Do niedawna uznawałem pozytywną edukację za szczytny ideał, jednak nie byłem pewny, czy kiedykolwiek uda się ją wprowadzić w życie. Jednak w tej chwili dokonuje się coś wielkiego, co może stać się dla niej punktem przełomowym. Martin E. P. Seligman, „Pełnia życia”
1.
„Ta książka pozwoli ci żyć pełnią życia.” Po takim zdaniu, skwitowanym westchnieniem: „Uff, nareszcie udało mi się to z siebie wydusić” – Seligman długo tłumaczy się, czemu – mimo wszelkich zastrzeżeń – pozwolił sobie na złożenie tak zdecydowanie brzmiącej obietnicy. Ważniejsze jednak, że przyznał, iż od czasu ukazania się „Prawdziwego szczęścia” (wyd. oryg. 2002; pol. 2005) jego myślenie na temat celów psychologii „uległo zmianie”. W „Pełni życia” Seligman opowiada historię tej metamorfozy i przedstawia wnioski, do jakich doszedł. Nie wycofuje się też z obietnicy: „ta książka sprawi, że twoje życie stanie się lepsze – i pozwoli ci cieszyć się jego pełnią”.
2.
„Aby wyjaśnić, czym od tamtej pory [od chwili zetknięcia się z fundacją, która wyłożyła pieniądze na pierwsze badania psychologii pozytywnej – przyp. J.W.] stała się psychologia pozytywna – pisze Seligman – zacznę od opisu radykalnej przemiany, która dokonała się w myśleniu o pozytywności i pełni życia.” Zanim jednak to nastąpi słynny psycholog opowiada, czym dla niego jest „szczęście” (cudzysłów konieczny). Naukowiec wyznaje: „osobiście nie znoszę słowa „szczęście”.” Słowo to jest, dodaje, nadużywane tak bardzo, że stało się – z punktu widzenia nauki – pojęciem bezużytecznym. Dlatego pierwszym krokiem psychologii pozytywnej było rozłożenie „szczęścia” na elementy składowe. W każdym razie tak właśnie pomyślał Seligman, kiedy po lekturze „Prawdziwego szczęścia” zadzwoniła do niego znajoma i powiedziała, że teoria, jaką przedstawił „ma wielką lukę: w ogóle nie mówi o sukcesach, o osiąganiu doskonałości w jakiejś dziedzinie. A ludzie pracują nad sobą i osiągają sukcesy właśnie dla czystej przyjemności wygrywania”. „W tamtej chwili – pisze Seligman – moje myślenie o szczęściu zaczęło się zmieniać”.
3.
Czy tego chcemy, czy nie, „słowo „szczęście” nie tylko nie wyjaśnia dokonywanych przez nas wyborów, ale w dodatku w naszych czasach automatycznie kojarzy się z szampańskim nastrojem, rozradowaniem, zabawą i uśmiechem”. Cóż, z historycznego punktu widzenia – zauważa Seligman – „szczęście” nie ma większego związku z takimi hedonizmami. A osiąganie szampańskiego nastroju na pewno nie jest celem praktykowania psychologii pozytywnej. W psychologii pozytywnej – tak widzi jej rolę autor „Pełni życia” – „chodzi o te rzeczy, które w życiu wybieramy jako cel sam w sobie”. W „Prawdziwym szczęściu” Seligman przedstawił spójną teorię na ten temat. Określił trzy składowe „prawdziwego szczęścia”: 1) pozytywne emocje; 2) zaangażowanie (przepływ z teorii Csikszentmihalyi’ego); 3) oraz poczucie sensu w tym, co robimy. Rzecz polega więc na tym, by umieć doświadczać przyjemności, zachwytu, ekstazy i zwyczajnie cieszyć się, a także „umieć znaleźć swe najsilniejsze strony i nauczyć się z nich korzystać tak, aby móc uzyskać stan pochłonięcia [tak tłumaczy się też „przepływ” Csikszentmihalyi’ego – przyp. J.W.] wykonywaną czynnością”. Do tego – trzeci składnik – poczucie sensu; a bierze się ono z poczucia służenia czemuś większemu od siebie: innym ludziom, wspólnocie, Bogu lub tzw. wielkiej idei. Tak w dużym skrócie wyglądała teoria „prawdziwego szczęścia”. Zarzut, jaki Seligman usłyszał z ust znajomej pozwolił mu, jak napisał, „skrystalizować w umyśle dziesięć lat refleksji, dydaktyki i badań”. W tym momencie, pisze Seligman: „Zmieniłem także zdanie na temat tego, jakie są elementy składowe pozytywnej psychologii oraz jaki powinien być jej cel”. Tak narodziła się teoria dobrostanu.
