszentmihalyi w „Uroku codzienności”, kariery ludzi kreatywnych dostarczają świetnych przykładów, jak można kształtować pracę według własnych potrzeb. Większość osób o rzeczywiście twórczym stosunku do życia nie podąża wytyczonym przed nimi szlakiem, lecz samodzielnie odnajduje własną ścieżkę. W przypadku wybierania dobrych wzorców można zresztą mówić o strategii. Csikszentmihalyi pisze, że jeśli istnieje strategia wspólna dla ludzi, którym udaje się nadać sens doświadczeniom, to jest ona tak prosta i oczywista, że aż wstyd o niej mówić. Ponieważ jednak tak często o niej zapominamy, zwłaszcza obecnie, warto ją przywołać. Strategia ta polega na wybieraniu z porządku osiągniętego przez poprzednie pokolenia wzorców przydatnych do unikania nieporządku w naszych własnych umysłach. Innymi słowy: trzeba wzorować się na kimś, kto zaprowadził ład we własnym umyśle i osiągnął to, co zamierzył. Taki wzorzec pomaga, działa niczym drogowskaz.
12.
Tematy życia. To kolejny zwrot ze słownika teorii przepływu. Temat życia, pisze Csikszentmihalyi, podobnie jak gra, której zasad należy się trzymać, by doświadczyć przepływu, określa to, co może uczynić życie satysfakcjonującym. W ramach życiowego tematu, wszystko, co się wydarzy, będzie miało znaczenie – nie zawsze pozytywne. Pomysł, że życie powinno mieć „temat”, nie jest nowy. Już egzystencjaliści, o czym Csikszentmihalyi wspomina, rozróżniali między projektami autentycznymi i nieautentycznymi. Pierwszy rodzaj to temat życia osoby, która zdaje sobie sprawę, że wybór jest swobodny i podejmuje osobiste decyzje według racjonalnej oceny doświadczeń. Projekty nieautentyczne natomiast, to takie, które wybieramy, uważając, że powinny zostać wybrane, ponieważ wszyscy inni to robią i dlatego nie ma dla nas alternatywy. Projekty autentyczne motywowane są wewnętrznie, wybierane dla ich własnej wartości; podczas gdy nieautentyczne motywowane są siłami zewnętrznymi. Zbliżone podobieństwo istnieje pomiędzy odkrywanymi tematami życiowymi, kiedy człowiek układa swoje działania na podstawie osobistych doświadczeń i świadomego wyboru; a akceptowanymi tematami, kiedy przejmuje rolę opartą na scenariuszu napisanym przez innych. Trzeba pamiętać, że obydwa rodzaje tematów życiowych pomagają w nadaniu życiu sensu, jednak każdy tym ma swoje wady. Podobnie, jak to miało miejsce w przypadku doświadczenia autotelicznego, daje się wyodrębnić kilka cech, dzięki którym ludzie tworzą odkrywane tematy życiowe. Przede wszystkim, twierdzi autor koncepcji przepływu, temat taki jest, w wielu wypadkach, reakcją na wielkie krzywdy doznane we wczesnym okresie życia – na osierocenie, porzucenie czy niesprawiedliwe traktowanie. Ważny jest jednak nie sam uraz – wydarzenie zewnętrzne nie jest w stanie zdefiniować tematu. Istotna jest interpretacja cierpienia, ponieważ, aby znaleźć cel we własnym cierpieniu, trzeba zinterpretować je jako możliwe wyzwanie. Trzeba także rozwinąć odpowiednie umiejętności, a zwłaszcza należy posiąść umiejętność tworzenia porządku z nieładu. Warto wreszcie pamiętać o tym, dodaje Csikszentmihalyi, że złożony i pozytywny temat życiowy rzadko jest formułowany jako odpowiedź na problemy osobiste. Wyzwanie jest uogólniane, przenoszone na innych ludzi lub nawet na całą ludzkość. Ten altruistyczny sposób uogólniania rozwiązań jest typowy dla pozytywnych tematów życiowych. Tutaj wraca temat życiowej strategii. Wielu spośród ludzi odkrywających złożone tematy życiowe – pisze Csikszentmihayli – wspomina kogoś starszego lub postać historyczną, którą podziwiali i obrali za model; lub też pamiętają książkę, która podsunęła im nowe możliwości działania. Te wzory, czerpane z książek lub kontaktów osobistych, są niezwykle pomocne i często determinują one wybór życiowego tematu, zajęcia, jakiemu człowiek odda się całym sobą.
