Przygody Jakuba, zwanego też Szczurzym Ojcem, mistrza małodobrego z akademii katowskiej w Bieczu, to dobra rozrywka. Przy czym nie wiem, dlaczego, ale słowo rozrywka w kontekście „Gwiazdozbioru kata” kojarzy mi się tak literalnie – z rozrywaniem. Skojarzenie dziwne, lecz chyba uzasadnione, skoro o właśnie o rozrywaniu, łamaniu, cięciu, kastrowaniu, przypalaniu, wydłubywaniu i innych tego typu finezyjnych zajęciach w książce tej opowiada się dużo i ze szczegółami. Że czyta się to dzieło – kolejne jakoś ułomnie pasujące tu słowo – z przyjemnością, to też dla wielu może być doświadczenie zaskakujące. A można czytać tak właśnie. I trzeba przyznać, że autorowi udała się sztuka nie lada, bo w końcu sztuką jest z postaci na co dzień trudniącej się zadawaniem jak największego bólu, z postaci, której raczej bać się odruchowo należy, uczynić bohatera sympatycznego, ba, chwilami szczerze wzruszającego nawet. A małodobry z „Gwiazdozbioru” Dębskiego porusza, wzrusza i naprawdę jest sympatyczny. Być może z tego powodu, że nosi w sobie, w sensie ścisłym, bo uwięzioną na zawsze, duszę swojej ukochanej kobiety, zamordowanej okrutnie prostytutki Blanki. Z którą rozmawia, która jest inna od niego i która mocno dodaje głębi jego katowskiej, w sumie powinno być, że nie bardzo skomplikowanej osobowości. Przygody Jakuba z Bieczu to, jako się rzekło, niezła, chociaż dodajmy: miejscami tylko dla ludzi o mocnych nerwach, rozrywka. Lecz to nie tylko rozrywka, bo i problemy, jakie ten kat w swojej zawiłej drodze rozważa, do najłatwiejszych bynajmniej nie należą. W swoim pościgu za sprawcą okrutnej zbrodni (gwałt na kilkuletniej dziewczynce) to ludzkie dobro, a przede wszystkim zło, okrucieństwo i przemoc i to w swoich najperfidniejszych przejawach – zaprzątają myśli Jakuba i stanowią tematy jego rozmów z postronnymi, drugorzędnymi postaciami. Ten mistrz katowski, nosiciel Czarnej Zarazy, nie podaje może zbyt wielu odpowiedzi na te fundamentalne pytania, jakie go dręczą, lecz stawia je bardzo – nomen omen – dotkliwie i w scenerii przyprawiającej niejednokrotnie o szybsze bicie serca. Rafał Dębski, autor tej – aż się ciśnie na usta powiedzieć – okrutnie ciekawej powieści zrobił wiele, by konceptualnie zaskoczyć obytego już z niejedną dziwnością czytelnika. Jak dla mnie: udała się sztuczka. Ta książka obchodzi schematy. Jednakże – ostrzegam ciekawych – nie należy jej brać do czytania po nazbyt obfitym posiłku. Bo język jest tu bardzo plastyczny.
Rafał Dębski, „Gwiazdozbiór kata”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2007.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.