4.
Przedmiotem teorii prawdziwego szczęścia było szczęście. Miernikiem: zadowolenie z życia. Celem: zwiększenie zadowolenia z życia. Przedmiotem teorii dobrostanu, o której mowa w „Pełni życia”, jest dobrostan. Miernikiem: pozytywne emocje, zaangażowanie, poczucie głębszego sensu, pozytywne związki z innymi, oraz osiągnięcia, czyli wszystko to, co można określić mianem rozkwitu (taki też jest oryg. tytuł: „Flourish”). Cel teorii dobrostanu to, jak pisze Seligman, pełniejsze życie poprzez rozwijanie pozytywnych emocji, zaangażowania, szukanie sensu, rozwijanie pozytywnych związków z innymi i uzyskiwanie osiągnięć. Teoria prawdziwego szczęścia, stwierdza samokrytycznie Seligman, miała trzy słabe punkty. Po pierwsze pozwalała kojarzyć szczęście z wesołym nastrojem. Oczywiście, dodaje psycholog, pozytywne emocje są fundamentem szczęścia. Ale już zaangażowanie i poczucie sensu niewiele mają, a w każdym razie nie muszą mieć z tym, jak się czujemy. Drugą słabością starej teorii był nacisk, jaki kładła na zadowolenie z życia. A przecież szczęście nie da się sprowadzić do samego tylko zadowolenia i, co więcej, gdyby tylko pod tym kątem je mierzyć, aż 50% ludzkości musiałoby zostać skazane – z definicji – na bycie nieszczęśliwymi, ponieważ mniej więcej tylu ludzi ma poziom tzw. pozytywnej afektywności niższy od średniej. Seligman przytomnie zauważa: „Mimo że osoby takie nie cechują się radosnym nastrojem, to w ich życiu może być więcej zaangażowania i sensu niż u osób wesołych”. Dlatego potrzeba innej teorii. Potrzeba teorii mówiącej nie o „szczęściu”, lecz o „dobrostanie” i autentycznym, możliwym do przeżycia, a nawet ćwiczenia – rozkwicie. Taka teoria, pisze Seligman, która prócz poprawy nastroju uwzględni też zwiększenie zaangażowania i sensu działań, będzie lepszą podstawą do prowadzenia polityki społecznej oraz pozwoli na lepsze funkcjonowanie tym, których, jak np. introwertyków z natury nieskorych do okazywania entuzjazmu, teoria szczęścia wyklucza.
5.