13.
Głównym elementem „tematów życia”, jakie podejmujemy, jest cel. W jednym ze swoich traktatów etycznych, w „Etyce eudemejskiej” pisał Arystoteles: (…) każdy, kto może żyć według własnego wyboru, zakłada jakiś cel dla pięknego życia: albo zaszczyty, albo sławę, albo bogactwo, albo kulturę, i, na ten cel mając oczy zwrócone, spełnia każdy czyn”. Zaś brak podporządkowania życia określonemu celowi był dla Arystotelesa „dowodem wielkiej bezmyślności”. A jak to wygląda w teorii przepływu? Podobnie. Cel – pisze Csikszentmihalyi – nadaje kierunek naszym wysiłkom, jednak nie czyni życia łatwiejszym. Cele mogą wpędzić nas w różne kłopoty i wówczas mamy ochotę porzucić je, by znaleźć łatwiejszy scenariusz, wedle którego możemy porządkować swoje działania. Cena, jaką płacimy za zmianę celów w sytuacji zagrożenia, polega na tym, że być może uda nam się prowadzić przyjemne i wygodne życie, lecz w pewnej chwili zorientujemy się, iż jest ono puste i pozbawione sensu. Początkowo cele uzasadniają podejmowane wysiłki, jednak później to wysiłek staje się uzasadnieniem celu. Jeżeli cele są obrane właściwie, będziemy tak skoncentrowani na działaniach i wydarzeniach, że nie starczy czasu, aby czuć się nieszczęśliwymi. Doświadczymy wówczas poczucia ładu, w którym wszystkie myśli i uczucia wplecione w tkaninę życia tworzą harmonijną całość. Nauka, jak radzić sobie z własnymi celami – pisze Csikszentmihalyi w „Uroku codzienności” – jest ważnym krokiem na drodze do osiągnięcia doskonałego życia na co dzień. Aby to osiągnąć, nie trzeba się wcale ani uciekać do pełnej spontaniczności, ani też kurczowo trzymać imperatywu totalnej kontroli nad własnymi celami. Najlepszym rozwiązaniem może być zrozumienie źródeł własnej motywacji. Trzeba, rozpoznawszy tendencje kierujące naszymi pragnieniami, z całą pokora wybrać takie cele, które wprowadzą ład do naszej świadomości, nie zaburzając jednocześnie nadmiernie ładu w naszym społecznym i materialnym środowisku. Zadowalanie się czymś mniej ambitnym oznacza zaprzepaszczenie szansy rozwoju drzemiącego w nas potencjału. Aspirowanie zaś do czegoś więcej, to wystawianie się na porażkę. Ktoś, twierdzi w tym fragmencie Csikszentmihalyi, kto zna swoje cele i pracuje, by je urzeczywistnić, jest osobą, której uczucia, myśli i działania są ze sobą zgodne – a to czyni go osobą o głębokiej harmonii wewnętrznej. Ktoś żyjący w harmonii, niezależnie od tego, co robi i co mu się przydarza, wie, że jego energia psychiczna nie jest trwoniona na wątpliwości, żale, obawy i poczucie winy, lecz zawsze jest odpowiednio wykorzystywana. Wewnętrzna spójność – Csikszentmihalyi obserwował to wielokrotnie, ale my sami także mamy na pewno tego rodzaju spostrzeżenia – daje siłę i spokój, które podziwiamy u ludzi, sprawiających wrażenie pogodzonych z samymi sobą. To, w jaki sposób dokonujemy wyboru zajęć i jak do nich przystępujemy, decyduje o tym, czy sumą dni naszego życia będzie chaotyczna mgławica, czy coś bliskiego dziełu sztuki. Jeśli ktoś nie wytyczył sobie celów, które dostarczają mu poczucia sensu własnej egzystencji, jeśli nie wykorzystuje w pełni potencjału swojego umysłu, to dobre samopoczucie wypełnia jedynie ułamek