Wizerunek Ryszarda Kapuścińskiego jako człowieka sukcesu, spełnionego i zadowolonego pisarza o międzynarodowej sławie ma się nijak do wizerunku Kapuścińskiego, jaki wyłania się z jego latami pisanych wierszy. W „Prawach natury”, najnowszym i najobszerniejszym z dotychczas opublikowanych zbiorów, jawi się Kapuściński jako melancholik, pesymista i omalże człowiek w depresji. Jak ma tak nie być, skoro nawet w najlepszym wierszu książki, w „Magellan dopływa do Tierra del Fuego” Kapuściński pisze: „Stoją wpatrzeni – / co na horyzoncie? / A tam już zmierzcha i za chwilę burza / lawina błysków piętrzące się czernie / Apokalipsa w łoskocie i ogniu // stoją wpatrzeni / zadają pytania / czy jest coś dalej za tym widowiskiem / dolina ciszy? Przystań ocieniona? / Ścieżka wiodąca na polanę w słońcu? // Stoją wpatrzeni / wypatrują raju / a karawela dobija do brzegu / i widzą piasek kamienie i skały // martwy horyzont / brak znaków szczególnych”. I tu jest jeszcze Kapuściński, można rzec, powściągliwy. Bo już na przykład w tytułowych „Prawach natury” nie jest – i stwierdza wprost: „zostaną te same prawa natury / po życiu – śmierć / na końcu słonecznej doliny / Styks i mrok lodowaty”. Podobnie zresztą, jak w miniaturze bez tytułu, w której stwierdza, a raczej podsumowuje: „Właściwie co miałem zrobić powiedzieć – nie / powiedziałem – tak / I wtedy zaczęło się całe to staczanie w dół w dół // Co tu dużo mówić.” Oczywiście, Ryszard Kapuściński zaczernił wystarczająco wiele papieru, by mieć świadomość, że słowa bywają mylące. Już w pierwszym wierszu tej książki przyznaje ten autor, że nieobca jest mu „podejrzliwość wobec słów / że stawiają fałszywe drogowskazy / prowadzą w ślepe zaułki / wodzą na pokuszenie”. A mimo to próżno by szukać w „Prawach natury” jakiegoś znaku, czy choćby sugestii, że tonacja myśli i obrazów Kapuścińskiego na temat życia, świata i samego siebie mogłaby być inna. Dlaczego? Może dlatego, że – jak pisze w liryku „Pochodzenie źródła”: „Źródło / jest z Królestwa Ciemności.” A poezja? „Poezja coś takiego w niektórych ludziach przez / jakiś czas coś wewnątrz / To nie ma nic wspólnego z niczym”. Jest też w tym przejmującym, bogatym i różnorodnym zbiorze coś, co najchętniej nazwałbym sugestią metafizyczną. Nie znam poglądów Kapuścińskiego na sprawy wiary i życia po śmierci, przypuszczam jednak, że jego smutek i melancholia biorą się stąd, iż nie ma on co do ewentualnej przyszłości każdego z nas żadnych złudzeń. Dlatego może napisać: „Śniłem że leżymy na łące / a przecież nie leżeliśmy na łące / śniłem las i że ktoś / stanął na skraju / patrzył na nas / a przecież nie było lasu nikt nie patrzył / byliśmy gdzie indziej / ale sen o tym gdzie jesteśmy / nie chciał przyjść”. Tej podszytej metafizyką melancholii towarzyszy też pewność co do tego, że nawet samego siebie człowiek nie jest w stanie poznać, bo starożytne „poznaj samego siebie” to tylko zadanie, cel, nigdy wynik. Pisze więc Kapuściński w ostatnim w tym zbiorze wierszu: „Odszedłem tak daleko od siebie / że już nic nie umiem powiedzieć / na swój temat / (…) / nie umiem odnaleźć samego siebie / opisać tej postaci / nazwać jej / zapewnić / że istnieje”. Jest w tym zbiorze jeszcze jeden wiersz, który zwrócił moją uwagę, „Dwaj poeci”. Brzmi on tak: „Jakie piękne wiersze pisali / ci dwaj starsi panowie / pan Jarosław Iwaszkiewicz / i pan Adam Ważyk / jeszcze ich widzę / idą ulicą Wiejską / pan Jarosław podpiera się laską / pan Adam współ zgięty // ptaki śpiewają / w sąsiednim parku.” Cóż, jeżeli istotnie gdzieś jest jakiś „sąsiedni park”, to na pewno będą chodzić po nim także inni pisarze. Bo „piękne wiersze pisali”. Bo nie zastygali w formie.
Ryszard Kapuściński, „Prawa natury”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.