Jaka zatem w szczegółach jest teoria dobrostanu? Po pierwsze, musimy zauważyć – od tego zaczyna Seligman – że o ile szczęście jest czymś realnym (mimo trudności z definicją), o tyle dobrostan w rozumieniu psychologii pozytywnej, jak ją rozumie Seligman, jest – uwaga! – konstruktem. Ważne: „Dobrostan to konstrukt złożony z kilku wymiernych elementów – każdy z tych elementów jest czymś realnym i wchodzi w skład dobrostanu, jednak żaden z osobna nie określa sam w sobie dobrostanu”. Elementy dobrostanu, których w ujęciu Seligmana jest pięć. Pierwsze dwie to: 1) pozytywne emocje (a zatem podobnie jak w teorii prawdziwego szczęścia); 2) pochłonięcie (znane też jako przepływ, flow). Problemu z nimi nie ma. Spełniają trzy kryteria stawiane elementom dobrostanu. Przyczyniają się do dobrostanu, ludzie zabiegają o nie dla nich samych, a także dają się mierzyć niezależnie od reszty elementów. Składnik 3) sens – z tym jest trudniej. Sens, pisze Seligman, jest składnikiem subiektywnym. Ale nie jest stanem czysto subiektywnym. Może nam się wydawać, że coś miało „głęboki sens”, a potem możemy zdać sobie sprawę, lub zostać przekonani do tego, że nie miało sensu wcale. Mimo to, w momencie, kiedy się angażujemy i kiedy dostrzegamy sens naszych działań – on jest. A jeśli jest, także przyczynia się do dobrostanu i dążymy do niego dla niego samego. No i można poczucie sensu mierzyć, niezależnie od pozytywnych emocji czy doświadczenia pochłonięcia. Te trzy elementy są ważne, ale to nie wszystko. Jest jeszcze poczucie osiągnięcia – element nr 4. Ludzie – stwierdził Seligman po wysłuchaniu uwag znajomej – faktycznie szukają w życiu czegoś więcej niż tylko pozytywnych emocji i poczucia sensu, czegoś więcej niż „życia przyjemnego” i „życia dla idei”. Ludzie pragną wiedzieć i czuć, że coś osiągnęli. Nawet, kiedy – w czyjejś ocenie, patrząc z boku – nie wiąże się to z pozytywnymi emocjami, nie ma głębszego sensu, ani nie poprawia związków (relacji) z innymi. Dążenie do wygrywania dla samego wygrywania widać w wielu dziedzinach. Seligman opowiada o brydżystach, do których sam się zalicza, ale pokazuje też milionerów, którzy gromadzą majątek, a następnie – w geście niezrozumiałym dla wielu – rezygnują z niego. „Najpierw wygrywali dla samego wygrywania – komentuje ich postawę psycholog – potem szukali głębszego sensu”. Dlatego właśnie, ze względu na takich ludzi, teoria dobrostanu wymaga uzupełnienia o element zwany „poczuciem osiągnięcia”, co można rozumieć jako „życie jako dążenie do osiągnięć”. Jest jeszcze jeden argument za uwzględnieniem czwartego elementu: Seligman chce, by psychologię pozytywną odbierano nie jako naukę mówiącą ludziom, co i jak mają robić, lecz jako naukę opisującą, co rzeczywiście ludzie robią dla swojego dobrostanu.
6.
Związki z innymi. To ostatni, 5 element teorii dobrostanu. Jego wagę można oddać jednym cytatem: „Inni ludzie to najlepsze lekarstwo na życiowe dołki, a także najpewniejsza recepta na znajdywanie życiowych górek”. Ponieważ jest to tak proste, wymaga jedynie praktyki. Dlatego w tym miejscu Seligman przechodzi do propozycji ćwiczenia „wymyśl na jutro jakiś całkowicie nieoczekiwany dobry uczynek i zrób go”. A gdyby komuś brakowało uzasadnień dla 5 elementu, gdyby ktoś zastanawiał się, po co są związki z innymi i czy naprawdę tak korzystnie na dobrostan wpływają, może przeczytać dygresję o tym, czemu mamy tak duże mózgi, która kończy rozdział o składnikach teorii dobrostanu. Wniosek Seligmana jest jeden: „Już raczej pozytywne związki są tak podstawowym warunkiem sukcesu gatunku Homo sapiens, że ewolucja dodatkowo je umacnia i wspiera pozostałymi czterema elementami dobrostanu, tak aby nam nie przyszło nawet przez myśl obywać się w życiu bez pozytywnych związków”. Podsumowując, napisał Seligman: „Teoria prawdziwego szczęścia jest jednowymiarowa: chodzi w niej o dobre samopoczucie; twierdzi się w niej, że życiowe wybory podejmujemy z myślą o osiągnięciu jak najlepszego samopoczucia. Teoria dobrostanu opiera się na pięciu filarach, u których podstaw leżą silne strony. Pod względem metody i meritum teoria dobrostanu jest pluralistyczna (…)”. Prosty przykład potwierdzający wyższość teorii dobrostanu nad teorią prawdziwego szczęście przedstawia Seligman, pisząc, że „gdyby naszym jedynym celem było osobiste szczęście w przyszłości, gotowi bylibyśmy posadzić naszych starych rodziców na krze lodowej, skazując ich na pewną śmierć. (…) Dopiero kiedy spojrzymy szerzej na dobrostan i uwzględnimy w nim sens życia albo związki z innymi, stanie się jasne, dlaczego decydujemy się na dzieci i jesteśmy gotowi opiekować się starymi rodzicami”.