danego mu czasu. Ktoś – przestrzega autor „Przepływu” – kto osiąga zadowolenie dzięki wycofaniu ze światowego życia, by niczym Wolterowski Kandyd „uprawiać własny ogródek”, nie może uchodzić za człowieka wiodącego wspaniały żywot. Bez marzeń, bez ryzyka ludzka egzystencja staje się tylko namiastką życia. W jaki zatem sposób człowiek może osiągnąć jeszcze przyjemniejszy stan przepływu? Odpowiedź jest prosta: poprzez uczenie się czegoś nowego. Jak zatem powrócić do przepływu, jeśli straci się je, co jest możliwe, gdy czynność, jaką wykonywaliśmy w przepływie, stała się zbyt prosta? Kolejna prosta sugestia: zwiększając wymagania. Doświadczanie uczucia przepływu jest zatem zachętą do nauki i osiągania nowych pułapów wymagań i umiejętności. Sytuacja idealna powstałaby wówczas, gdyby jednostka rozwijała się bez przerwy, czerpiąc jednocześnie radość z tego, co robi.
14.
Dygresja. Dlaczego – pyta w pewnym miejscu Csikszentmihalyi – jedni ludzie uginają się pod ciężarem stresu, podczas gdy inni zyskują dzięki niemu siłę? Odpowiedź jest prosta. Ci, którzy wiedzą, jak zamienić beznadziejną sytuację w doświadczenie optymalne, poddające się ich kontroli, będą umieli znaleźć w niej źródło satysfakcji i doświadczenie to uczyni ich silniejszymi. Trzy główne etapy stanowią o takiej transformacji: 1. Niesamolubna pewność siebie. Taki stosunek do świata jest możliwy, kiedy człowiek nie postrzega siebie jako będącego w opozycji wobec środowiska; nie nalega, by jego cele i zamiary były ważniejsze niż wszystko inne. 2. Koncentrowanie uwagi na świecie. Ludzie, którzy potrafią ze stresu uczynić pozytywne doświadczenie, nie marnują czasu rozmyślając nad sobą. Przed wszystkim, kiedy uwaga jest skoncentrowana na czymś poza jaźnią, fakt niespełnienia naszych dążeń wywiera słabszy wpływ na świadomość. Doznanie entropii psychicznej wynika z koncentrowania się na wewnętrznym nieporządku; natomiast jeżeli będziemy zwracali uwagę na to, co dzieje się wokół nas, łagodzimy destrukcyjne skutki stresu. 3. Odkrywanie nowych rozwiązań. Proces odkrywania nowych celów życiowych jest podobny do tego, jaki towarzyszy artyście tworzącemu dzieło. Typowy artysta przykłada pędzel do płótna wiedząc, co chce namalować, i trzyma się swojego pierwotnego zamiaru aż do ukończenia dzieła. Artysta niekonwencjonalny, posiadający takie samo wykształcenie, rozpoczyna pracę, mając w umyśle głęboki, lecz nie skrystalizowany cel, i zmienia obraz, reagując na niespodziewane kształty i kolory, jakie pojawiają się na płótnie. Ostatecznie dzieło zapewne w niczym nie będzie przypominało swojej początkowej formy. Jeżeli malarz będzie trzymał się pierwotnej idei, czym miał być jego obraz, nie zważając na możliwości wynikające z form pojawiających się na płótnie, dzieło może okazać się banałem. Tak samo ż życiem. Wystarczy za „dzieło” czy „obraz” podstawić słowo „życie”. Kiedy owładnięci jesteśmy uczuciem przepływu, zapominamy o sobie, zaś pod wpływem apatii, zmartwienia lub znudzenia koncentrujemy się na własnym „ja”. Jeśli więc dostatecznie nie opanowaliśmy sztuki autorefleksji, zastanawianie się nad jakimś problemie, miast łagodzić „zły stan rzeczy”, często tylko go pogłębia.