7.
Celem psychologii pozytywnej, a zwłaszcza teorii dobrostanu jest zwiększenie rozkwitu w życiu osobistym i na całym świecie. Czym jednak jest rozkwit? Na wytłumaczenie definicji („rozkwit danej osoby oznacza posiadanie kompletu „cech zasadniczych”, a także trzech z sześciu „cech dodatkowych””) poświęca Seligman kolejny rozdział „Pełni życia”, w którym jest trochę tabelek i wyliczeń. Prowadzą one do wniosku, że dobrostan można tworzyć (Seligman pisze „budować”). Jak jednak dokonać tego? Jak sprawić, by dobrostan w naszym życiu osobistym i społecznym wzrastał? Temu poświęcona jest dalsza część „Pełni życia”. Seligman opisuje w niej ćwiczenia z „tworzenia szczęścia” (tu „szczęście” oznacza „dobrostan”). Podaje przepis na psychoterapię pozytywną w 14 sesjach. Rozprawia się z „małym szpetnym sekretem związanym z psychoterapią i środkami farmakologicznymi” (w rozdziale tak zatytułowanym). Pokazuje, jak zamienić terapię dla par, które w wykonaniu terapeutów spoza szkoły psychologii pozytywnej są przeprowadzane tak, że „małżonków uczy się lepiej kłócić”, na terapię pozytywną, uczącą „reakcji aktywnych i konstruktywnych” w odpowiedzi na komunikaty partnera. W podrozdziale „Radzenie sobie z negatywnymi emocjami” pojawia się znamienne, bardzo osobiste wyznanie: „Jestem urodzonym pesymistą”. W innym podrozdziale pisze Seligman, jak to zdawało mu się, kiedy jako terapeuta pomagał pacjentowi pozbyć się złości, lęków i smutku, że otrzyma „szczęśliwego pacjenta”. A tym, co się pojawiało, był „pacjent pusty”. To właśnie tego typu doświadczenia sprawiły, że pomyślał: „Działo się tak dlatego, że umiejętności potrzebne do życiowego rozkwitu – znajdowanie pozytywnych emocji, sensu życia, dobrej pracy i dobrych związków – to coś innego niż umiejętność zminimalizowania cierpienia”. „Pełnia życia” jest w znacznej mierze – i to czyni tę pracę jeszcze ciekawszą – pamiętnikiem. Dowiedzieć się z niego można o wczesnych fascynacjach, np. Freudem i Schopenhauerem, o zmianie podejścia do filozofii i osoby Wittgensteina, czy wreszcie o tym, jak wielkim pragnieniem dla Martina E. P. Seligmana było zawsze móc „pracować nad autentycznymi życiowymi problemami”. Niektóre elementy tej historii znane są już czytelnikom z poprzednich książek Seligmana, inne pokazują lepiej, dokładniej jego życiową drogę. Wróćmy jednak do „Pełni życia”.
8.