15.
W tym miejscu pojawia się problem marnowania czasu wolnego. Żyć to doświadczać – poprzez działanie, odczuwanie, myślenie, pisze Csikszentmihalyi. Doświadczenie rozgrywa się w czasie. To czas jest zatem podstawowym, acz rzadkim dobrem, jakim dysponujemy. Z biegiem lat to bagaż doświadczeń jednostki decyduje o jakości jej życia. Dlatego też jedną z najistotniejszych decyzji jest, jakie każdy z nas podejmuje, jest decyzja, na co przeznaczyć i w co zainwestować dany nam czas. To w czasie wolnym, poucza nas Csikszentmihalyi, stajemy się – wedle filozofów greckich – prawdziwie ludzcy, oddając się samodoskonaleniu: nauce, sztuce, działalności politycznej. Jak już wiemy, istoty ludzkie czują się najlepiej i doznają uczucia przepływu, gdy muszą sprostać jakiemuś trudnemu wyzwaniu, rozwiązać skomplikowany problem lub odkryć coś nowego. Większość wywołujących ten stan czynności cechuje się wyraźnie określonymi celami, jasnymi regułami i natychmiastową informacją zwrotną, czyli zestawem wymagań zewnętrznych sprzyjających skupieniu uwagi i odwołujących się do naszych umiejętności. Niestety, te właśnie okoliczności nie są zbyt częste w czasie wolnym od pracy. Każda z czynności zapewniających uczucie przepływu, nim przyniesie radość, wymaga najpierw zainwestowania uwagi, a więc i czasu. Ponadto, czynności będące źródłem uczucia przepływu – jako trudniejsze i wymagające wyższych umiejętności – wywołują czasem stany niepokoju. Bierne formy wypoczynku natomiast rzadko bywają jego przyczyną. One jedynie prowadzą do odprężenia i apatii. Jeśli twój czas wolny – Csikszentmihalyi zwraca się bezpośrednio do każdego – wypełniają bierne formy wypoczynku, nie doznasz dzięki nim wielkich przyjemności, lecz także unikniesz wysiłku – coś za coś. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że bierny wypoczynek staje się problemem, gdy staje się głównym, wyłącznym sposobem spędzania wolnego czasu. „Przyszłość – napisał C.K. Brightbill cytowany w „Przepływie” – należy nie tylko do człowieka wykształconego, lecz także do tego, który nauczył się mądrze wykorzystywać swój wolny czas.” Nauczyć się aktywnego wypoczynku, który sprzyja rozwojowi jednostki, wcale nie jest łatwo. Przeszkód jest wiele, ale najistotniejsze jest wykształcenie w sobie uważności. Dopiero gdy nasza uwaga uwolni się, mówi Csikszentmihalyi, przynajmniej w pewnym stopniu, od koncentracji na własnych dążeniach i ambicjach, mamy szansę dostrzec otaczającą nas rzeczywistość w jej pełnej krasie. Panowanie nad własną uwagą oznacza panowanie nad tym, co przeżywamy, a co za tym idzie – nad jakością życia. Informacja dociera do świadomości tylko wtedy, gdy się o to postaramy. Uwaga działa jak filtr pomiędzy wydarzeniami zewnętrznymi a naszym ich doświadczaniem. To, jakim coś jest dla nas stresem, zależy bardziej od stopnia opanowania uwagi niż od tego, co nam się przydarza. Im więcej energii psychicznej skierujemy na to bolesne przeżycie, tym realniejsze się ono stanie i tym większy nieład wprowadzi do naszej świadomości. Wydawać się może, że problem stresu daleki jest od problemu spędzania wolnego czasu, trzeba sobie jednak zdać sprawę z tego, że stres, a więc chaotyczny, zalękniony umysł decyduje o tym, jakie zajęcia wybieramy w czasie wolnym. Uspokojenie umysłu jest pierwszym krokiem do wprowadzenia porządku w myślach. Porządek sprzyja wybraniu właściwych działań do wykonania, a właściwe działania – tak przebiega ten proces – doprowadzić mogą do uczucia przepływu, a zatem, być może – szczęścia.
16.
W porządku, to wszystko piękne – koncepcja przepływu oferuje momenty wspaniałe. Ale jak się ma przepływ do reszty życia poza przepływem? Csikszentmihalyi zadaje to pytanie i podaje przykłady ludzi, którzy zaraz po tym, jak kończą robić coś, co daje im poczucie przepływu, stają się nieprzyjemni, niemili, agresywni i egotycznie oraz narcystycznie nadwrażliwi. Sportowiec, który żyje zawodami, a potem traci się, gubi, nie odnajduje w codzienności. Uczony, który promienieje, prowadząc badania, a po ich zakończeniu nie wie, co z sobą zrobić. Pracownik, wartościowy w firmie, bo pracujący tak, że doświadcza przepływu, a po pracy niepotrafiący zorganizować sobie czasu wolnego. Takie postawy, obserwowane nierzadko, uświadamiają, że osiągnięcie stanu przepływu w związku z jedną czynnością nie oznacza, że zostanie on przeniesiony na resztę życia. Tak długo, dopóki satysfakcja wynika z czynności nie połączonych ze sobą w sposób trwały i znaczący, ciągle jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo chaosu. Aby zbliżyć się do doświadczeń optymalnych, w naszym ograniczonym zakresie, konieczny jest jeszcze jeden, ostatni etap kontroli świadomości. Krok ten to przekształcenie całego życia w jednolite doświadczenie przepływu. Jeżeli człowiek wyznaczy sobie osiągnięcie dość trudnego celu, z jakiego logicznie wynikają wszystkie inne cele; i jeżeli zainwestuje całą energię w rozwijanie umiejętności służących realizacji tego celu, wówczas zapanuje harmonia pomiędzy uczuciami a działaniami. Dzięki temu połączą się odrębne fragmenty życia i każda czynność będzie miała sens w teraźniejszości, jak również z perspektywy przeszłości i przyszłości. W taki sposób można nadać znaczenie i sens całemu życiu. Prawdą jest, że życie nie ma sensu, jeżeli przez sens rozumiemy istnienie najwyższego celu, ściśle powiązanego z ludzką naturą i doświadczeniem: celu, który byłby ważny dla każdej osoby. Nie wynika z tego jednak, że życiu nie można nadać sensu. Przy okazji – dygresja. Jaka jest różnica między bardziej i mniej oryginalnymi artystami? Polega ona na tym – czytamy w „Przepływie” – że przedstawiciele pierwszej grupy rozpoczynają malowanie obrazu, mając ogólny i dość niejasny obraz tego, co chcą osiągnąć; podczas gdy druga grupa rozpoczyna pracę, mając dokładną wizję obrazu. Zatem artyści oryginalni muszą odkrywać, co chcą zrobić, w trakcie pracy, korzystając z informacji zwrotnych płynących z powstającego dzieła, które sugeruje im nowe pomysły. Mnie oryginalni artyści malują obraz w swoich myślach – nie ma on szansy na zmianę i rozwój. By jednak odnieść sukces w tym otwartym procesie, jakim jest tworzenie, artysta oryginalny musi posiadać dobrze zdefiniowane kryteria wewnętrzne dla określenia, co jest dobrym dziełem sztuki, aby potrafił wybrać lub odrzucić odpowiednie elementy powstającego obrazu.