Kolejnych pięć rozdziałów osnutych jest wokół idei iście rewolucyjnej: możemy nauczać dobrostanu – twierdzi Seligman – i wręcz musimy to robić. Muszą robić to szkoły każdego szczebla oraz powinno się tego nauczać w instytucjach takich, jak choćby armia (która zresztą już to robi, przynajmniej amerykańska, i jeden z dalszych rozdziałów jest o przygodach Seligmana z wojskiem). Wszystko zaczyna się od programu studiów magisterskich z dziedziny pozytywnej psychologii stosowanej (Master of Applied Positive Psychology, w skrócie MAPP). Początki programu MAPP sięgają roku 2005. Opowiada o tym Seligman, prezentując także istotne składniki stosowanej psychologii pozytywnej. Jest w tym miejscu o Barbarze L. Fredrickson, „geniuszu badań laboratoryjnych” nad pozytywnością (jej „Pozytywność” ukazała się po polsku) i w tym miejscu przypomina się teoria pozytywności Barbary L. Fredrickson oraz wypracowana dzięki modelom matematycznym Marciala Losady zasada trzymania się proporcji 3:1, czyli na trzy pozytywne doświadczenia jedno negatywne. Pisała Fredrickson: „Doświadczenie stuprocentowej pozytywności pozbawia życie człowieczeństwa. Oznacza, że chowasz głowę w piasek, a ludzie się od ciebie odwracają. Proponowany przeze mnie przepis jest rozsądniejszy: pozytywna proporcja winna wynosić co najmniej 3 do 1. Oznacza to, że na każde ściskające serce negatywne doświadczenie emocjonalne powinny przypadać co najmniej trzy rozpierające serce pozytywne doświadczenia emocjonalne, które podniosą cię na duchu. Ta proporcja okazała się punktem przełomowym, który decyduje, czy człowiek trwa w stagnacji, czy rozkwita.” Jeszcze jedna uwaga Fredrickson: „Negatywność też jest ważna. Bez niej nie można rozkwitnąć. (…) Piękno proporcji 3 do 1 polega na tym, że pozwala nam ona doświadczać całego spektrum ludzkich emocji. Nie ma takich emocji, których trzeba się wyrzec raz na zawsze.” „Obliczenia Losady – podsumowuje ten matematyczny wątek psychologii pozytywnej Fredrickson w „Pozytywności” – prowadzą do śmiałej tezy, że tylko przy proporcji pozytywności większej niż 3 do 1 dawka pozytywności jest odpowiednio wysoka, aby człowiek mógł rozkwitać”. Wkładem badaczki było zastosowanie modeli Losady do eksperymentów nad jednostkami i ustalenie, że ludzie rozkwitający zdarzają się dość rzadko, jednak – zdarzają się. To z kolei doprowadziło do stworzenia testów pozytywności (patrz: www.positivityratio.com) i dalszych wniosków. M.in. tego, że stosunek pozytywności do negatywności można postrzegać, jak twierdzi Fredrickson, jako „chwiejną równowagę między lewitacją a grawitacją”. Lewitacja unosi człowieka, to jest radość. Ale niekontrolowana grawitacja sprawia, że ten sam człowiek pogrąża się w nieszczęściu. „W odpowiednim połączeniu – pisze Fredrickson – te dwie przeciwstawne siły powodują jednak, że stajesz się żywotny, dynamiczny, trzeźwo myślący i gotowy na wszystko. Stosowna negatywność daje obietnicę ciężaru, który zakorzenia cię w rzeczywistości. Płynąca z serca pozytywność zapewnia z kolei lekkość, która przysparza energii i czyni cię gotowym do rozkwitu.” To tak, jak z żaglówką, dodaje badaczka. Żagiel to pozytywność, kil – negatywność. Nie da się pływać na żaglówce normalnie, kiedy brakuje jednego lub drugiego. Koniec dygresji. Seligman pisze dalej o coachach i coachingu, które wciąż są za mało znane i często bardzo dowolnie traktowane z braku uregulowań prawnych. Ważne są również jego uwagi o powołaniu, jako zapomnianej, a wciąż przydającej się kategorii myślenia o pracy, której się człowiek podejmuje. Najbardziej porywające na tych stronach są opowieści uczestników szkolenia MAPP. Osobiste relacje kobiet i mężczyzn, którzy skorzystali z kursu MAPP w życiu prywatnym i pracy, w biznesie i na co dzień. „To nie ja wybrałem psychologię pozytywną – to ona wybrała mnie” – dodaje swoje wyznanie Seligman. I dodaje: „Powołanie – czyli wezwanie do działania, a nie własna decyzja – jest starym słowem, ale opisuje coś prawdziwego. Pozytywna psychologia przemówiła do mnie niczym płonący krzew do Mojżesza”. Od dawna już socjolodzy odróżniają pojęcia „pracy”, „kariery” i „powołania”. Wiadomo, że pracuje się dla pieniędzy, karierę robi dla awansów, a powołanie jest czymś wielkim samo z siebie. Warto o tym pamiętać, wybierając zajęcie, któremu poświęcimy życie – Seligman nie waha się przypomnieć tej banalnej, lecz wciąż aktualnej prawdy. Niestety, szkoły uczą, jak radzić sobie w pracy, grupy społeczne podpowiadają czasem, jak robi się karierę, natomiast nikt nie uczy młodych ludzi, czym jest powołanie i czemu jest takie ważne. Dlatego w „Pełni życia” kolejny rozdział zatytułowany jest „Pozytywna edukacja: jak uczyć młodych ludzi dobrostanu”.
9.
Po opisaniu, jak może i jak powinna wyglądać edukacja młodych w zakresie nauki o tworzeniu dobrostanu własnego i społecznego, przechodzi Seligman do części 2, zatytułowanej „Rodzaje rozkwitu”. Zaczyna się ona rozdziałem „Zacięcie, charakter i osiągnięcia: nowa teoria inteligencji”. Jest ona naprawdę potrzebna, przekonuje Seligman, jeśli wziąć pod uwagę, że pod naciskiem politycznej poprawności i konwencjonalnego myślenia „od niemal stu lat za niepowodzenia uczniów winimy nauczycieli, szkoły, przepełnione klasy” itd., itp., – wszystko i wszystkich, tylko nie samych uczniów. Czemu tak jest? Ponieważ w naukach społecznych, pisze Seligman, „charakter już dawno wyszedł z mody”. Czas wrócić zatem do starego dobrego pojęcia charakteru, oraz do nauki jego, jak to się dawniej mówiło, wyrabiania. W tym miejscu wchodzi Seligman w otwarty spór z klasycznymi teoriami socjologicznymi a nawet psychologicznymi, jest ot jednak konieczne, jeżeli ma pojawić się naprawdę nowa jakość edukacji. Rzecz w tym, jak pisze, by nie popychała nasz przeszłość, lecz przyciągała przyszłość i byśmy wiedzieli, że mamy wolę zdolną przełamać schematy. Budowanie charakteru nie jest, rzecz jasna, celem samym w sobie (choć może być). Nad charakterem warto pracować – i Seligman podaje, jak to robić i na co zwrócić uwagę – jeżeli myśli się poważnie własnym w dowolnej dziedzinie sukcesie, a konkretnie o budowaniu elementów sukcesu. Sukcesy wynikają, jak pisze Seligman w swojej teorii, z tego, że „osiągnięcia = umiejętność pomnożona przez wysiłek”. Co jednak można zrobić konkretnie, by zwiększyć efektywność własną lub dziecka? Odpowiedź jest prosta i taka sama dla każdej dziedziny, jaką się zajmujemy: „Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć”. Dlaczego? Ponieważ nie mamy wpływu na szybkość myślenia nad problemami z naszej dziedziny (możemy ją tylko ćwiczyć); nie mamy wpływu na tempo uczenia się (możemy je tylko ćwiczyć); i w zasadzie ćwiczenie to jedyne, co możemy robić, doskonaląc się w danej dziedzinie.
10.