17.
Co zatem czyni życie pożytecznym i wartym przeżycia? To kluczowa kwestia, jaką stawiają przed nami książki Csikszentmihalyi’ego. Czy rzeczywiście, jak chce ten badacz, ostatnie zadanie, jakie stoi przed każdym, polegać ma na tworzeniu harmonii we wszystkim, co robimy, czyli na traktowaniu życia jako dzieła sztuki? Rezultatem posiadania osobowości autotelicznej – poznania technik, metod i sposobów wyznaczania celów, rozwijania umiejętności, odczytywania informacji zwrotnej, koncentrowania się i angażowania – jest możliwość cieszenia się życiem nawet w bardzo niesprzyjających okolicznościach tego uczy nas Csikszentmihalyi, podążając tutaj równolegle do myśli Victora Frankla czy Antoniego Kępińskiego. Posiadanie kontroli nad umysłem oznacza, że wszystko, co się nam przydarza, może być źródłem radości. Osiągnięcie takiej kontroli wymaga jednak determinacji i dyscypliny. Doświadczeń optymalnych – powtarza autor „Przepływu” – nie osiąga się poprzez hedonistyczny, konsumpcyjny stosunek do życia. Jeżeli ktoś przerzuca się z jednego zajęcia na drugie, trudno mu będzie pod koniec życia znaleźć znaczenie we wszystkim, co robił. Tworzenie harmonii w naszych czynnościach jest ostatnim zadaniem, jakie teoria przepływu stawia przed tymi, którzy chcą osiągnąć doświadczenie optymalne. Jest to zadanie, które obejmuje przekształcenie całego życia w przepływ, posiadający jednolite cele, zapewniające nam stałe poczucie sensu. To główne przesłanie prac Mihaly’a Csikszentmihalyi’ego. Jego credo.
18.
Podsumujmy. Przed nami paradoks szczęścia, o którym nikt chyba nie mówił do tej pory wprost. Z pism psychologów, nie tylko Csikszentmihalyi’ego, wydedukować jednak można, że szczęście najwyraźniej skrywa się w chwilach, gdy nie czujemy potrzeby zastanawiania się nad nim i jego przeciwieństwem. Chwile te są złożone z intensywności działań, pozwalających na zapomnienie o sobie. Kiedy myślimy o szczęściu, myślimy zwykle o sobie i swoim położeniu – i nie jesteśmy szczęśliwi. Szczęścia zatem nie tyle nie można osiągnąć, co nie powinno się tego robić. Chodzi jednak, proszę zwrócić uwagę, nie o dążenie samo, lecz osiągnięcie – to przed nim należy przestrzegać. Zmierzać do szczęścia, zwłaszcza, kiedy widzimy je jako efekt uboczny działań mających na celu jakieś wspólne i wyższe dobro, jest rzeczą szlachetną i cenną. Jednakże osiągnąć szczęście – jest w tym coś prostackiego, coś, co zatrzymuje nas w drodze i umniejsza. Oto paradoks szczęścia. Ma się je bardziej, chybiając go. Po uchwyceniu, szczęście traci na uroku i wartości – i my tracimy. „Tylko tyle?” – pytamy rozczarowani. „Nic więcej?” Osiągnięcie zatem jest rozczarowaniem. Dążenie jest wszystkim, co najlepsze.
Mihaly Csikszentmihalyi, „Przepływ. Psychologia optymalnego doświadczenia”. Przeł. Magdalena Wajda-Kacmajor. Moderator, Taszów 2005.
Mihaly Csikszentmihalyi, „Urok codzienności. Psychologia emocjonalnego przepływu”. Przeł. Barbara Odymała. CiS, W.A.B., Warszawa 2008.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.