„Do niedawna uznawałem pozytywną edukację za szczytny ideał, jednak nie byłem pewny, czy kiedykolwiek uda się ją wprowadzić w życie. Jednak w tej chwili dokonuje się coś wielkiego, co może stać się dla niej punktem przełomowym.” Tymi słowami kończył Seligman część dotyczącą planów i projektów dotyczących edukacji szkolnej, by w następnym rozdziale opisać swoją przygodę z armią amerykańską, która odkryła dla siebie psychologię pozytywną i postanowiła zainwestować w tę dziedzinę, zapraszając Seligmana na konsultacje, a następnie prosząc go o napisanie kursu dla armii, co oczywiście zrobił. „Czytaliśmy pańskie książki i chcielibyśmy usłyszeć, jaki miałby pan pomysł dla armii” – usłyszał Seligman od płk. Jill Chambers. I Seligman wyzwanie przyjął. W ten sposób powstało szkolenie oparte na modułach do wyćwiczenia. Żołnierzy szkoli się więc w zakresie sprawności emocjonalnej, sprawności rodzinnej, sprawności społecznej, a także, co nie powinno zaskakiwać, sprawności duchowej. Ta część „Pełni życia”, którą można nazwać „przygodą z armią” to bardzo interesujący rozdział, ale też – w szerszej perspektywie – niezwykle ważne doświadczenie na przestrzeni całego życia Martina Seligmana, podsumowujące jego wieloletnie badania i przemyślenia. Nic dziwnego, że to armia skłoniła psychologa do napisania: „Cała myśl niniejszej książki opiera się na tym, że optymalna skuteczność w pracy jest ściśle związana z wysokim poczuciem dobrostanu; im wyższe jest pozytywne morale, tym lepiej pracujemy”. Nic dziwnego, że wojsko pozwoliło na wyrażenie tego w tak dobitny sposób. W wojsku jeszcze kultywuje się pojęcie „charakteru” w sposób, o jaki chodzi Seligmanowi. Nie będę przedstawiał całego projektu Seligmana dla armii (radzę sięgnąć po „Pełnię życia”, bo rozdziały o odporności psychicznej i wzroście potraumatycznym są fascynujące), napiszę jeszcze tylko, że najbardziej spodobała mi się z tej książki opowiastka o tym, jak Seligman wraz z amerykańskimi sztabowcami znalazł się na jakimś szkoleniu i gościu prowadzący rzucił hasło: „W dwudziestu pięciu słowach przedstawcie swoją filozofię życia. W trzy minuty”. Wszyscy wymiękli, tylko gen. Rhonda Cornum niespeszona wzięła pióro i zaczęła pisać. Reszta siedziała sztywno, no bo jak tak można: taki poważny temat, filozofia życiowa, a tu trzy minuty i dwadzieścia pięć słów tylko. No i wyszło na to, że tylko pani generał odrobiła ćwiczenie. Na kartce miała napisane: „Wyznacz priorytety: A, B, C. Odrzuć C”. Jest to, dodam jeszcze, podobne do mądrości Rumiego, którą przypomniała Elizabeth Gilbert w „Jedz, módl się, kochaj”: „Wielki suficki poeta i filozof Rumi poradził kiedyś swoim uczniom, żeby zapisali trzy rzeczy, których pragną najbardziej w życiu. Jeśli któraś z pozycji na liście będzie w niezgodności z którąkolwiek inną pozycją, ostrzegł ich Rumi, czeka was los ludzi nieszczęśliwych. Lepiej żyć, skupiając się na jednym, nauczał”. W języku wojskowym mowa o „priorytetach”, suficki mędrzec mówi o „pragnieniach”, ale idea jest ta sama. Co najważniejsze, gen. Rhonda Cornum otrzymała rozkaz wdrożenia programu Seligmana – tak działa armia, czasem, jak widać, z korzyścią dla ludzi.
11.
Niewiele już zostało do dodania. Rozdział 9, przedostatni, traktuje o biologii optymizmu przekładającej się na pozytywne zdrowie fizyczne. A rozdział 10 to opis politycznych i gospodarczych wymiarów dobrostanu. Jest jeszcze załącznik, test „Wartości w działaniu: zalety szczególne”, ten sam, który był już publikowany w „Prawdziwym szczęściu” (wyd. pol. 2005). Książkę kończy tak naprawdę afirmacja, którą Seligman kieruje do nas, czytelników: „Wszyscy możemy powiedzieć „tak” przyrostowi pozytywnych emocji. Wszyscy możemy powiedzieć „tak” większemu pochłonięciu tym, co robimy. Wszyscy możemy powiedzieć „tak” lepszym związkom z innymi. Wszyscy możemy powiedzieć „tak” głębszemu sensowi naszego życia. Wszyscy możemy powiedzieć „tak” pozytywnym osiągnięciom. Tako rzecze Marty.
Martin E.P. Seligman, „Pełnia życia. Nowe spojrzenie na kwestię szczęścia i dobrego życia”. Przeł. Piotr Szymczak. Media Rodzina 2011.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.